Pozwijane do połowy tubki farby , nowiutkie akwarele , metalową puszkę po cukierkach od kaszlu wypełnioną kawałkiemi kredek świecowych oraz pędzle z grubym włosiem.
Napluta na pobrudzaną farbami paletę , zwilżyła pędzel i wypróbowała uzyskać kolor na brzegu kartki.-Nie będziesz chyba teraz malować ? - zapytał Mike .
Zamknął książkę i wyciągnąć się na łóżku , uważnie obserwując siostrę.
- Oczywiście , że nie - odparła Jinny. -Muszę się spakować.
Zabrała się segregowanie swoich prac i przyborów do malowania.
Na rysunkach Jinny uwieczniała wszystkie zwierzęta , jakie udawało jej się znaleźć w mieście.
Większość jej prac przedstawiała konie. Były tam kucyki zaprzęgnięte do wozów , które wciąż jeszcze można było zobaczyć na ulicach miasta.
Niektóre dobrze odżywione i zadbane , inne wychudzone i z zaropiałymi oczami.
Były też konie policyjne , które zawsze wydawały się Jinny po prostu częścią wyposażenia policjanta. Kiedyś całą rodziną wracali skądś późno w niedzielny wieczór i widzieli młodego policjanta , który galopował pustą ulicą na czarnym wierzchowcu , ciągnąc ze sobą gniadosza . Jinny spojrzała na rysunek przedstawiający dwa policyjne konie w galopie i młodego mężczyznę , a tle wysokie , ponure zabudowania.Nie była to udana praca - ramiona mężczyzny narysowała zupełnie nie tak , jak trzeba - ale oba konie wygłądały jak żywe , jakby w końcu pozwolono im być sobą , a tylko pokrytym sierścią policyjnym środkiem lokomocji.
Większość prac , na których pojawiali się ludzie , przedstawiała uczniów szkółki jeździeckiej majora Younga. Godzinna jazda kosztowała dwa funty . Od czasu do czasu Jinny udawało się odłożyć wystarczającą kwotę z pieniędzy , które dostawała z okazji urodzin i świąt Bożego Narodzenia. Major Young zawsze krzywił się na jej nieodpowiedni strój i umieszczał ją na wybiegu znajdującym się jak najdalej , na uboczu , gdzie z dala od świadków mogła do upojenia jeździć na krępym kasztanku.
-Nie wracaj tu , dopóki nie będziesz odpowiednio ubrana - dogadywał jej zawsze na zakończenie .
Jednak Jinny mogła sobie pozwolić na wykupienie jazdy tak rzadko , że major z reguły przy kolejnej okazji już jej nie pamiętał.
Jinny przekartkowała szkice przedstawiające uczniów szkółki jeździeckiej w strojach do konnej jazdy.
Widniały na nich pulchne , przestraszone dziwczynki , ściskające kurczowo wodze w odzianych w rękawiczki dłoniach , znudzeni chłopcy , gawędzące ze sobą damy , które wygladały tak , jakby marzyły o tym, by czym prędzej powrócić do swojego szydełkowania; wyniosła dziewczyna , która w stajni u majora trzymała swojego konia do skoków przed przeszkody .Miasto nie jest dobrym miejscem dla koni , myślała Jinny. Ale Finmory to zupełnie co innego.
Po raz kolejny tego dnia zdała sobie sprawę , że jutro opuści Stopton na zawsze i że to wszystko dzieje się naprawdę , a nie tylko we śnie. Czekało na nią morze , góry i własny kucyk , na którym będzie mogła jeździć do woli .- Wszystko potoczyło sie w ekspresowym tempie , co nie ? - zagadnęła brata.
Mike podniósł do góry rękę i wystawił dwa palce i kciuk. Miał dziewięć lat , brązowe włosy i kręcone włosy jak Petra , ale od zawsze był świetnym kompanem.
-Najpierw umarła babcia - powiedział i zgiął pierwszy palec.
Babcia Manders miała osiemdziesiąt dziewięć lat i na starość zrobiła się tak mała jak Jinny. Przez jej cienkie , siwe włosy prześwitywała różowa skóra.
Nosiła wysokie , koronkowe kołnierzyki , które podkreślały pomarszczoną szyję w kolorze pergaminu, oraz ogromne pierścionki na cienkich , długich palcach .
Miszkała z niejaką panną Simpson w starym domu pełnych olejnych obrazów i myszy .Umarła cicho i spokojnie we śnie.
***********************************
Hejka
Sorki że tak krótko ale nie miałam czasu wieczorem pojawi się dalsza części 3
Miłego dnia :
~magda
CZYTASZ
"Na ratunek Shanti "
AdventureJinny Marders wraz z rodzicami wyprowadza się z miasta do położonej wśród dzikich szkockich wzgórz wioski Finmory.Ma tylko jedno marzenie- chciałaby mieć własnego kucyka. Gdy jednak los stawia na jej drodze źle traktowaną przez cyrkowców klacz o imi...