2. Ktoś ci uciekł Amigo?

22 3 2
                                    

Na szczęście miasteczko nie było duże. Skoro nie mieszkała w  motelu Amber to pozostawał tylko jeden. Jechała dość szybko do Lake View Motel. Nie była pewna tego co chciała zrobić. Obiecała sobie, że nie będzie kierowała się zemstą, ale ta cała sytuacja nie dała by jej spokoju. Z resztą zapłata to tylko Colt z jednym nabojem-pomyślała. Zaparkowała i poszła do recepcji. Strzeliła się w myślach twarz, gdy już miała ochotę spytać się o Raven Clark. Była łowcą. Nie podałaby swojego prawdziwego imienia.

-Mogę coś dla ciebie złotko zrobić?-spytała ją starsza kobieta. Stała zamyślona przez kilka minut aż wreszcie się odezwała uznając, że ta dłuższa chwila ciszy była dość niezręczna.

-Była tu w ostatnich trzech, czterech dniach dziewczyna, trochę wyższa ode mnie-podniosła rękę do góry by pokazać wzrost Raven- ciemne, falowane włosy-tłumaczyła-Spotkałam ją wczoraj, pożyczyła mi dziesięć dolarów i chciałam oddać-wymyśliła na poczekaniu chcąc zdobyć zaufanie.

-Wymeldowała się jakieś dziesięć minut temu, może jeszcze ją złapiesz-odpowiedziała-to miłe, że są jeszcze tacy ludzie-dodała. Uśmiechnęła się lekko i wyszłam z recepcji. Na parkingu stało jeszcze kilka samochodów.

-Cholera jasna!-zaklęła głośno, gdy zdała sobie sprawę, że najprawdopodobniej Clark odjechała.

-Znowu ktoś ci uciekł amigo?-przystała na moment i powoli się odwróciła słysząc znajomy głos. Ciemnowłosa wrzuciła swoją torbę na tyle siedzenie i oparła się beznamiętnie o samochód- Przyszłaś życzyć mi miłej podróży?-zapytała z pewnym siebie uśmiechem. Jej komentarze lekko działały blondynce na nerwy. Chciała załatwić sprawę szybko i bez jakichkolwiek sztuczek.

-Przemyślałam pewne sprawy..-zaczęła poważnie, ale nie dane było jej skończyć.

-I przyjechałaś tutaj bo podarłaś numer, a chciałaś przegadać moją propozycję, łapię.-dokończyła za blondynkę, podnosząc pytająco jedną brew do góry.

-Pfh możliwe, ale skąd mam wiedzieć, że podasz mi prawdziwe informacje?-spytała podchodząc do niej bliżej.

-Skąd mam wiedzieć, że dasz mi właściwy nabój do Colta? Życie jest pełne niewiedzy kochana, a ja nie mam czasu na zbędne pogaduszki. Wchodzisz w to czy nie?- Tak. Nie. Nie wiem. Biła się ze swoimi myślami, po co tutaj właściwie przyjechała. Miała zasady, których obiecała sobie nie łamać, może potrafiłaby sama ich wyśledzić.

-Stoi-odpowiedziała, podając jej torebkę z Coltem i jednym nabojem. Raven uśmiechnęła się zadowolona i chwilę pogrzebała w kieszeni swojej kurtki. Wyciągnęła z niej złożoną nie wielką kartkę. Wymieniły się. Raven obejrzała Colta dokładnie, a Amber otworzyła kawałek papieru.

Azazel

 38°58′18″N
 95°14′06″W   

Kobieta zadowolona wsiadła do mustanga i odjechała z piskiem opon. 

-Widzimy się wkrótce Azazelu-powiedziała cicho do siebie i z triumfalnym uśmiechem odjechała.



Raven Clark. Dziewczyna urodzona jako łowca. Można powiedzieć, ze cała rodzina od zawsze zajmowała się polowaniem na potwory, a ona odkąd nauczyła się chodzić i mówić jeździła na polowania. Co prawda nie zabijała wilkołaków czy demonów, ale była uczona regułek o nich, podstawowych zaklęć czy używania broni. Jej matka została zabita przez zombie, gdy ta miała jedenaście lat. Zdawała sobie sprawę, że takie rzeczy się dzieją, ale nigdy nie pomyślała, że nastąpi to tak szybko. To było najcięższe wydarzenie w jej życiu i chyba tak na prawdę nigdy się z tym nie pogodziła. Od tamtego momentu zrozumiała motto łowców. 

,,Nie przywiązuj się''. Nie żeby była aspołeczna lub miała serce skute lodem. Po prostu trochę musiało czasu minąć żeby Raven zaczęła się o kogoś martwić.  W szkole nie miała zbyt wielu znajomych. Zamieniała słowa z niektórymi nastolatkami, czasem nawet chodziła na imprezy, ale nigdy nie czuła się przywiązana do nikogo. Bo po co, skoro za kilkanaście dni znowu pojedzie z ojcem na drugi koniec USA.

Colt. Musiała go znaleźć za wszelką cenę. Jeremy Clark-jej ojciec-potrzebował tego niepowtarzalnego skarbu do następnego polowania na Alastiara. Sam miał zająć się wybijaniem duchów w Nowym Jorku, a córce nakazał odnalezienie Colta. Dwa miesiące. Tyle zajęło jej szukanie informacji poprzez katowanie najstarszych demonów najniższej rangi czy innych stworów. Po niecałych trzech z odrobiną szczęścia natrafiła na trop Amber Colt. Śledziła, szukała faktów z jej życia, aż nareszcie znalazła sedno. Bo co boli bardziej niż śmierć matki?

Była najszczęśliwsza na świecie, gdy zadzwoniła do starszego mężczyzny i oznajmiła, że ma to o co ją prosił. 

Zadowolona i dumna z siebie jechała do Lincoln w Nebrasce. Dzień od razu wydawał się piękniejszy. Słońce grzało jej ciało przez szybę, a przyjemny wiatr wlatywał do pojazdu. W tle leciał jej ulubiony kawałek, który cicho podśpiewywała. Czekała ją długa droga.

Amber Colt nie czuła się źle, wręcz przeciwnie-nie mogła się doczekać kiedy go zobaczy i załatwi na dobre. Gdy przejechała trzy czwarte drogi postanowiła zatrzymać się w przydrożnym barze, w którym pracował jej dobry znajomy. Zaparkowała swoje cacko i skierowała się do głównych drzwi. Prychnęła widząc te wszystkie pary oczu lustrujące ją od góry do dołu. Nie zwracając na otaczających ją mężczyzn szła stanowczo przed siebie aż doszła do baru.

-Haha, kogo moje oczy widzą?-zapytał Ben wycierając kufel. Był to starszy od niej łowca, z którym nie raz udała się na polowania. Był dobrym towarzyszem, ale nie na stałe.

-To co zawsze Ben-odpowiedziała śmiejąc się-Co u ciebie?-zapytała.

-Po staremu, pilnuje porządku w okolicy. Jak zawsze-odpowiedział. Nie był typem łowcy, który jeździł po całych Stanach szukając sprawy. Siedział w swoich czterech ścianach i co jakiś czas pozbywał się potworów ze swojego miasteczka.

-Opowiadaj lepiej co się dzieje u ciebie-dodał.

-Wybieram się do Kansas, Lawrence-powiedziała biorąc łyk kawy. Ben zrobił swoją typową, zaciekawioną minę, ale blondynka nic mu nie odpowiedziała.

Nie tylko ona miała biznes do Azazela. Nie tylko ona pragnęła zemsty. Nie tylko ona miała zamiar skończyć z nim na dobre. Nie tylko jej zniszczył życie i nie tylko ona nie chciała pozwolić by robił bezkarnie z życia innych koszmar. W drodze do Lawrence było także dwóch innych łowców. Tak samo zdeterminowanych, pewnych siebie i tego co chcieli zrobić. Tak samo upartych i tak samo nienawidzących Azazela za to co zrobił z ich życiem. 

W drodze do Lawrence, ich rodzinnego miasta było także dwóch Winchesterów. Oni nie omijali takich ''imprez''.

________________________________________________________

Mamy rozdział 2! Mam nadzieję, że się podoba.

Ps. nie chce nic mówić ale od 3 rozdziału zaczyna się prawdziwe bajlando ;)

Gavvrila x




Next Wayward GirlsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz