- Tato , pojdziemy na samochody ? - błagał Mike .
- Proooszę!
-Nie , jeśli chcemy zdążyć do cyrku - odparł pan Manders . - Przedstawienie zaczyna się za pięć minut .
- Do cyrku , do cyrku ! - nalegała Jinny , podskakując na zgniecionej trawie.
Skierowali się do miejsca , gdzie grający na bębenku klaun nawoływał do obejrzenia najbardziej fascynującego przedstawienia pod słońcem . Pan Manders kupił trzy bilety i razem z dziećmi wszedł do namiotu , w którym czekała już na nich akrobatka w pstrokatym kostiumie i wskazała im miejsca w drugim rzędzie.
- Po co wam popcorn , jedliście przed chwilą kolację- zawołał pan Manders , ale Jinny już zdążyła ruszyć do stoiska z prażoną kukurydzą.
-Trzeba mieć coś do pogryzania, kiedy ogląda się pokazy akrobatów na trapezie - wyjaśniła , wróciwszy z trzema torbkami kukurydzy .
- Usiądź na brzegu , nie przeciskaj się przed nami po raz kolejny -rzucił ojciec .
Zaczynał wątpić , czy wyjście do cyrku było rzeczywiście dobrym pomysłem. Kiedy ostatnim razem byli w cyrku , oglądali popisy trupy Billy'ego Smarta, ale już teraz było jasne , że tego wieczoru próżno oczekiwać podobnego poziomu przedstawienia.
Oblicze clowna pod makijażem było zmęczoną twarzą steranego życiem staruszka , a pstrokaty kostium akrobatki był poszarzały od brudy.
Jinny pogryzała z przejęciem prażoną kukurydzę. Zagrała orkiestra i na arenę wybiegła grupa kuglarzy.
Pan Manders patrzył z zakłopotaniem , jak chybiają nawet proste rzuty i z trudnością utrzymują jeden wirujący talerz na drążku.Anemiczny aplauz , jakim ich pożegnano , ucichł , zanim się jeszcze na dobre nie zaczął . Psy , klauni i akrobaci , którzy wystąpili potem , prezentowali również słaby poziom.
Jinny klaskała w dłonie , usiłując ożywić panującą na widowni ciszę.Podczas przerwy przyniosła więcej prażonej kukurydzy.
- Nie po to , by złagodzić napięcie - wyjaśniła tym razem -ale żeby uporać się z nudą.
- Chcecie wracać?
-Nie! -zaprotestował Mike . - Mogą być jeszcze lwy.
Oby nie , pomyślał z trwogą pan Manders .
- Na pewno będą konie - powiedziała z nadzieją Jinny. - Może one będą lepsze .
Konie wystąpiły na samym końcu. Panu Mandersowi ulżyło na myśl , że nie będzie jednak lwów.
Dwa niemłode już , białe konie cyrkowe kłusowały ciężko wokół areny , a treser co chwila smagał ich zapadnięte boki batem. Akrobatka w pstrokatym kostiumie , ta sama, która wskazała im miejscu na widowni, stała niepewnie jedną nogą na grzbiecie pierwszego konia , a drugą na grzbiecie drugiego.
Co chwila klaskała w ręce i wykrzykiwała piskliwie " Hopla!".
Jinny zgrzytała zębami . Marzyła o tym, by przedstawienie już się skończyło i żeby mogli już wrócić do hotelu. Siedziała wystarczająco blisko areny , by móc dokładnie przyjrzeć się koniom . Widziała ich cierpliwe , załzawione oczy , wargi pokaleczone o ostre wędzidła , blizny na nogach i zapadnięte szyję.
Słyszała świszczący oddech jednego z koni i czuła , jak rośnie jej gula w gardle. Nie nawidziła tresera , nienawidziła jego zaciśniętych ust i zmrużonych , nieprzyjaznych oczu.
Kuliła się na dźwięk uderzeń batem , jakby na własnej skórze czuła ból , jaki powodował .
- A teraz , panie i panowie - ogłosił treser , gdy oba konie zeszły z areny - mam zaszczyt przedstawić państwu największą atrakcję dzisiejszego wieczoru. Po raz pierwszy na tej arenie zobaczymy śmiertelnie niebezpieczną Yasmin. Biada temu , kto dostanie się pod jej kopyt ! Dziś wieczór postanowiłem zaryzykować własnym życiem i koń ten po raz pierwszy wystąpi przed publicznością !
Jinny usłyszała , jak ojciec jęknął i poruszyć się z irytacją na swoim siedzeniu....
~~~~~~~~~~~Hejka
Przepraszam za moją nieobecność ale wam wynagrodzę jeszcze w tym tygodniu będzie dalszy ciąg ...
Miłego wieczoru❤
CZYTASZ
"Na ratunek Shanti "
AdventureJinny Marders wraz z rodzicami wyprowadza się z miasta do położonej wśród dzikich szkockich wzgórz wioski Finmory.Ma tylko jedno marzenie- chciałaby mieć własnego kucyka. Gdy jednak los stawia na jej drodze źle traktowaną przez cyrkowców klacz o imi...