Ustalmy sobie coś na samym początku. Jesteś kulturystką. Dobrze zbudowaną. Długi włos związany w koński ogon. Właśnie biegasz w wygodnych sportowych butach, obcisłych spodenkach i staniku sportowym, oczywiście w koszulce też. Masz niewielki kaloryfer na brzuszku. Nie jesteś żadną strong woomen, po prostu umiesz dbać o siebie i co więcej - jesteś w tym dobra. Nie idziesz, ani ma masę, ani na mięśnie. Po prostu ćwiczysz kiedy chcesz, jak chcesz i ile chcesz, jedząc to na co masz ochotę. Da się? Pewnie się da. Nie wiem, ja tam jestem gruba, więc nic nie wiem na temat tego typu trybu życia, ale! Ono, moja droga czytelniczko, to ciało jakie teraz Ci zarysowałam, będzie konieczne w przygodzie w jaką Cię poślę.
Biegałaś, jak powiedziałam. Po przedmieściach, tam gdzie zaczynają się wydeptane ścieżki. Letnie słońce leniwie przemykało między zielonymi liśćmi dębów, świerków i sosen. Wiał przyjemny wiatr. Czułaś się dobrze, naprawdę dobrze.
A wtedy, bo zawsze musi być ten kluczowy moment, kiedy narrator wkracza z akcją, i właśnie to jest ten moment. Dokładnie ten. A wtedy, dostrzegłaś na chodniku małe pudełeczko. Początkowo przebiegłaś obok. Kij wie co tam może być. Śmieci, albo martwe płody, albo martwe płody szczeniaczków... zaczęłaś zwalniać... Albo małe kotki.... Komuś okociła się kotka i teraz pozostawili kotki w pudełkach. Ludzie często tak robią, bo są chujowi i masz ich dość. Bo nie znają wartości życia i są podli i w ogóle. Nim się spostrzegłaś, stałaś, nadal plecami do pudełeczka. Ale kim ty będziesz, jeżeli przebiegniesz i zostawisz je same? Nieee no daj spokój, równie dobrze nic tam może nie być, po prostu marnujesz czas, byłabyś teraz znacznie dalej niż jesteś teraz...
Pudełko się poruszyło, odwróciłaś się w jego stronę zaskoczona. Wątpliwości, czy coś tam nic nie jest, zniknęły niemal natychmiast. Nogi poniosły Cię same i tak oto skończyłaś z nowym zwierzątkiem!
Nie, nie jest to ani kotek, ani piesek, ani nawet martwy płód. To.... wygląda jak coś, czego nigdy w życiu nie widziałaś. Od główki do bioder był małym szkieletem, gdzieś tam na oko osiem, dziewięć centymetrów. Od bioderek w dół miał przepiękny niebieski węzi ogon błyszczący w blasku światła.
Sans, bo tak się nazywa. Sam Ci powiedział. Zapomniałam wspomnieć? A tak. Sans gada. Jest mały i tęskni za domem. Codziennie Ci o nim opowiada, codziennie prosi Cię, abyś zabrała go do domu, ale Ty nie wiesz gdzie ten dom jest. Sans jest jak dziecko, tuli się do Ciebie, owija dookoła szyi i śpi razem z Tobą. Szybko go pokochałaś i zapragnęłaś zrobić dla niego wszystko.
Zaczęłaś szukać.
Ten mały węzi szkielecik okazał się dziwną hybrydą greckiego stworzenia zwanego lamią. Gdy to odkryłaś, przeszedł Cię dreszcz na myśl, że musiałabyś jechać do Grecji. Nie dlatego, bo nie chciałaś, a dlatego, że to kosztowne, a Ty w tej chwili... no nie śmierdzisz groszem. Sans jednak wyjaśnił Ci, że jego dom jest w innym miejscu, przynajmniej w Twoim kraju. Okazało się, że będąc ciekawym świata, nie posłuchał polecenia swojego króla i wypełzł na powierzchnię iiii tak to się zaczęło. Teraz chciał wrócić do siebie i przeprosić za nieposłuszeństwo.
Już wiesz po co Ci ciało kulturystki?
Problem polegał jednak na określeniu góry. Biedak nie wiedział skąd wyszedł, mapa wydawała mu się niczym więcej jak kolorowa kartką papieru. Wzięłaś ze sobą duży plecak, śpiwór, wodę, pieniądze i matę. Lamię położyłaś sobie na ramieniu i wyruszyłaś w drogę na poszukiwanie domu Sansika.
Postanowiłaś odtworzyć to co pamiętał. Dlatego wróciłaś na przedmieścia do pudełka. Okazało się, że schował się do niego po wędrówce przez trawę. Dlatego szybko zeszłaś w wydeptanego szlaku i zaczęłaś iść przed siebie. Kilka razy Sans się mylił. Lewa z prawą, skręt za wcześnie, albo za późno. Zwiedziłaś pieszo blisko cztery pobliskie góry! I już gdy traciłaś nadzieję, znalazła się piąta.
-To ta! - pisnął uradowany spełzując z Twojego ramienia na ziemię. Wijąc ogonkiem pognał przed siebie śmiejąc się cichutko, lecz radośnie. Nie myśląc wiele, poszłaś za nim, chciałaś być pewna że odniesiesz go bezpiecznego no i tego, jak wygląda ten jego dom. Jakieś gniazdo pełne małych kościstych lamii? Ohhh, wzięłabyś je wszystkie.
Gdy wchodziłaś w ciemną jaskinię, latarka nie chciała się włączyć. Prowadził Cię jedynie głos Sansa, który ponaglał i pośpieszał. Potykałaś się, kilka razy upadłaś, nie czułaś go, zaczynałaś się bać. Myślałaś o odwrocie. Gdy się spojrzałaś przez ramię, nie wiedziałaś już skąd przyszłaś, otaczała Cię ciemność. Na dobrą sprawę nie widziałaś różnicy, czy masz otwarte czy zamknięte oczy. A on wołał dalej.
Ostre światło. Padłaś na kolana zasłaniając oczy. Bolało. Czy światło może sprawić fizyczny ból? Może. Byłaś oślepiona i nie widziałaś znowu nic, tym razem tylko biel. Mrugałaś oczami, chcąc widzieć, ale nic z tego. Czy w taki sposób umrzesz? Nie. Nie jestem na tyle potwornym narratorem aby zabijać mojego protagonistę.
Czułaś na rękach małe kościste łapki, dużo ich było, ale głos Sansa rozpoznałaś od razu. Wyjaśnił on pozostałym że jesteś dobrym człowiekiem, że się o niego zatroszczyłaś, nie zrobiłaś krzywdy i przyprowadziłaś do domu. Wiwaty, okrzyki na Twą cześć. Czego chcieć więcej?
-Ty jesteś ____ - usłyszałaś damski głos, nieco ochrypnięty i poważny, czułaś że coś wysokiego stanęło przed Tobą. Zamrugałaś kilka razy, nadal miałaś problemy z przystosowaniem się. Dlaczego tu tak jasno, skoro jesteście w górze?!
-Tak - przytaknęłaś
-Ty pomogłaś Sansowi?
-Tak
-To chodź się tu przytulić! - i to coś, znacznie większe od Ciebie, pochyliło się i objęło Cię mocno, czułaś, że wystarczy odrobinę mocniej, a połamie Ci kości. Stęknęłaś. Powoli odzyskując ostrość spojrzenia zorientowałaś się, że miejsce w którym się znajdujesz jest... niezwykłe. Lamie Sansny, bo było ich naprawdę duże, ogonki we wszystkich znanych Ci barwach i odcieniach. Było jednak kilka dużych Lamii, tak około cztery metry wysokości, które przemierzały między małymi. Na górze sklepienia świeciło jakby małe słońce, sprawiając, że było tu niezwykle ciepło. Ze skał wybijała woda, nic więc dziwnego, że Lamie odnalazły radość w takim pomieszczeniu, tym bardziej, że wilgoć i sztuczne słońce sprawiły, że była też tam roślinność. Niewielka. Ale była.
Ich przywódca, wyglądał jak pół kozła, pół węża, miał piękną białą łuskę. Ten osobnik co Cię wcześniej tulił, to Undyne, wygląda jak... ugh... cóż, jak ryba i wąż? Nie, to złe określenie. Wygląda jak wężowa syrena. O. Już lepiej. Był do tego jeszcze jeden wielki Lamia, ogon miał w kolorze bursztynu, zaś ciało... Szeroki nagi tors w ogniu. Wyglądał jakby ogień w kształcie człowieka, albo podpalony człowiek z węzowym ogonem. To on podpełzł do Ciebie jako pierwszy w dłoni trzymając włócznię.
-Może być problem
-Jaki?
-Z twoim wyjściem
-Dlaczego?
-Co jak powiesz innym? - Undyne zwróciła się w Twoją stronę marszcząc brwi, w jej dłoni też była włócznia
-Co jak przyprowadzisz tu innych? - Asgore pojawił się za Tobą, również z długą bronią w ręku. Otoczyli Cię. Małe Sansiki przestały pełzać pod nogami i spojrzały na was.
Więc... decyzja należy do Ciebie. Będziesz próbowała uciec, czy wolisz zostać razem z nimi?
CZYTASZ
O AU mowa - Wyzwanie 31 dni z AU Undertale
FanfictionJest to zabawa dla wszystkich zorganizowana na blogu Handlarz Iluzji. Każdego dnia opisujemy innego AU. Prace należy słać na maila yumimizuno@interia.pl na minimum 24h przed dniem publikacji. Więcej informacji w 1 rozdziale pracy!