Biegnę. Chłodny wiatr przeczesuje mi włosy i chłosta mi twarz. Czuję jak serce pod wpływem adrenaliny i wysiłku przyspiesza z każym krokiem. Muszę się spieszyć. Nie mogę się zatrzymać.
Szybciej. Szybciej.. SZYBCIEJ!!!!!
Złapią mnie... Muszę być szybsza niż oni. Nie mogą mnie złapać.. Nie mogą.NIE DAM SIĘ ZŁAPAĆ!!!!
Jak mogli mi to zrobić?
Jak oni mogli?
Nienawidzę ich. Przysięgam jak powrócą mi siły to ich zabiję, ale nie od razu. Tylko powoli. Baaaardzoooo poooowoooolii... Będę się smakować ich cierpieniem, ich krzykami. Będę na to patrzeć i śmiać się im w twarz. Tak bardzo się będę śmiać że brzuch mi pęknie.
Przysięgam.Teraz muszę się skupić na biegu. Każdy mój krok musi być przeze mnie przemyślany. Wystarczy jeden szelest, a będą wiedzieć gdzie jestem.
Wiem jednak, że nie dam rady utrzymać idealnej ciszy. Już teraz powstrzymuję głośne dyszenie. Mój oddech raz za razem staje się cięższy, jeszcze chwila.. Muszę się zatrzymać.Zwalniam do truchtu. Czuję jak nogi uginają się podę mną z wyczerpania. Nie mogę się zatrzymać. Już tak mało brakuje bym dotarła do tego kamiennego podestu. Teleportu. Ostatniej formy ucieczki z tej cholernej wyspy. Jeszcze trochę. Prubuję znaleźć w sobie motywacje. Nie zajmuje mi to dużo czasu. Wystarczy powrócić do tych wspomnień. Wzdrygam się.
Za żadne skarby nie pozwolę się złapać.Przyspieszam. Mam bardzo silne wrażenie , że są coraz bliżej. Wrażenie było tak silne, że musiałam się obejrzeć przez ramię. Przez tą chwilę rozkojażenia się pogrążyłam.
Stłumiony trzask łamanej gałązki odbił mi się echem we wnątrz mojej czaszki. Świat na chwilę się zatrzymał. Miałam wrażenie , że wszystko umilkło. Ptaki ucichły, a drzewa zdawały się pochylać czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Stałam nieruchomo, a serce waliło mi jak młotem. Biło niczym dzwon,a moje mięśnie drżały niekontrolowanie.
Nerwowo i bardzo powoli zaczęłam się rozglądać. Krew szumiała mi w uszach. Stałam nieruchomo, gdy ptaki znów rozpoczęły swój trel.Wypuściłam cicho powietrze. Dopiero teraz uświadomiłam sobie,że cały czas wstrzymywałam oddech. Miałam duże szczęście. Nie usłyszeli mnie. Powoli rozluźniałam mięśnie. Byłam tak spięta, że zajęło mi to parę minut. Nawet nie miałam pojęcia jak bardzo się myliłam. Usłyszeli mnie. Wszystko usłyszeli. Niczego nieświadoma ruszyłam truchtem w kierunku upragnionej aczkolwiek niedostępnej wolności.
Biegłam, gdy nagle kątem oka zobaczyłam czarną smugę. Instynktownie się pochyliłam i to uratowało mnie przed pierwszą liną.
Panika jaka mnie ogarnęła przesłoniła mi wzrok. Wszystko pokryło się mgłą. Zaczęłam biec.
Krok za krokiem.Nie słyszę ich. Gdzie oni są?!?!
Z prawej?? Z lewej?!?!GDZIE ONI SĄ?!?!???
Drzewa jedne za drugim zmienieją się w brązowo zielone smugi. Nie złapią mnie.. Nie pozwolę!!! Przyspieszyłam choć nogi z każdym stawianym krokiem płonęły żywym ogniem. Najgorsze właśnie się rozpoczęło. Biegłam pod górkę. Pojawił się promyczek nadziei. Na tej górce jest teleport. Jeszcze chwila...
Pojawiła się radość. Zaraz będę wolna. Rozległ się cichy świst. Coś owinęło się wokół mojej kostki. Ostre szarpnięcie i leżałam wyciągnięta na ziemi. Ręce miałam obdarte, a z podbrudka ciekła mi krew. Dzwoniło mi w uszach. Kolejne liny opadały na mnie i blokowały ruchy. Zaczęłam się szarpać.
NIE PODDAM SIĘ!!!!
Wrzasnęłam. Tyle starań. Nadzieja i radość prysnęła,a na ich miejsce pojawiła się złość i frustracja.
Nie chcę tam wracać.NIE CHCĘ!!!!!
Wrzask który wyrwał mi się z gardła został stłumiony przez sznur, który zawinął się wokół mojego gardła. Szarpnęłam się jeszcze raz i jęknęłam z bólu. Sznury bezlitośnie zaciskały się przy każdym moim ruchu. Nie mówiąc już o obdarciach. Przestałam się rzucać.Przegrałam. Dzisiaj przegrałam.
Ale jutro, pojutrze czy nawet za miesiąc nie przegram,a oni będą mnie błagać o litość.Podniosłam wzrok i ujrzałam jednego z nich. Poczułam furię i smutek,a po policzkach spłynęły mi łzy.
Nie odwróciłam wzroku. Patrzyłam wprost na mojego brata.
CZYTASZ
+ ONI+
FantasyElfy, istoty te mogłyby się zdawać idealne, lecz jak się okazuje te wspaniałe istoty kryją więcej mroku niż mogłoby się zdawać.