Czwarta dwadzieścia rano

6 1 0
                                    


— I wtedy on się na ciebie rzucił?

Angie westchnęła. Siedziała już na komisariacie prawie godzinę, kiedy zeznania złożyła na miejscu. Akurat przyjechał ten sam policjant co zawsze, sierżant Buff, dzięki czemu było jej prościej wszystko powiedzieć. Lubiła go i jego podejście do pracy – dobrze się znał na rzeczy, jego pytania zawsze były odpowiednie i pomagały odzyskać utracony wątek. Na dodatek przynosił jej kawę z podwójnym cukrem. Już nieco starszy, dobrze przeszkolony do spraw wampirzych – w sumie nic dziwnego, zaczynał policyjną karierę na samym początku międzyrasowego pokoju. Lepszego się nigdzie nie znajdzie.

A tutaj przesłuchiwał ją jakiś świeżak, który chyba zamienił stołek na pracę w terenie, sądząc po jego wyglądzie. Miał idealne dłonie, równe paznokcie i siedział w drogim garniturze. Krawat trzymała mu srebrna spinka. Kobieta zmrużyła oczy, żeby się mu lepiej przyjrzeć – patrząc po reszcie wyglądu pewnie była w całości ze srebra, a nie tylko nim pokryta. Jej na to nie byłoby stać – westchnęła, już któryś raz z rzędu. Angie wiedziała, że mężczyzna stara się jak najlepiej wykonać swoją pracę, jednak zostało jej niecałe dwie godziny do końca zmiany i bardzo chętnie by już wyszła.

— Było dokładnie tak jak zeznawałam wcześniej. Nic się nie zmieniło.

Bolała ją głowa, a ręce nie przestawały drżeć, co jednak nie było efektem strzelaniny w sklepie, a wypitych trzech kaw w ciągu niecałej godziny. I pewnie braku magnezu. Mężczyzna wyglądał, jakby miał dość siedzenia z nią w jednym pomieszczeniu. Angie w sumie mu trochę współczuła, sama miała ochotę iść już.

Pieprzone wampiry.

— Czyli uznaje pani, że to była niezbędna akcja? — Boże, daj mi cierpliwość.

— Proszę pana, to była niezbędna akcja. Znam zasady użycia broni w kontakcie z uzbrojonym wampirem, jest bardzo możliwe, że czytałam je więcej razy niż pan, nie obrażając też pańskich kwalifikacji.

Przyłożył dłoń do twarzy i westchnął, po czym popatrzył się w stronę lustra. Szyby – Angie się poprawiła. Nie mogła się do czegoś takiego przyzwyczaić. Dziwnie było wiedzieć, że ktoś ją obserwuje, mimo że w odbiciu widziała tylko siebie. Zerknęła również w tamtą stronę i uniosła brew. Jej rozmówca wstał.

— Dziękuję za... rozmowę, jest pani wolna.

Wstała również i podała mu dłoń. Miał silny uścisk, a jego dłonie były suche – w przeciwieństwie do jej własnych, od których już pewnie śmierdziało potem. I prochem. Po uścisku wyszła przez drzwi, a przez myśl jej przeleciało, że facet może się kiedyś nauczy latać. Na razie to nawet nie miał piór.

Na korytarzu spotkała sierżanta. Normalnie by mu skinęła głową i poszła w swoją stronę, jednak coś w linii jego ramion i wyrazie jego twarzy nakazało jej zwolnić. Uważnie się mu przyjrzała, chcąc dostrzec coś więcej. Buff ją zauważył i zatrzymał koło swojego gabinetu, gestem nakazując jej do siebie przyjść. Wzruszyła ramionami i poszła w jego kierunku, uznając, że nie ma co się kłócić z sierżantem od spraw wampirycznych. Nie warto robić sobie z niego wroga, nawet przez zignorowanie ruchu głową, mimo że mogła. Gdy tylko się zbliżyła, złapał ją za ramię i wciągnął do środka, wcześniej otwierając drzwi. Był to niespodziewany ruch, a Angie nie była na to przygotowana.

Potknęła się na progu i przed upadkiem na twarz i prawdopodobne obiciem nosa uratował ją tylko silny uścisk sierżanta. Postawił ją do pionu i zasunął żaluzje.

— Mamy problem, Sheppard. No — skorygował lekko. — W gruncie rzeczy to ty masz największy problem.

Angie lekko usiadła na krańcu krzesła, niepewna, czy w ogóle jej wypada.

— To coś związanego z moimi zeznaniami? — zapytała i potarła dłonie. Nie podobała jej się ta sytuacja. Namęczyła się z nieopierzonym kurczakiem, który zadawał jej w kółko te same pytania, jakby nie słyszał jej odpowiedzi. Miała juz serdecznie dość tych wszystkich śledczych. Niby wiedziała, że facet w garniaku za dwa tysiące zielonych robił to, co musiał, ale to nie znaczyło, że musi się jej podobać każda metoda policji.

— Nie, agent Laurinne zrobił wszystko porządnie. — Na dźwięk nazwiska kurczaka parsknęła cichym śmiechem. Sierżant zmarszczył gniewnie brwi, co zdławiło jej śmiech, ale potem nieoczekiwanie też się uśmiechnął.

— Wiem, ale nazwiska się nie wybiera — mrugnął do niej i machnął ręką. — Ale wracając do tematu, masz poważny problem. Ule tych dwóch wampirów są wściekłe.

Angie zbladła. — Jak to wściekłe? Za co niby?

Głos jej lekko drżał:

— Dobra, wiem za co ul agresora, ale za co świadka?

— Nie wiem, Sheppard. — Rozłożył ręce. — Ale powinnaś trzymać siostrę przy sobie.

— Myślisz, że jej coś zrobią? — zapytała cicho. Nigdy nie planowała wkopywać siostry we własny syf. Jasne, pracowała z wampirami, w wampirzej firmie, ale miała tam lepsze zarobki i opiekę szefa, dzięki której miała szansę być bezpieczna... Opiekę szefa?

— Chyba wiem jak to załatwić — powiedziała i lekko wyprostowała plecy. To był dobry plan, który na serio miał szansę się udac. Tylko musiała to dobrze rozegrać.

Buff zmrużył oczy.

— Zamierzasz ją przekabacić pod opiekę Johanssona?

Nie była pewna, czy to pochwala, czy nie, ale szczerze? Zwisało jej to. Teraz, kiedy miała zalążek planu, coś, na czym mogła się oprzeć, jej mózg pracował na najwyższych obrotach.

— To może się udać. Louise ma 16 lat, według prawa może zostać zatrudniona na niepełny wymiar godzin... A nawet wtedy znajdzie się pod patronatem Johanssona. Nikt jej nie tknie.

— Sheppard — sierżant zaczął delikatnie. — Ciągle mogą spróbować.

— Mogą. — Jej twarz lekko ściemniała. Nie pracowała na nocnych zmianach ze względu na ładną buzię. — A jeśli się odważą to ich spalę.

Buff odchrząknął i wstał. Obszedł biurko i klepnął ją w ramię z taką siłą, że ją lekko przygięło. Podniosła się i pozwoliła odprowadzić do drzwi. Mężczyzna zatrzymał się z dłonią na klamce.

— Jeśli coś się stanie... — Miał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Rękaw jego koszuli się podwinął i Angie zobaczyła wytatuowane gwiazdki na jego nadgarstku. Oznaczały liczbę zabitych wampirów podczas pierwszego roku służby w Człowieczej Armii Wyzwoleńczej.

— W każdym razie, pilnuj się. Musisz wiedzieć, że jeśli człowiek zabija wampira, nie ważne, z jakiego powodu, czy z samoobrony, czy z rabunku... Upiorni adwokaci zawsze zrobią to tak, że jest sądzony za morderstwo. Pamiętaj, człowiek nie może zabić wampira — powtórzył z naciskiem i popatrzył jej w oczy, szukając potwierdzenia, że zrozumiała.

Angie Sheppard doskonale wiedziała o co chodzi. Skinęła mu głową, na co mężczyzna delikatnie odetchnął, a jego klatka piersiowa opadła lekko z ulgi. Otworzył jej drzwi.

— Wydaje mi się, że już możesz, a nawet powinnaś, wracać do domu, Sheppard. Jasnej drogi. — Popatrzył za nią. Jakoś nie zauważył, że użył starego pożegnania, którego się używało jeszcze za czasów walk.

Wojenne przyzwyczajenie.

Roztargniony zamknął drzwi i usiadł za biurkiem. Popatrzył na ekran komputera.

— Niech ci Bóg i aniołowie pomogą, Sheppard, bo nie mam pojęcia, jak z tego wybrniesz.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 25, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Candy-Blood SupermarketWhere stories live. Discover now