Część 2

114 13 0
                                    

 „Najcudowniejszy Fryderyku,

Byłem ostatnio w odwiedzinach u Sebastiana Nieszczęsnego. Spotkałem tam Marcina. Nasz nieszczęśliwy brat był przerażony nie tylko stanem przyjaciela, ale i samego siebie. Kiedy Sebastian, który patrzył na nas pogrążonymi w odmętach szaleństwa oczami, nareszcie zasnął, ściskając kurczowo nasze dłonie, Marcin nie patrząc na mnie powiedział, że śnił mu się ostatnio Abakanowicz. Odziany w tribon filozoficzny stał wśród tłumu przed Pałacem Kultury i wygrażał mu pięścią, wyrzucając tchórzostwo. Krzyczał, że umarł za swoje (nasze!) ideały, a on, Marcin, nie jest w stanie pójść w jego ślady.

Mówiąc szczerze, jak mogę tylko do Ciebie, przestraszyłem się. Jeszcze niedawno byłem przekonany, że śmierć Abakanowicza była zrządzeniem losu, wyrokiem świata. Ot kolejną nieuniknioną stratą. Wierzyłem w to, bo tak było wygodniej i łatwiej. Sprzeniewierzyłem się naszym zasadom, świętości dyskomfortu i uwierzyłem w to, co mi mówiono. Ale jeśli było inaczej? Jeśli zginął za to o czym wszyscy wiemy, a o czym mówić nie mogę?
Najdroższy Fryderyku, zaczynam się bać. Ten czarnoksięski starzec nigdy nas już nie zostawi. Czuję, że na dobre zagnieździł się w mojej głowie.

Chciałbym porozmawiać z Tobą o naszych dawnych, wspólnych ideałach, kiedy były jeszcze piękne, klarowne, jasne, a nie przerażające, skażone brudem i śmiercią, jak teraz. Ale nie mogę zrobić tego tutaj. Co by było, gdyby nasze treści trafiły przypadkiem w ręce kogoś spoza kręgu? Wyobraź sobie tę pierwotną interpretację! Do czego doprowadziłby prymitywizm nieoświeconego umysłu prowokowanego ideałami filozofii... Poczekam z tym dopóki nie wrócisz, choć potrzeba przemawiania do Ciebie, najukochańszy, drąży mnie od środka.

PS.: Fizyczka zwróciła mi pierścionek. Wyniosła się wczoraj wieczorem.

Jedynie twój Franciszek"

„Najdroższy Fryderyku,

Nigdy Ci o tym nie mówiłem, ale przed wami... przed Tobą najukochańszy, byłem wiecznie samotny. Nie zdradzałem się z tym przed Tobą, przed wami wszystkimi, gdyż obawiałem się waszej oceny. Lękałem się, że pewnego dnia wykorzystacie to, to czego najbardziej się wstydzę, przeciw mnie.

Być może dlatego, z powodu samotności, lęku, wiecznego poczucia zagrożenia, teraz tak tęsknię za Tobą i męczę Cię swoimi rojeniami. W pewien sposób czuję się od Ciebie zależny. Tę właśnie słabość dojrzał we mnie Abakanowicz. Zrozumiał dlaczego nie potrafię przełamywać barier fizyczności i dzięki dokładnemu badaniu, wysnuwaniu wniosków z niuansów odkrył głęboką przepaść w mojej potępionej duszy. Zagrał tą kartą i zdobył mnie całkowicie. Specjalnie używam słowa: „zdobyć" gdyż nasz autorytarny profesor nigdy nie był nikim innym, jak zdobywcą, a my biednymi, podatnymi na jego wspaniały wpływ, zagubionymi w świecie ofiarami o ponadprzeciętnych i narażających nas tym samym na jeszcze znaczniejsze niebezpieczeństwo, umysłach. Każdego z nas w pewien sposób oczarował, czy to elitaryzmem, niedorzeczną sztuką, uwzniośleniem, logiką, sensem w bezsensie, mistyką, akceptacją czy szansą na przynależność i wolność. Zapełnił dziurę w życiorysie, które wypaliły w egzystencji każdego z nas jego indywidualne, najgłębsze doświadczenia, o których boi się mówić. Zagwarantował poczucie bezpieczeństwa i uzależnił od niego.

Wiem, że Ty też czasami wątpisz i boisz się, przyjacielu. Nie wiń się jednak. Odnalazł nas w chwili największej potrzeby, odciągnął znad grobu i dał to, co akurat było nam najbardziej niezbędne. Jak uniwersalny medykament. Tęsknię za Tobą, Fryderyku.

Franciszek"

 „Najjaśniejszy Fryderyku,

Marcin ewoluuje. Oni wszyscy wyewoluowali.

Najdroższy FryderykuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz