19 // *I'll try my best*

224 27 11
                                    

Innsbruck, 15 X 2012

Przez ostatni miesiąc udaje mi się skutecznie ukrywać moją chorobę. Zrezygnowałem z treningów, dostałem silne leki, które niwelują te okropne bóle głowy. Lekarze mówią, że nie ma na ten moment konieczności operowania, ale prędzej czy później to nastąpi. Póki co pod pretekstem treningów i siłowni, chodzę dwa razy w tygodniu do szpitala na dwie godziny w ramach terapii, żeby spowolnić wzrost tego czegoś w mojej głowie. Jest mi cholernie źle z faktem, że okłamuję Cię w tak perfidny sposób. Nawet prosiłem Hayboecka, żeby nie mówił Ci że nie chodzę na treningi. Powiedział tylko, że nie będzie w tym uczestniczył i od tamtego czasu się do mnie nie odzywa. Obiecałem i jemu i Tobie, że nigdy więcej Cię nie okłamię, lecz znów to robię. Wmawiam sobie, że to dla Twojego dobra.

Z każdym dniem mojej choroby zastanawiam się czy warto brać ten ślub. Przecież niedługo i tak umrę. Niedługo będę musiał Cię zostawić, a nie chcę żebyś była wdową w tak młodym wieku.

Po dzisiejszej terapii czuję się trochę osłabiony, ale przed wejściem do mieszkania przyklejam na twarz sztuczny uśmiech. Piękny zapach obiadu unosi się w pomieszczeniu. Stoisz przy kuchence i nie słyszysz jak wchodzę, bo nasze mieszkanie wypełnia muzyka. Ten widok na chwilę poprawia mi humor. Podchodzę do Ciebie i obejmuję w talii, po czym całuję delikatnie w czubek głowy. Na mój widok lekko się uśmiechasz.

- O, dobrze, że jesteś. Obiad gotowy. Jak trening?

- Świetnie. - kłamię bez entuzjazmu, siadając przy stole.

Po obiedzie standardowo oglądamy film, ale chyba niezbyt Cię interesuje bo w pewnym momencie wstajesz i idziesz do naszej sypialni.

- Kochanie, nie widziałeś może tego katalogu z tego cateringu co moja mama ostatnio przyniosła? - pytasz.

- Jest w biurku, w lewej szufladzie. - odpowiadam zaabsorbowany fabułą filmu.

Słyszę jak przebierasz w papierach. Po chwili jednak dociera do mnie szloch. Wstaję z kanapy i idę do Ciebie do sypialni. Stając w drzwiach zdaje sobie jakim idiotą jestem. Trzymasz w trzęsących dłoniach otwartą teczkę. Przypominam sobie, że po powrocie ze szpitala schowałem do tej cholernej szuflady tę cholerną dokumentację mojej choroby.

- Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć? - pytasz bez emocji, nawet na mnie nie patrząc.

- Soph. - zaczynam, siadając koło Ciebie na skraju łóżka. - Chciałem Ci zaoszczędzić wizyt w szpitalu, widoku mnie otoczonego tymi wszystkimi kabelkami. Wiem, jak to okropny widok, przecież Ty też leżałaś w szpitalu i źle się czułem widząc Cię w takim stanie. Nie mogłem pozwolić, żebyś Ty też przez to przechodziła.

- I myślałeś, że okłamywanie mnie będzie mniejszym złem? Myślałeś, że te kłamstwa nie wyjdą na jaw?

- Przepraszam. - głośno przełykam ślinę. - Ja umieram. Nie chcę, żebyś na to wszystko patrzyła, żebyś się nade mną użalała z powodu tej pieprzonej choroby.

- Gregor. Czy ty myślisz, że przez chorobę jesteś gorszy, że tak nagle przestanę cię kochać? - łapiesz mnie delikatnie za rękę, jakbyś bała się, że mnie uszkodzisz. - Jeśli tak pomyślałeś, to źle myślałeś. Jestem tu po to, żeby Cię wspierać. Ale musisz mi bardziej ufać. Bez tego nic nie zrobimy, przecież wiesz.

Zdaję sobie sprawę, że to dzięki Tobie jeszcze jestem na tym świecie. Muszę być silny. Dla Ciebie, tak jak Ty byłaś silna i nie zostawiłaś mnie w najgorszych momentach.





jeszcze 3 rozdziały i epilog i koniec xx

🔒daisies, chocolate & cigarettes // G. SchlierenzauerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz