20 // *remember*

202 30 7
                                    

Innsbruck, 18 XI 2012

Kiedy dowiedziałaś się o chorobie myślałem, że mnie zostawisz, ale Ty jesteś silniejsza ode mnie. Zawsze zastanawiałem się jak w tak drobnej osobie jak Ty może być tyle siły i pozytywności nawet w najgorszych momentach. Chyba to kocham w Tobie najbardziej. Nie poddajesz się, choćby świat się walił, tak jak myślałem, że zawalił się kiedy się o wszystkim dowiedziałaś. Śmiało mogę powiedzieć jest tak jak przed chorobą. Nawet lepiej. Staliśmy się sobie jeszcze bliżsi, mimo że wszystkim naokoło wydawało się, że żaden człowiek nie może być tak blisko z drugą osobą. A jednak, zaprzeczamy całemu światu i wszystkim stereotypom.

- Jadę z mamą w poszukiwaniu sukni! Życz mi powodzenia. - zapinasz powoli guziki swojego beżowego, długiego płaszcza. - Jadę z nią do Monachium, wrócę jutro. Powinieneś gdzieś wyjść. Zadzwoń może do chłopaków z ekipy, dawno się nie widzieliście.

- Nie wiem czy chcą mnie widzieć, szczególnie Michael. - mówię przełączając kanały w telewizorze.

- Nie zachowuj się jak stary dziad. - śmiejesz się głośno kiedy owijasz szalik w kratę wokół szyi. - Już już, wstawaj z tej kanapy.

Sophie miała rację, może między nami było lepiej, ale w ostatnim czasie zaniedbałem trochę kumpli z kadry, dla mnie byłej kadry. Nie mogę przecież do usranej śmierci gnić przed telewizorem jak niedołęga.

Wstaję z kanapy i podchodzę do Ciebie, poprawiając kołnierz Twojego płaszcza.

- Najchętniej pojechałbym z tobą, ale to podobno przynosi pecha, kiedy pan młody zobaczy pannę młodą w sukni jeszcze przed ślubem. - przygryzam lekko wargę.

- Już tak nie jęcz. Wracam jutro, baw się dobrze, kochanie! - całujesz mnie czule w usta i znikasz za drzwiami naszego mieszkania.

Umawiam się z Fettnerem, Hayboeckiem i Kraftem tam gdzie zawsze, czyli w barze w centrum Innsbrucku. 

Pijemy piwo, wspominamy czasy, kiedy byłem w kadrze. Jest tak jak wcześniej.

Po północy zostaję już tylko z Twoim najlepszym przyjacielem. Wiem, że Michael, nadal jest na mnie zły, że próbowałem nakłonić go do pomocy w kłamstwie wobec Ciebie, ale rozmowa się klei póki nie schodzimy na Twój temat.

- Gregor, rozumiem, że chciałeś dobrze, ale to kłamstwo było zbędne.

- Wiem, obiecałem, ale pamiętasz jak Sophie miała ten wypadek. - próbuję na spokojnie wytłumaczyć. - Przecież wiesz, jak ciężko mi było. Z resztą ciężko było nam wszystkim. Chciałem jej po prostu tego oszczędzić. Chociaż do ślubu, sam widzisz jak bardzo ją to absorbuje.

- Pamiętam, chociaż wolałbym nie pamiętać. Ale Sophie jest silna. Silniejsza niż się wszystkim wydaje. Może nie wygląda, ale tak jest,

- Hayboeck. - zaczynam trzęsącym głosem. Nie wiem czy to wina alkoholu, czy nie chcę tego mówić. - Obiecaj mi coś.

- Jeśli to chodzi o Sophie, to odpowiedź jest zawsze twierdząca. - blondyn godzi się na coś, czego jeszcze nie zaproponowałem.

- Obiecaj mi, że jeśli umrę to zaopiekujesz się nią, mimo wszystko. Do końca życia. Muszę mieć gwarancję. - przełykam głośno ślinę, a mężczyzna nic nie mówiąc kiwa tylko twierdząco głową.



jeszcze dwa! xx

i meeeeega dziękuję Wam za wszystkie gwiazdki, komentarze i miłe słowa

bardzo mnie to motywuje i zachęca do publikowania tych moich wypocin :')


🔒daisies, chocolate & cigarettes // G. SchlierenzauerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz