1. Urodziny

1.9K 60 8
                                    

*Bella*

Wstałam dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze, ale to było dość oczywiste, skoro dziś są moje szesnaste urodziny. Na tą okazję trzeba się jakoś lepiej ubrać. Zajrzałam do garderoby i wyciągnęłam z niej prostą niebieską sukienkę przepasaną czarną wstążką. Ubrałam się i zaraz po tym podeszłam do toaletki, aby zrobić lekki makijaż oraz ogarnąć włosy. Z wyglądu bardzo przypominałam mamę z nastoletnich lat z tą różnicą, że ja mam brązowe oczy i przefarbowałam sobie włosy na czarne z niebieskim ombre. Tylko ja wiedziałam, jaka jest symbolika tych kolorów. To były oczywiście kolory stroju Super-grzmota, naszego lokalnego superbohatera, którego bardzo podziwiam. Mam pod łóżkiem całe pudło z jego plakatami. Ktoś by mógł zapytać, dlaczego ich nie powieszę? Odpowiedź jest zarazem prosta i niezrozumiała. Moi rodzice nie pozwalają mi na fascynację tym superbohaterem, jednak nigdy nie wyjaśnili mi, dlaczego. Z rozmyśleń wyrwał mnie ruch zza moich pleców. Odwróciłam się z wielkim uśmiechem na twarzy i spojrzałam na klatkę, w której mieszkał Lemy, najcudowniejsze stworzonko na tej planecie. Lemy to mój ciemnoszary królik, którego dostałam od rodziców na poprzednie urodziny. Pokochałam tego zwierzaka, gdy tylko go zobaczyłam. Chyba słabość do tych długouchych stworzeń mam po tacie, który jest właścicielem jednego z największych sklepów zoologicznych w mieście. Oprócz tego jeszcze wymyśla gadżety do pielęgnacji królików i nie tylko. Moim zdaniem jego sklep to jedno z najlepszych miejsc w całym Cold Town. Podeszłam do klatki swojego futrzanego przyjaciela i otworzyłam ją. 

- No cześć Lemy, jak się spało? Proszę, masz tu karmę. - mówiąc to, nasypałam trochę zawartości stojącego obok, pudełka do miski. - A jak mama nie będzie patrzeć, to zakoszę ci jakąś marchewkę z kuchni, co ty na to? - pogładziłam Lemy'ego po futerku, po czym zamknęłam klatkę i zeszłam na dół, gdzie czekała już na mnie mama z tortem urodzinowym w rękach. 

- Wszystkiego najlepszego, córuś! - powiedziała uśmiechnięta kobieta, której byłam młodszą kopią. 

- Dziękuję, mamo! - po pomyślanym życzeniu zdmuchnęłam świeczki. Jak można się domyśleć, było nim spotkanie Super-grzmota tak, aby móc z nim na spokojnie porozmawiać, jednak nie wydaje mi się, żebym kiedykolwiek miała taką okazję, zwłaszcza, że nie mogę rozmawiać o mojej fascynacji z rodzicami. A no właśnie. 

- Gdzie jest tata? - spytałam, zauważywszy brak trzeciego członka rodziny. Miałam wrażenie, że mama się trochę zmieszała tym pytaniem. 

- Skarbie, tata musiał pilnie coś załatwić. - znów ta sama śpiewka. On zawsze musi coś pilnie załatwić. Domyślam się, że prowadzenie własnego biznesu może być trudne i wymagać poświęcenia większej ilości czasu, ale bez przesady. Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Czyżby już przyjechały? Ale tak szybko? Mowa tu o moich kuzynkach, które są również moimi przyjaciółkami. Susan to córka cioci Phoebe i wuja Linka, zaś Winny jest córką wujka Ostryga i cioci Cherry. Tak się szczęśliwie złożyło, że obie dziewczyny są w moim wieku. Niestety, nie możemy za często się widywać, gdyż Susan mieszka we FlashLight City, zaś Winny w Skrytowicach. Oba te miasta położone są od Cold Town dość daleko, dlatego mamy ograniczony kontakt. Bez zastanowienia poszłam otworzyć drzwi, a moim oczom ukazały się dwie nastolatki. Jedna z nich miała brązowe włosy i zielone oczy. Ubrana była w szarą sukienkę i rockową kurtkę. Dziewczyna była żeńską wersją swojego ojca, znanego mi jako wujek Ostryg. Starsza, jeśli brać pod uwagę kolejność miesięcy, była mieszanką swoich rodziców. Miała blond włosy i ciemnobrązowe oczy. Ubrana była w seledynową sukienkę z jasnoszarym bolerkiem. 

- Cześć dziewczyny! - przytuliłyśmy się wszystkie naraz. 

- Proszę, to dla ciebie. Wszystkiego najlepszego! - nastolatki wręczyły mi pakunek, w którym znajdował się śliczny wisiorek z błyskawicą. 

Grzmotomocni : Rodzinna TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz