Rozdział 14

682 35 0
                                    

Mięso z grilla, które przyrządził nam Rasta, smakowało lepiej niż się spodziewałam. W prawdzie Shaker już wcześniej opowiedział mi, że kapitan Strikasów to prawdziwy mistrz grillowania, lecz nie przypuszczałam, że ktokolwiek mógłby przygotować tak pyszną karkówkę. Pierwszy raz w życiu zjadłam kawałek rzeczonego mięsa, biorąc przy tym dokładkę - tak bardzo mi smakowało!

Na ogół atmosfera upływała nam w miło, ale piłkarze więcej czasu poświęcali Shakerowi lub rozmowom między sobą, niż mnie, co trochę mnie dotknęło, ale nie dałam tego po sobie poznać. Siedziałam więc cicho, przysłuchując się im. Paplanina Matadora mnie w ogóle nie intrygowała, ale opowieść Northa o tym, jak zmierzył się z górą Mt Blanc, to było zupełnie coś innego. Uważnie słuchałam jego opowieści, próbując sobie wyobrazić, jak to wyglądało. 

W ten sposób upłynęła nam pierwsza godzina. 

Gdy wszyscy już zjedliśmy główne danie, Rasta zaproponował pływanie, film i gry. Ja, nie będąc przygotowaną na basen i nie chcąc spędzić wieczoru przed telewizorem, wybrałam gry. Oprócz mnie, tylko Joe, Klaus i North przystali na trzecią propozycję. Shaker, Ściana i Sokole Oko woleli pływać w basenie, a reszta siadła przed telewizorem.   

Początkowo nie byłam co do tego przekonana, ale grywanie z chłopakami, naprawdę było fajne!

Niestety nie cieszyliśmy się wolnym czasem na tyle długo, żeby dokończyć rozpoczętą przez nas grę w makao, ponieważ Rasta zawołał nas jeszcze na deser, a skoro wszyscy inni od razy ruszyli do stołu, nie wypadało byśmy zostali dłużej. 

Jak się okazało, podane przez kapitana, słodkie, smakowało przepysznie! Najsmaczniejszy był jego, ponoć, popisowy przysmak - sernik na zimno z galaretką truskawkową. 

Przez pierwszych dziesięć minut, nie rozmawialiśmy o niczym szczególnym. Taki stan rzeczy przerwał dopiero mój brat.

- Rasta - podjął - czemu Tygrysa tu nie ma? - zapytał.

Spojrzałam w stronę kapitana Supa Strikas, w oczekiwaniu na jego odpowiedź, podobnie jak pozostali siedzący przy stole. Również byłam bardzo ciekawa jego odpowiedzi.

Gibki Rasta wzruszył ramionami. 

- Spóźni się - odparł. - Ledwie wczoraj wrócił do domu z Japonii, a wcześniej ze trzy razy przesiadał się do innego samolotu. Dziś rano był wykończony, kiedy spotkałem go w sklepie spożywczym. Wyglądał jak siedem nieszczęść! Poradziłem mu więc, by to odespał, ale Tygrys obiecał, że zdąży wpaść przynajmniej na kawę. 

Wymieniliśmy z Shakerem porozumiewawcze spojrzenia, ale niczego nie skomentowaliśmy. 

Przyznam szczerze, że rozumiałam Tygrysa. Po dotarciu samolotu na lotnisko, z którego trzy tygodnie temu odebrał mnie brat, sama byłam wykończona. I zdrętwiała przy okazji. Taki długi lot to nic przyjemnego, choć ja i tak miałam lepiej niż on. Mój samolot nie miał żadnych przesiadek. Bo, w sumie, gdzie? Lecieliśmy przez Atlantyk! Zaś Tygrys, który leciał tutaj z Japonii, miał do pokonania o wiele dłuższy dystans - całą Azję i część Oceanu Spokojnego! To długi dystans! Założę się, że po dotarciu na miejsce, był żywym trupem. 

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Northa. 

- Więc, kiedy przyjedzie? - zapytał. - Tygrys, oczywiście. 

Rasta zastanowił się.

- Pewnie już niedługo - odparł. - Pewnie już jest w drodze, ale, znów, nie ma szans, by dojechał do nas tak szybko. Z tego co słyszałem, mieszka w bardzo odległej części miasta i nie raz ma spore kłopoty z dojechaniem na czas. Na treningi się nie spóźnia, bo na nie, akurat on, ma najbliżej, ale tu to co innego.

Już nikt więcej nie poruszał tematu Skrętnego Tygrysa. 

Po skończonym deserze, nie wróciliśmy do poprzedniego zajęcia. Zamiast tego, Rasta i Joe wyszukali dobry kawałek, do którego później wszyscy zaczęliśmy tańczyć. Bawiłam się doskonale! 

Jako że w naszym towarzystwie nie było zbyt wielu dziewczyn - w sumie, byłam jedyną dziewczyną na tym spotkaniu - tańczyłam po trochu z każdym z nich. Prócz Luźnego Joe. Nadal coś mnie odstraszało od tego jego uśmiechu; czy coś jest ze mną nie tak?! Najczęściej do tańca prosił mnie North Shaw, ale nie gorszym partnerem okazał się Klaus, z którym również chętnie tańczyłam. Shaker wręcz emanował szczęściem. Cieszyło mnie to. Właśnie o taki stan rzeczy mi chodziło, aby był zadowolony i uśmiechnięty. By czuł, że znów ma we mnie oparcie.

Po jakimś czasie, Luźny Joe zapuścił kolejny kawałek; tym razem był on wolny.  

Podszedł do mnie El Matador, wyciągając w moją stronę rękę.

- Moja piękna - zaczął, na co ja zachichotałam - czy uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną?

Uśmiechnęłam się do niego szelmowsko, po czym teatralnie skłoniłam mu się, ujmując jego dłoń.

- Ależ nie śmiałabym odmówić wielkiemu napastnikowi Superligi - odrzekłam.

Ponieważ był to dość długi kawałek, El Matador i ja, tańczyliśmy naprawdę długo! Kiedy już skończyliśmy, zaczęło zmierzchać. 

Niebo pochłonęła ciemność, której mroki rozświetlał księżyc z pomocą gwiazd. Chmur już niemal całkowicie nie było widać, na co się ucieszyłam, bo uwielbiałam obserwować nocne niebo, a one tylko by mi przeszkadzały. 

Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Dłoń Shakera.

- Zmęczona? - zapytał, choć brzmiało bardziej jak stwierdzenie oczywistego faktu.

- Oczywiście! - odpowiedziałam od razu.

- No to masz szczęście, bo Rasta zarządził pieczenie kiełbasek! - oznajmił mój brat, widocznie uradowany. Uśmiechnęłam się do niego.

Usiedliśmy sobie na ławkach wokół paleniska, przy którym siedzieli Rasta i Bo, męcząc się z rozpaleniem ognia. Zanim im się udało, zdążyłam wyciągnąć komórkę i wymienić się wiadomościami z Kot.

Do Kot: Co porabiasz?

Odpisała ledwie dwie minuty później.

Od Kot: Właśnie wróciłam do domu, od Skarry. Praktycznie przez cały dzień chodziliśmy po różnych miejscach w tym mieście. Jestem tak wycieńczona!

Uśmiechnęłam się.

Do Kot: A ja, od trzeciej po południu, jestem na grillu u Gibkiego Rasty. Zaprosił mnie i Shakera. Przyznam, że świetnie się bawię! Ale nogi mam jak z waty, bo przez całe dwie godziny tańczyłam i to, niemalże, z każdym z nich! Prócz Joe i Tygrysa, którego wciąż tutaj nie ma.

Na tym skończyło się nasze sms-owanie.

Po pierwsze: panowie wskrzesili w końcu ogień, więc można się było już wziąć za pieczenie kiełbasek, czego nie mogłam się doczekać. Uwielbiałam kiełbaski! Ponadto, jak na zawołanie, pojawił się Skrętny Tygrys.   

SupaStrikas: Pierścień, Ostrze i PazurOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz