Na samym początku dałem jej wolność. Zrozumiałem to dopiero, gdy Ego mi to powiedział. Dzięki mnie nie pracowała już dla swojego wroga, od którego nie mogła się uwolnić sama.
Później dałem jej sojuszników, następnie przyjaciół. Wiecznie godząc tą bandę i utrzymując nas razem dałem jej rodzinę. Może i nie idealną, ale rodzina to jednak rodzina.
Dałem jej rzeczy, które były dla mnie najważniejsze. Moją muzykę i moje wspomnienia z ziemi. Z nikim innym nie dzieliłem się swoimi przeżyciami sprzed porwania przez Yondu. Ona mnie rozumiała i na swój własny sposób dbała o mnie. Każdy, kto mi się naraził był narażony na bliskie spotkanie z jej mieczem.
Najważniejsze, co ode mnie dostała, to miłość. Prawdziwą i bezwarunkową. Oprócz niej tak bardzo kochałem tyko mamę.
Ale to wszystko, wszystko co mogłem jej dać i dałem nie wystarczyło. Nie mogłem spełnić jej ostatniej prośby.
Chciałem... nie, nie chciałem, ale zrobiłbym to. Bo jej obiecałem.
Dlaczego jej nie obroniłem? Dlaczego pozwoliłem mu ją zabić? Kogo teraz bardziej nienawidzę? Thanosa czy siebie?
Tak, on ją zabił i jeszcze śmiał twierdzić, że mu na niej zależało... sukinkot jeden nie pozwoliłby jej zginąć, gdyby rzeczywiście ją kochał. Ale to ja go nie zatrzymałem kiedy ją zabierał.
To żadna wymówka, że jestem tylko człowiekiem przeciwko istocie utrzymującej więcej niż jeden Kamień Nieskończoności. Kochałem ją, więc powinienem ją odbić, lub zginąć broniąc jej.
To co rozrywało mi serce po śmierci mamy, teraz powróciło dwa razy silniejsze. I ci z Ziemi mają mi za złe, że próbowałem zabić tego bakłażana, który odebrał mi wszystko, kiedy w końcu znowu zaczęło mi naprawdę zależeć.
CZYTASZ
Un-break my heart [Infinity War]
FanfictionUwaga, to jest jeden wielki spojler z Avengers: Infinity War! Jeśli ktoś nie oglądał to lepiej nie czytać. Każdy rozdział jest poświęcony innej osobie, która zginęła w filmie. Pisane z perspektywy osoby widzącej śmierć danego bohatera. Napisałam tyl...