Leo

405 39 2
                                    

To dziwne, że ten sam blondas, który wyzwał Thalię na pojedynek, siedzi teraz przy stoliku Nemezis i zapoznaje się z jej dziećmi. Gdy zjadłem kolację, udałem się do Bunkru 9. Jednak po drodze, ktoś złapał mnie za rękaw. To była Rose.
- Cześć! Dokąd idziesz?
- Popracować. A co?
- Nudzi mi się. Pójdziesz ze mną na spacer po plaży.
Nie mogłem odmówić. Nie codziennie ładna dziewczyna proponuje ci spacer. Poszliśmy więc na plażę. Zdjąłem buty, i chwyciłem je w rękę, Rose zrobiła to samo. Szliśmy brzegiem morza, i rozmawialiśmy.
- Nie wierzę. Drzewo nie może się ruszać.
- A jednak. Nasza Wierzba Bijąca się rusza. Jej gałęzie biją każdego, kto przejdzie obok.
- Niesamowite.
Zauważyłem, że szliśmy znacznie bliżej siebie.
- Eee... Za trzy dni organizujemy fajerwerki, co roku nasz domek przygotowuje inne. Dałabyś się zaprosić?
- Jasne! To może być naprawdę fajne.
- To do zobaczenia jutro! - powiedziałem i odbiegłem, a ona patrzyła w moim kierunku zdziwiona. Pobiegłem do domku numer 1 i zapukałem. Otworzył mi Jason.
- Hej. Wchodź.
- Cześć. - odpowiedziałem i wszedłem do środka usiadłem na łóżku.
- Zaprosiłem Rose na fajerwerki.
- Stary...
- Bo, kurczę, ona jest ładna.
- Leo...
- I chyba mi się trochę podoba.
- Piper jest w łazience.
- Ups.
Wtedy Piper wypadła jak szalona z łazienki i popatrzyła na mnie.
- Acha! Czyli podoba ci się dziewczyna!
- Nie, właśnie mówiłem Jasonowi, że mam ochotę na kurczaka...
- Nie kłam! Rose... Na tych fajerwerkach... Już wiem! - myślała na głos Piper. - Zapytam Rose czy cię lubi... - a potem wyszeptała mi plan do ucha. Nie powiem - miał sens. Ale nie jestem pewien co do uczuć...

Zrobiłem więc to, co zwykle robię w takich momentach. Udałem się do kuźni, gdzie wykułęm parę fajnych mieczów. Potem byłem już zbyt zmęczony... I po prostu poszedłem spać.

Śnił mi się las, w którym stała empuza.
- Jakaś dziewucha z patykiem! - mówiła.
- Znajdziemy ich Kelly.
- A gdy to zrobimy wydłubię im oczy widelcem. A pannie Chase najpierw pokażę jak robię to Jacksonowi.

Wtedy się obudziłem. Była 6:40. Wstałem i ubrałem pierwsze lepsze jeansy i obozowy T-shirt. Włożyłem trampki i poszedłem do łazienki umyłem zęby. Spojrzałem w lustro, uznałem swój wygląd za znośny więc wyszedłem z domku. Stanąłem na trawie, ale nie zobaczyłem prawie żadnych ludzi. Jakieś dziewczyny robiły makijaż w oknie domku numer 10. Przed domkiem Demeter chłopak podlewał kwiaty, a z domku Aresa dobiegały dźwięki walki. Postanowiłem przejść się do Bunkru, aby podrasować fajerwerki. Owszem, będą super, ale pomysł Piper jest niezły. Wziałęm opakowanie i zacząłem przy nim majstrować. Trochę pozmieniałem kabelki, coś dołożyłem, coś zabrałem i gotowe.
A teraz czas iść na śniadanie.

*************

Maraton 3/5

Magic Camp Half-Blood (Bardzo Wolno Pisane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz