W tak piękny dzień, Steve Rogers zdecydowanie nie spodziewał się, że utknie w dużej, lustrzanej windzie z magikem i rudą czarodziejką. Znaczy, mężczyznę kojarzył tylko z opowieści Smarka, jak w myślach nazywał miliardera, a z kobietą zdarzyło mu się pracować. Poza nimi, był tu również jakiś zaczytany facet w garniturze. Książka, jaką delikatnie trzymał w rękach opisywała różne europejskie kraje. Tak przynajmniej po tytule wywnioskował Steve. Rogers żałował, że nie wszedł na to czwarte piętro schodami. Były jednak plusy, że znalazł się właśnie z nimi, właściwie był tylko jeden. Nikt nie krzyczał, dzięki czemu jego bębenki słuchowe jeszcze się nie rozpadły.
Ziewnął przeciągle i wykonał bliżej nieokreślony ruch rękami, obserwując jednocześnie wskazówki zegarka. Popatrzył w jeden z rogów, gdzie powinna znajdować się kamera. Gdy niczego nie zauważył wykonał obrót wokół własnej osi. Była przy drzwiach.
- Naprawi ktoś w końcu tę windę?! Siedzimy tu już siedem minut! - krzyknął.
- Dokładniej sześć minut i czterdzieści pięć sekund - mruknął mężczyzna w czerwonej pelerynie nie odwracając wzroku od talii kart.
Steve zmarszczył brwi. Zdecydowanie nie lubił przemądrzałych typków, których spotyka w windach. Był skłonny powiedzieć, że bardziej od Stanka, co było kolejnym przezwiskiem Tony'ego. Takie osoby zawsze mówią najwięcej, ale praktycznie nic nie wiedzą. Choć mógł trafić gorzej, bo tu na szczęście nikt nie pali. Przewrócił oczami i nieco głośno odchrząknął.
- Cóż, skoro pomoc nie nadciąga, to może porozmawiamy? - spytał, a oczy wszystkich obecnych zwróciły się ku niemu. - To co tu robicie?
- Jesteśmy na zakupach, zresztą tak, jak ty Rogers - zirytowany i znudzony głos mężczyzny w garniturze rozniósł się bez echa.
To było normalne, że ludzie znali jego nazwisko i imię, przecież jest bohaterem. Steve jednak liczył na inną odpowiedź, więc nieco zmieszany ponownie odchrząknął i zaczął mówić:
- Cóż, ja właściwie nie, miałem spotkać się na drugim piętrze z - tu omal się nie zadławił - przyjacielem, Anthonym Starkiem.
- Tak ja ten ród z Gry o Tron? - kobieta spytała, ale została zignorowana.
Steve skrzywił się słysząc śmiech. Nie był jednak zbyt radosny, raczej pełen drwiny.
- Od kiedy Tony jest pana przyjacielem, panie Steve? - magik, który wciąż nieco się śmiał, wydawał się nieco poruszony słowami "wielkiego" superbohatera.
- Co pana to interesuje? - spytał zły zapominając, że sam podzielił się ową informacją.
- Tony nie zadaje się z takimi idiotami i heretykami jak pan.
- Tak? Z egoistycznymi, snobistycznymi, głupimi ludźmi również.
Przekomarzanka mężczyzn wydawała się nie mieć końca. Dlatego nikogo nie zdziwiło, że jedyna kobieta w windzie miała tego dość. Skupiła się i przymknęła oczy. W tej chwili nawet wrzaski nie były w stanie jej przeszkodzić. Spomiędzy jej delikatnych, długich palców wyłaniała się energia, która kolorem łudząco przypominała jej usta. Magia rozeszła się w kilka stron i zahaczyła o drzwi. Te z trzaskiem otworzyły się, a zadowolona z siebie kobieta wyszła przepychając się między piętrami. Drzwi zamknęły się za nią z hukiem dając znak, że nikt inny nie przejdzie.
Loki i Strange głęboko westchnęli. Zdając sobie z tego sprawę również jednocześnie zaśmiali.
- To co Steven, jutro znów herbata u ciebie? Tylko może przeproś Wandę, bo jeszcze nam się klub rozpadnie - As przemówił z nutką nadziei na podtrzymanie dobrych relacji.
- Tak, masz rację. Grupę trzeba trzymać w ryzach! I wybacz za moje zachowanie, ciebie też musiało to zdenerwować.
Po swoich słowach ułożył dłonie w prawdopodobnie typowy dla siebie sposób i wykonał niezrozumiałą, zawiłą sekwencję. Przeszedł przez stworzony portal i z uniesioną dłonią krzyknął:
- Wanda! Zaczekaj!
Nim Rogers zdał sobie sprawę, czym był dziwny okrąg, zdążył zniknąć. Zmarszczył brwi i popatrzył na Lokiego, jakby chciał, aby wytłumaczył mu, co się stało. On tylko wzruszył ramionami.
- Bywa - chciał coś jeszcze dodać, ale przerwała mu zabawna melodia. - Te wasze urządzenia są całkiem znośne.
Wyjął i odbierał telefon, a jego usta rozszerzyły w delikatnym uśmiechu. Wyglądał, jakby słuchał bardzo zabawnej historii, która jednak mogła być prawdą.
- Coś się stało? - spytał Steve.
- Wybacz Thor, ale chyba trochę się spóźnię i pozdrów młodego Petera - mruknął rozłączając się. - Cóż, żegnaj Rogers.
Kończąc swe słowa rozmył się w kłębie zielonego dymu. Steve poczuł się, jakby właśnie konał w samotności pośród czterech ścian, które niebezpiecznie się do niego zbliżały. Westchnął patrząc w kamerę. Nie. Przecież nie może rozwalić drzwi. Znaczy mógłby, ale czy to nie łamanie prawa? Odetchnął głęboko. Chyba trochę tu jeszcze posiedzi, szkoda tylko, że Nokia, którą do niedawna miał w kieszeni, wypadła mu prawdopodobnie przed drzwiami.
YOU ARE READING
Pisz...
RandomJest to zabawa/poradnik, jak poprawić swój kunszt pisarski za pomocą zabaw i ćwiczeń. Każdy bez względu na wiek i płeć może wziąć udział. Przyjmowane są wszystkie teksty! Byle zgodne z tematyką ćwiczenia. Tak więc i fanficki i własne opowiadania. Ws...