Prolog

3.2K 81 17
                                    

*Max*

Siedziałem właśnie w swoim ulubionym miejscu w domu, czyli garażu i karmiłem swoją małą hodowlę królików. Chyba musiało mi coś zostać z nastoletnich lat. Tak w ogóle to jestem już 21-latkiem i od roku też mężem mojej Alison. Już niebawem przyjdzie na świat nasza mała córeczka. Tylko jest jeden problem. Ciąża mojej żony utrzymuje się już dziewiąty miesiąc, co u dzieci super herosów się nie zdarza. Lekarze z Metroburga podejrzewają, że nasze dziecko nie będzie posiadało żadnych mocy. Tak szczerze to bardzo mnie to martwi i nie chodzi o to, że chciałbym, aby moja córcia poszła w ślady Grzmotomocnych i została heroską, tylko że nie będzie potrafiła się bronić przed moimi wrogami, których jako lokalny superbohater Cold Town nabawiłem się już sporo. Moje rozmyślenia nad niebezpieczeństwem, jakie czyha na moją nienarodzoną córeczkę, przerwał krzyk Alison. 

- MAX, JA RODZĘ!!! - z prędkością światła znalazłem się obok mojej ukochanej. 

- Kochanie spokojnie. Już zabieram cię do szpitala. - wziąłem Alison na ręce i zaniosłem do naszego Grzmoto-wozu, który był ulepszoną wersją tego taty, jednak z wyglądu niczym się nie różnił. Włączyłem tryb super szybkiej jazdy, dzięki czemu w kilka minut znaleźliśmy się w jednym z metroburskich szpitali. Mimo tego, iż prawdopodobieństwo tego, że dziecko będzie posiadało super moce były niewielkie, to i tak lepiej dmuchać na zimne. Lekarze wzięli moją żonę na porodówkę, a mi kazali poczekać na korytarzu, gdyż rodzeniu superherosowego dziecka towarzyszą różne dziwne sytuacje. Pamiętam, jak rodziła się Chloe. Wtedy cały nasz dom spowiły pioruny. Z niecierpliwością oczekiwałem, aż ktoś w końcu wyjdzie i powie mi, co z Alison i z dzieckiem. Jak na zawołanie, z sali porodowej wyszedł jakiś facet, tak co najmniej po pięćdziesiątce. Kurcze, koleś mógłby wybrać się już na emeryturę, ale niech mi najpierw powie to, co chcę wiedzieć. 

- Pan Grzmotomocny? - zapytał, nie wyrażając żadnych emocji. 

- Tak, to ja. - odpowiedziałem najspokojniej, jak się tylko dało, chociaż od środka ogarniała mnie panika, jak chyba każdego ojca, któremu właśnie rodzi się pierwsze dziecko. 

- Mam dla pana dobrą i złą wiadomość. - powiedział, zachowując kamienną twarz. Weź człowieku w końcu coś powiedz, bo zaraz zwariuję. 

- Dobra jest taka, że urodziła się panu zdrowa córeczka. - słysząc tą wiadomość, na mojej twarzy zagościł szeroki uśmiech, który lekarz, sądząc po jego minie, zamierzał zgasić. - Zła natomiast jest taka, że po szczegółowych badaniach możemy stwierdzić, iż pana córka jest normalsem, zupełnie jak żona. 

- To nic nie zmienia. Mogę wejść i zobaczyć się z żoną i córką? - spytałem, co bardziej brzmiało, jak stwierdzenie. 

- Tak, tylko proszę zachować spokój. - odpowiedział i odszedł, wpatrując się w jakąś kartotekę. Aż dziwne, że się z nikim nie zderzył. Wszedłem do sali, gdzie leżała miłość mego życia, trzymając na rękach naszą córeczkę. To był jeden z najpiękniejszych widoków w całym moim życiu, a myślałem, że najpiękniejszy był widok aresztowanego super łotra z miasta, którego całe tygodnie nie potrafiłem pokonać. Z wielkim uśmiechem na twarzy podszedłem do łóżka żony i usiadłem na nim, przyglądając się córeczce. 

- Wykapana mama. - stwierdziłem, nie odrywając wzroku od małej. 

- Nie, oczy ma całe twoje. - Alison miała rację. Kolor oczu odziedziczyła po mnie. 

- Jest taka piękna. Myślę, że powinniśmy ją nazwać, Bella. 

Tydzień później 

Po raz kolejny udało mi się ocalić nasze miasto przed super łotrem. Pokonanie go było proste. Kurcze, nawet ja, kiedy miałem fazę, byłem lepszym złoczyńcą, niż on. Ludzie, będący na miejscu, zaczęli mnie oklaskiwać, a dziennikarze zaczęli się przepychać, abym udzielił im wywiadu. Już się przyzwyczaiłem do tego typu sytuacji. 

- Super-grzmocie, po raz kolejny Cold Town jest ci wdzięczne za ocalenie mieszkańców przed niebezpieczeństwem. 

- To moja praca. Zapewniam, że dopóki tutaj jestem, mieszkańcy naszego kochanego miasta mogą spać spokojnie. 

- Dziękujemy jeszcze raz Super-grzmocie. - po całej tej akcji wróciłem do domu, gdzie zastałem swoją żonę, kołyszącą na rękach Bellę i oglądającą jednocześnie wiadomości, w których reporterka ze szczegółami opowiadała o mojej kolejnej udanej akcji. 

- Witaj skarbie! - powiedziałem, jak gdyby nigdy nic i usiadłem obok swoich ukochanych dziewczyn na kanapie. 

- Max, musimy poważnie porozmawiać. - ton mojej żony sugerował, że sprawa jest niezwykle poważna. 

- O co chodzi? - spytałem, nie wiedząc, czego się spodziewać. W odpowiedzi Alison spojrzała na telewizor, gdzie aktualnie leciał przeprowadzany ze mną wywiad. 

- Słuchaj, skoro Bella nie posiada żadnych super mocy, jest całkowicie bezbronna. Co będzie, jak któryś z tych łotrów, jakich załatwiłeś, lub załatwisz, zrobią jej jakąś krzywdę? - spytała, hamując łzy. 

- Wiem. Też mnie to martwi. - przytuliłem żonę i spojrzałem smuto na Bellę. Taka malutka i taka bezbronna. 

- Sporo nad tym myślałam i rozmawiałam również z twoimi rodzicami. Obawiam się, że jedynym wyjściem będzie ukryć przed nią, że jesteście superbohaterami. Bella nie może wiedzieć, ile ma z nimi wspólnego. Ten temat musi być dla niej całkowicie obcy. - oznajmiła ze łzami w oczach. 

- Masz rację. Musimy to wszystko przed nią ukryć dla jej dobra. Jeśli sama nie może się bronić, my mamy obowiązek zapewnić jej bezpieczeństwo. Postanowione. Tożsamości Super-grzmota i innych super herosów nie będą jej znane. 

Koniec. Witam Was Drodzy Czytelnicy w mojej kolejnej książce o tematyce Grzmotomocnych. Już kiedyś napisałam opowiadanie, opisujące życie córki Phoebe, ta natomiast będzie o córce Maxa. Mam nadzieję, że się spodoba. W tym prologu pojawiło się nawiązanie do odcinka "Narodziny super heroski." Do pierwszego rozdziału!

Grzmotomocni : Rodzinna TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz