A kim jest ta dziewczyna doktorze? Wygląda na bardzo młodą...
- Bo jest bardzo młoda, pani profesor. - doktor Kamiński potarł brodę. - Nazywa się Aleksandra Jasińska.
- A dlaczego się tu znalazła? - profesor Dyjewska chciała poznać przyczynę, dlaczego tak młodą i niewinnie wyglądającą dziewczynę trzymają w tym strasznym miejscu, jakim jest szpital psychiatryczny dla zbrodniarzy. - Chyba nikogo nie zabiła?
- Myli się pani, pani profesor. Właśnie ona popełniła straszną zbrodnię. Zamordowała koleżankę z klasy, która rzekomo odbiła jej chłopaka. Musiała być piekielnie zazdrosna. Rozmawiałem z tym chłopcem i on po prostu znalazł inną dziewczynę, jak to w ich wieku. Jednak ta niewinna dziewczyna przypłaciła to życiem.
- Nie do wiary... - profesor Dyjewska krótko pracowała jako psycholog i to był pierwszy poważny przypadek z jakim się spotkała.
- A jednak. Jasińska zabiła ją w parku ciężkim drągiem. Tam jakaś kobieta, która wyszła na spacer z psem znalazła ciało
i sprawczynię leżącą obok, nieprzytomną. Prawdopodobnie to jakiś przypływ szału spowodował, że zabiła, bo wcześniej nie było objawów zaburzeń.
- Jakie ma teraz symptomy?
- Jest tu już trzy tygodnie, a prawie nic nie mówi, jedynie mamrocze o wydarzeniach
w parku. Ciągle jest w szoku. Nic nie je, musimy jej podawać kroplówkę.
- Czy mogę do niej wejść i z nią porozmawiać?
- Dobrze, ale niech pani uważa. Patrzymy zza szyby na śmiertelnie niebezpieczną dziewczynę. Gdyby znów się pojawił atak... W razie czego jestem cały czas tutaj, będę was obserwować.
Profesor weszła do niewielkiej sali, gdzie na łóżku leżała młoda, bardzo blada, piętnastoletnia dziewczyna patrząca w sufit. Nie zareagowała na wejście, dalej leżała nieruchomo.
- Cześć, jestem Anita! - powiedziała profesor, jednak dziewczyna nawet nie drgnęła. - Chciałam z tobą porozmawiać.
- Nie zamierzałam tego zrobić... - powoli przemówiła Ola - to było silniejsze ode mnie. Nienawidziłam jej... Ale nie chciałam... Tam była krew, pełno krwi!! Miała martwe oczy!
Ola zaczęła krzyczeć i rzucać się na łóżku. Złapała profesor za bluzkę i krzyknęła:
- Nie żyje?? Czy ona nie żyje?!
W tej samej chwili do sali wbiegły dwie pielęgniarki z Kamińskim i uspokoili dziewczynę. Profesor wyszła z sali z doktorem.
- Sama pani widzi. - rzekł.
- Tak, ona ciągle to przeżywa. Zanosi się na długi pobyt? - spytała profesor.
- I to bardzo. Szybko jej ten stan nie minie. Można to nazwać morderstwem z miłości.
- Tak, morderstwo z miłości... - profesor popatrzyła jeszcze raz na dziewczynę i głęboko się zamyśliła.