Rozdział 10

650 33 2
                                    

Od rozmowy w kawiarni, ze Skarrą i dziewczynami, minął tydzień. W tym czasie dużo rzeczy, których się podejmowałam, robiłam w domu. Niezbyt miałam odwagę wychodzić na dwór, zwłaszcza samotnie, a w nocy nie opuszczałam naszego mieszkania nawet na metr. Nie teraz, kiedy wiedziałam, że ON gdzieś tam jest.

Shaker nadal próbował wydusić ze mnie prawdę, ale ja wciąż upierałam się przy swoim, że to tylko i wyłącznie moja sprawa. I że nie powinien się w to mieszać. Oczywiście, martwił się o mnie jeszcze bardziej, ale i tak nie dawałam za wygraną. Obiecałam, że kiedyś mu powiem, ale przecież nie mówiłam, kiedy. Równie dobrze, mogłam powiedzieć mu o tym będąc na łożu śmierci. Nic by to nie zmieniło. 

Dzisiejszego popołudnia, wraz z Shakerem, wypoczywaliśmy na balkonie, opalając się. Mało rozmawialiśmy, ale dobry relaks nam służył. W każdym razie, mnie na pewno.   

Przeleżeliśmy tak chyba z dwie godziny, nim do Shakera przyszła wiadomość sms-owa. Wziął telefon i zaczął sprawdzać pocztę. W tym czasie, ja nadal leżałam i wygrzewałam się w gorącym słonku, ciesząc się życiem. Zachichotałam.

Shaker wyrwał mnie z zadumy po trzech minutach grzebania w komórce. 

- Rasta organizuje jutro grilla - powiedział.

- No i co? - spytałam, z wciąż zamkniętymi oczami.

- No i to - Shaker spróbował naśladować mój ton - że zaprasza nas. I ciebie, i mnie. Myślę, że to bardzo dobry pomysł. Od tygodnia nie wyściubiłaś nosa poza to mieszkanie, a przyda ci się poznać nowych przyjaciół. Myślę, że moi koledzy z drużyny bardzo chętnie by cię poznali. 

Podniosłam się do siadu, spoglądając na mojego brata z ukosa.

To prawda, że to odosobnienie niekorzystnie na mnie wpływało. Miałam naprawdę ogromną ochotę wyjść w końcu do ludzi i poszaleć, jednak wydarzenia sprzed kilku miesięcy nie pozwalały mi na to. Zwłaszcza, że ON wciąż gdzieś tam był. Poza tym, wciąż jeszcze nie do końca doszłam do siebie po utracie mamy. Z drugiej strony, bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że przecież nie mogę wiecznie unikać ludzi i kryć się za plecami brata. Musiałam być silna i zdecydowana! Dobrze to wiedziałam.

Shaker również dźwignął się do pozycji siedzącej, spoglądając na mnie w wyczekiwaniu. Widać było po nim, że bardzo chciał, abym się zgodziła. Pomyślałam sobie, że pewnie sprawiłabym mu tym wielką radość, gdybym zakolegowała się z jego przyjaciółmi z drużyny. Zawsze marzył o zostaniu zawodowcem Superligi, a ja nigdy nie przestałam w niego wątpić. Kiedy wreszcie dopiął swego, byłam z niego szalenie dumna. Wiedziałam, że Shakerowi zależało na tym, bym zawsze go tak wspierała. 

Pewnie trzy tygodnie temu, kiedy tu przyjechałam, marzył o tym, bym była z nim na każdym kroku i wspierała go całą sobą. On zajmował się mną i troszczył się o mnie najlepiej jak mógł w tym czasie. Po śmierci mamy wspierał mnie i pomagał mi, mimo że miał własne życie. Ja również powinnam coś z siebie dać. Jeśli pójście z nim na tego grilla, rzeczywiście było dla niego tak ważne, to oczywiście muszę się zgodzić.

Uśmiechnęłam się do niego promienie.

Przez dłuższy moment wydawał się być dość zdezorientowany, ale po chwili odwzajemnił mój uśmiech, wysuwając na światło dzienne rządek prostych, białych zębów. 

- Z wielką radością pojadę z tobą na grilla do Rasty, braciszku - powiedziałam.  

- Naprawdę? - zapytał.

Wzruszyłam ramionami.

- Nie na niby - sarknęłam. - Jasne, że naprawdę! 

Shaker zerwał się ze swojego miejsca, po chwili zamykając mnie w szczelnym uścisku. Wiadomo, odwzajemniłam ów gest, nawet bardziej ochoczo. Mimo że nie widziałam jego twarzy, czułam, że był szczęśliwy. Cieszyło mnie, że nareszcie udało mi się wywołać na jego twarzy prawdziwy uśmiech. Że znów byłam dla niego oparciem, jak w dzieciństwie. 

W tym momencie przyrzekłam sobie, że już nigdy go nie zawiodę i za każdym razem, kiedy on mi pomoże, odwdzięczę mu się tym samym. Nie opuszczę go! Nigdy więcej!

Między nami zapanowało milczenie, które nie trwało jednak zbyt długo. Ledwie kilkanaście sekund po tym, jak się od siebie oderwaliśmy, odezwał się brzusio Shakera, wprawiając mnie w nagły atak zamaskowanej kaszlem głupawki. Braciszek się zarumienił.

- Chyba pora na obiad - zauważyłam.

- Chyba tak - zgodził się ze mną Shaker, obejmując mnie ramieniem. 

Poszliśmy do kuchni i nalaliśmy sobie do misek zupę pomidorową Shakera. Smakowało wyśmienicie! 

SupaStrikas: Pierścień, Ostrze i PazurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz