Hermiona

532 39 2
                                    

Leżałam w łóżku, a Rose chrapała już w swoim. Ja jednak nie mogłam spać. Wstałam i usiadłam na parapecie okna. Lubiłam to robić wieczorami. Patrzyłam w pełne gwiazd niebo. Spojrzałam w dół - na las. Widziałam upiornie wyglądające drzewa, między którymi, już bardzo blisko błoni, były rozbite namioty Jasona i Annabeth. Między nimi leżały pozostałości ogniska. Nagle zobaczyłam ciemny kszałt przypominający kobietę z owłosionymi nogami. To dziwnie pomyślałam. Wstałam i narzuciłam bluzę. Założyłam buty i potrząsnęłam Rose. Ona jednak nie zareagowała, więc stwierdziłam, że nie będę tracić czasu na wywlekanie jej siłą z łóżka. W biegu porwałam różdżkę po czym cichutko otworzyłam drzwi. Zbiegłam po schodach i ku mojej uldze zobaczyłam że w Pokoju Wspólnym nikogo już nie ma.

Przemykałam korytarzami Hogwartu, aż w końcu wyszłam tymi słynnymi dębowymi drzwiami. Pobiegłam w stronę namiotów i po chwili zobaczyłam skradającą się przede mną dziewczynę której nogi przypominały te osła. Nagle nastąpiłam na gałązkę, która przeraźliwie trzasnęła. Potworzyca odwróciła się, ale zdążyłam kucnąć. Ona wzruszyła ramionami i poszła dalej. Podążałam za nią powoli, aż doszłyśmy do namiotów. Wtedy postanowiłam działać. Z początku chciałam rzucić na nią Expelliarmus, lecz w porę zdałam sobie sprawę z tego, że ona nie ma różdżki.
- Dręwota! - krzyknęłam więc, ale na moje nieszczęście uchyliła się przed nim. Odwróciła się w moją stronę i wysunęła pazury.
- Petrifikus totallus! - krzyknęłam szybko, a potwór upadł na ziemię. Wbiegłam do pierwszego lepszego namiotu. Spała w nim Annabeth. Chwyciłam ją za ramię i potrząsnęłam nim.
- Co? Potwory? Pająki? - powiedziała pół przytomnym głosem.
- Może poprostu wyjdź z namiotu. Zrobiła to, a gdy zobaczyła potwora leżącego na ziemi, wyszeptała.
- Kelly?
- Jaka Kelly? Znasz ją? Jest dobra czy zła?
- Zła. To empuza, na pewno chciała zabić Jasona. Nie wiem do końca jak, ale one jakby wysysają krew z chłopaków. To służki Hekate...
- Bogini magii?
- Właśnie ona. Obawiam się, że będziemy musieli ją odwiedzić.
- To ja już pójdę spać.
- Tylko nie zapomnij, o 4:45 spotykamy się przed drzwiami, uciekamy.
- Tak. Nie zapomnę. Dobranoc.
- Dobranoc.

Udałam się do dormitorium, w którym spokojnie zasnęłam.

*********

Następnego dnia, o 4:15 zadzwonił budzik. Rose zerwała się z łóżka krzycząc „Pożar! Pali się” (tak mniej więcej wyglądają moje poranki). Poszła się umyć, a ja dopakowałam ostatnie rzeczy do plecaka. Wczoraj Harry i Ron przynieśli zapasy z kuchni. Długo się opierałam, ale w końcu musiałam zabrać jedzenie skrzatów. Gdy Rose wyszła z łazienki, poszłam do niej ja. Wzięłam szybki prysznic, wysuszyłam włosy i ubrałam legginsy oraz biały T-shirt z nadrukiem. Wsunęłam wygodne tenisówki na nogi a po chwili obwiązałam sobię pomarańczową bluzę wokół pasa. Zjadłyśmy kanapki które zwędziłyśmy z kolacji.
- Ciekawe jak będzie wyglądać ten Obóz. - zagadnęłam.
- Masz prawdę.
- Nie słuchasz mnie.
- Dzięki, nie ma za co.
- Ugh.
Rose tak miała gdy była nie wyspana. Po dziesięciu minutach wymknęłyśmy się z wieży Gryffindoru. Biegłyśmy na umówione miejsce. Byłyśmy już na schodach, gdy drogę zagrodził nam...
- Profesor Snape! Co pan tu robi? - zapytałam.
- Raczej co WY tu robicie? Za mną!
- Panie profesorze. - zaczęła Rose przesłodzonym głosem. - A może zróbmy tak? My sobie pójdziemy, a pan się prześpi i nikomu nic nie powie?
- Tak. - powiedział jak zaczarowany i odszedł.
- Jak to zrobiłaś?
- To nazywa się czaromowa. Piper mówiła mi coś o tym.
- Niezły trik.
Przeszłyśmy przez drzwi, gdzie czekała na nas reszta ekipy brakowało tylko Leo.
- Gdzie on się podziewa? - Annabeth była naprawdę zła.
- Zaraz będzie. - stwierdziła Piper z przekonaniem. Travis i Connor przysypiali, Thalia nuciła jakąś melodię, Piper gadała z Jasonem, a Annabeth i Percym.
- Ej! - zagadnęłam. - W nocy coś się tu działo... Może opowiem?

Gdy skończyłam opowieść Percy odezwał się jako pierwszy.
- Kelly próbowała mnie zabić w szkole, gdzie udawała cheerleaderkę. Prawie się jej to udało.
Wtedy przybiegł Leo. Zdyszany wychrypiał.
- Złapała mnie McGonagall.
- Jak się wykręciłeś? - zapytał Ron.
- Uciekłem.
- Kogoś jeszcze nie ma?
- Neville'a, Luny i Ginny.
- Będą za chwilkę. - gdy Harry to powiedział, przybiegli.
- Ty jesteś Luna a ty Ginny! A ja Longbottom! - szeptał Neville.
- Tak Neville, wszyscy wiedzą jak się nazywają. A teraz idziemy. - powiedziała zrezygnowana Annabeth.
- Jak my się tam dostaniemy? - zapytała Ginny.
- Na testralach. - odparł Travis.
- To idziemy!

******

Maraton część 1/5! Jej! Miało być koło 22, ale jechałam samochodem i nie miałam neta, teraz dojechałam do domu, więc no. Warunkiem pojawienia się nowej części Jet 5★ pod poprzednim.
Maraton uważam rozpoczęty!

Magic Camp Half-Blood (Bardzo Wolno Pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz