Chowałam się za drzewem i z trudem powstrzymywałam chichot. Jeszcze utrudniał mi to brat wyskakujący zza każdego drzewa z okrzykiem :
- Tu jesteś!
W końcu nie wytrzymuję i biegnę zdradzając swoją kryjówkę. Pędze przed siebie, a chłodniejsze podmuchy wiatru przeczesują mi włosy co jest przyjemne zwłaszcza w środku słonecznego lata. Lawiruję między drzewami umykając bratu. Śmieję się za każdym razem kiedy jest tuż przed złapaniem, a mu się nie udaje. Nagle brat się zatrzymał. Równierz wychamowałam:
- Nie złapiesz mnie!
On jednak stał, a jego oczy robiły się coraz większe i większe. Zrobiło się zimno. Nie wiedzieć czemu słońce znikło i pojawiła się mgła.
- Braciszku? Co się dzieje?
Po plecach przeszły mi ciarki. Teraz to wszystko nie było zabawne. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. Spojrzałam na brata. To co ujrzałam zmroziło mnie na miejscu.
Stał cały czas stał w tym samym miejscu wyprostowany jak struna. Jego oczy były ogromne i pełne przerażenia, a z nich ciekły cienkie strużki szkarłatnej krwi.
- Braciszku... Boje się... Co się dzieje?
Głos uwiązł mi w gardle kiedy wyciągnął rękę w moją stronę i upadł.
- RATUNKU!
Krzyczałam mając nadzieję, że ktoś mnie usłyszy. Zaczęłam biec w stronę leżącego ciała. Biegłam z całą swoją siłą. Musiałam mu pomóc. Miałam wrażenie, że droga robiła się coraz dłuższa, a brat się oddalał w milczącej agonii.
- Nieee!!!
Próbowałam go dosięgnąć, zawołać po imieniu, gdy z nikąd pojawiły się kłęby mroku. Wpadały mi do oczu zasłaniając brata, do uszu, gdzie miałam wrażenie, że rozsadzi mi czaszkę i do ust.
Dławiłam się. Nie mogłam oddychać. Nogi ugięły się pode mną. Runęłam na ziemię drapiąc się w szyję, aż do krwi.
Widziałam coraz mniej.. Aż w końcu nie widziałam już nic.
CZYTASZ
+ ONI+
FantasyElfy, istoty te mogłyby się zdawać idealne, lecz jak się okazuje te wspaniałe istoty kryją więcej mroku niż mogłoby się zdawać.