Z każdym kolejnym oddechem, czułam jak klatka piersiowa dotyka ziemi coraz bardziej. Jeszcze trochę i moje serce wykopie w podłożu dziurę. Jeszcze kilka minut i być może dotrę do Piekła. Mimo że liczyło się tylko to, że go w końcu odnalazłam, a Duch dał nam czas, nie sądziłam, że będę w stanie myśleć jeszcze o sobie. Trzymając go za wilgotną dłoń, kilka minut temu, nie potrafiłam przywołać żadnego szczęśliwego wspomnienia. Żal rozrywał mnie od środka, bardziej niż ból po utraconej nodze. Chyba pokochałam cię w końcu bardziej, niż samą siebie, szkoda że tak późno. Wiem, że mi wybaczysz. Zawsze wybaczasz. Dopiero teraz zaczynam czuć śmierć na tyle, żeby ujrzeć pośród gwiazd jego uśmiech. Kiedyś, kiedyś się spotkamy. Obiecałeś mi to, prawda? Kiedyś będziemy w końcu razem, na makowym polu, trzymając się – zupełnie jak teraz – za ręce. To nasze pierwsze życie, drugie będzie już szczęśliwe. Zasłużyliśmy na to, kochany. Tak bardzo chciałabym ci spojrzeć jeszcze raz w oczy i zobaczyć to wszystko, co nas czeka. Uwierzyć i...
Oczy niechcące widzieć księżyca, gasły w jego blasku. Pięknie okrutna śmierć.
Myślę że uważałam w tamtym momencie za chichot bogów czas śmierci przeznaczony mi na znienawidzoną porę. Nocą nigdy nie potrafiłam dostrzec emocji w jego oczach i stwierdzić, czy uśmiech był prawdziwy.
Pióro zatrzymało się w powietrzu, stalówka drżała w dłoni przez chwilę, po czym z głośnym hukiem odbiła się od drewnianej podłogi. Nie wiedziała, czy to jej myśli, czy bohaterki. Granica zatarła się. Uderzyła otwartą dłonią w polik: Żyj, do cholery. Żyj. Kartka papieru zapisana w połowie, przedarta na pół, zakończyła kolejną godzinę pisania. Bała się tego, jakby jej słowa rzeczywiście tworzyły przyszłość – w końcu w przeszłość wpisały się idealnie. Rana, którą zadała postaci, spalała jej własną kończynę. Żyj, Kaoru, żyj. To tylko pieprzony skurcz.
Papierosy nigdy nie smakowały tak wspaniale.
Modegi nie paliła zbyt często, przeważnie wiązało się to ze świętowaniem. Nigdy też nie paliła sama, aż do dzisiaj. Samotności przy papierosie bała się chyba mocniej niż śmierci – lub widziała w niej samą jej istotę. Prawdopodobnie było to spowodowane wspomnieniami. Jako mała dziewczynka, zobaczyła martwego ojca z papierosem w ustach. Potem wybuchła wojna i widziała wiele innych trupów, jednak tylko obraz martwego rodziciela, samotnego, z dymiącym papierosem, stał się dla niej tym przerażającym.
Dreszcz wstrząsnął wątłym ciałem, ramiona pokryły się gęsią skórką, a ona zastanawiała się tylko nad jednym – czy to pierwszy śnieg, czy już wspomnienie.
Urywki tamtego dnia powracały do niej szybciej, niż kolejne płatki śniegu próbujące przetrwać w tak niekorzystnym środowisku, jakie tworzył im jej własny organizm. Wyrzuciła papierosa i sięgnęła po kolejnego, zawilgocony ustnik odbierał jej przyjemność z celebrowania tej chwili.– Postradałam zmysły.
Ledwo słyszalne dla niej samej słowa zniknęły w dymie, a wiśniowe usta rozciągnęły się w uśmiechu. Papierowe ściany i drewniane podłogi jej dawnego domu, były coraz wyraźniejsze. Zaciągnęła się jeszcze raz, jej dziecięcy głos, lub jego wyobrażenie, dudnił jej w głowie. Pamiętam... Widzę.
Ściany oszukiwały mnie bardziej, niż matka mówiąca pół roku szybciej, że wróci ze szpitala. Miałam 4 lata i pamiętam, że serce waliło mi jak nigdy w życiu. Klatka paliła, a gardło drżało od niemiarowych uderzeń. Pamiętam jak zatrzymuje się przy dębowej szafie i patrzę w lustro. Nie potrafię teraz powiedzieć jak wyglądałam wtedy, jedyne co przebija się przez mgłę czasu to dotyk. Wspomnienie jak dotykam szyi, zjeżdżam dłonią pod kołnierz i sprawdzam, czy we śnie nie przykleiłam tam sobie wybuchowej karteczki. Co było potem? Wiem, że chcę otworzyć drzwi do washitsu, wiem że mam bose stopy, bo boję się znów zabrudzić maty. Białe plamy migotają wszędzie, jakby życiodajny duch opuszczał powoli dom. Zbyt bałam się krzyczeć i wołać go. Do tej pory się boję, czułam już wtedy, że nie usłyszę niczego. Milczę. Wielokrotnie próbowałam wracać do tej chwili, jednak wciąż nie potrafię przypomnieć sobie przyczyn tego uczucia. Czy to sen, czy ojciec powiedział coś szybciej, co potrafiło kilkuletniej mi na tyle utkwić w głowie, czy duch matki... Nie wiem. Wiem, co zobaczę i przedłużam chwilę przed tym. Siedział tam, oparty o malowane szafy; obok leżały zdjęcia mamy. Pamiętam jeszcze, że radio grało. Jedno z nielicznych w wiosce. Są coraz bliżej. Już nie pamiętam. Zarządza się pełną mobilizację. Klękam obok i pierwsze, co robię to gaszę papierosa. Mama nie lubiła, kiedy palił. Kobiety i dzieci... Już nie wiem, co mówili, naprawdę nie pamiętam. Czuję tylko, że teraz jestem tylko ja. Że moja wojna i moje trupy już tu są, że już mam to wszystko za sobą. Może dlatego się nie boję? Ani tej nocy, ani żadnej innej, nawet kiedy niebo spadało nam na głowy wraz z ciałami zabitych. Strzepuję resztki popiołu z jego dłoni do popielniczki. Siadam obok i przytulam się do jego ramienia, ciało przechyla się i przygniata mnie. Kładę się i układam głowę taty obok swojej, próbuję ułożyć inaczej jego rękę, żeby wyglądał jakby spał. Ten zapach papierosów nie daje mi spokoju. Nikt tak nie pachniał jak on wtedy. Pamiętam jak się denerwuję, że nie mam dość siły, żeby to zrobić. Jestem na niego zła, że mi nie może pomóc. W końcu daję za wygraną, patrzę na niego, a on patrzy na mnie. Otwarte, puste oczy i zapach papierosów. Papierosów i czegoś jeszcze, co to za zapach? Dopiero wtedy ośmielam się odezwać, dopiero w momencie, kiedy moje dzieciństwo i późniejsze życie zostaje wyniszczone przez to jedno wspomnienie. Tatusiu, porwij mamę...
YOU ARE READING
Szepty Ognia (Itachi+OC)
FanficGdyby Itachi chciał, mógłby zamiast prostego gestu, stuknięcia w czoło, powiedzieć bratu o niej, i kazać mu odszukać dziennik - jedno życie byłoby szczęśliwsze. Na dwa, które beznadziejnie rozbabrane, przepadły i zamieniły się w legendę, której sens...