Wstęp?

16 2 0
                                    

Pomimo, że jest tu zimno i ciemno, nie boje się. Czuje, że ktoś jest tutaj ze mną. Pilnuje mnie, chroni. Tylko...gdzie ja jestem? Dlaczego nic nie pamietam?

Kim ja jestem?







- Jak jasno.- Otworzyłam niechętnie oczy. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Wszystko co się w nim znajdowało było pomalowane na biało.
-Jak cicho...- chciałam wstać z łóżka i podejść do okna ale moje nogi były jak z waty. Upadłam na kolana. Spojrzałam na moje nogi, które zdobiło mnóstwo blizn i sińców. Były straszne blade i chude. Siedziałam teraz na podłodze patrząc się w stronę okna. Wydobywało się z niego takie światło, że nic nie było widać. Powietrze takie czyste. Coś miło pachniało. Znam ten zapach. Tylko co to było? Spróbowałam ponownie wstać. Jednak na próżno. Doczołgałam się do łóżka. Oparłam się o ramę i zaczęłam się sobie przyglądać. Byłam ubrana w zwykłą, białą sukienkę na ramiączkach. Bose stopy z długimi paznokciami oraz wieloma już opatrzonymi ranami. Palce u rąk były obandażowane. Ramiona sine. Po tej obserwacji spróbowałam znowu wstać. Tym razem się udało. Trzymając się mebli, chwiejnym krokiem poszłam w stronę okna. Światło coraz bardziej mnie raziło. Gdy w końcu doszłam do okna słyszałam głosy. Mnóstwo głosów. Ujrzałam gołębia, ale czy na pewno? To było zbyt wielkie jak na ptaka miejskiego. Zbliżało się. Coraz bliżej i bliżej i bliżej aż w końcu wylądował na parapecie. Mały gołąbek patrzył na mnie i gruchał przyjaźnie.
- urocze.- pomyślałam.
- nowa? - usłyszałam przed sobą męski głos.
      Na parapecie stał chudy nastolatek (na oko około 16-ście lat) z ciemnymi, kruczo czarnymi włosami i oczami, które mienimy się jak gwiazdy. Męskie rysy twarzy przyprawiały mnie gęsią skórkę. Spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi, błękitnymi oczami. Zeskoczył z parapetu i stał jakiś metr ode mnie. Był jakąś głowę wyższy. Poczułam się jak krasnal. Podniosłam głowę i spojrzałam na jego twarz, która nie okazywała żadnych emocji. Znowu poczułam przechodzący po mnie dreszcz.
- Rozmiar B.- powiedział po chwili patrzenia.
- Co?
- Twój biust na rozmiar B. - patrzyłam się na niego z wytrzeszczonymi oczami i otwartymi ustami.
- Skąd ty...! Gdzie ty się w ogóle patrzysz?!- krzyknęłam i zakryłam rękami klatę piersiową.
- O co chodzi?
- Zboczeniec.- syknęłam.
- źle mnie zrozumiałaś. Potrzebuje twoich wymiarów do sukienki.
- jakiej sukienki?
- nie mów, ze będziesz w koszuli nocnej paradować po niebie.
- N-nie No co ty.- chwila namysłu i przemyślenia co on właśnie powiedział.- po niebie?!
- No tak.
- Jak to po niebie?- mój głos dziwnie się załamał w pewnym momencie. Poczułam jakby coś mi stanęło w gardle.
- nie patrzyłaś przez okno? Wyjrzyj sobie.- wskazał na okno.
Niepewnym krokiem szłam we wskazanym kierunki. Oślepiało mnie światło. Mrużąc oczy podeszłam do okna. To co tam widziałam przyprawiało mnie o gęsią skórkę.

Anemiczny strażnik Where stories live. Discover now