x2

18 0 1
                                    

Obudziłam się przez kolejne szarpnięcia za ramiona. Po kilku mrugnięciach ujrzałam nad sobą opalonego mężczyznę z malinowymi ustami i złotymi oczami. Posiadał ostre rysy twarzy oraz prosty nos idealnie pod kątem czterdziestu pięciu stopni od czoła, które również było proste. Małe oczka wywiercały we mnie ogromną dziurę, czułam się bardzo niekomfortowo.

- Obudziłaś się, Lakio. - Oznajmił sucho, bez żadnych emocji. - Znamienicie.

- Mnie się tytułuje - burknęłam zirytowana już na początku konwersacji. - Ancymon - dodałam w elfickim.

- Nie myśl sobie, że nie rozumiem Twojego ojczystego języka - zmrużył oczy z irytacją. - Jestem Deomini von Sikkh, władca kraju wilkołaków.

- A dlaczego tu jestem? - zirytowałam się na całego tego faceta. Chciałam wstać z łóżka, ale twarz Deomini była zbyt blisko.

- Narazie to nieistotne - odsunął się ode mnie i zrobił kilka kroków w stronę drzwi.

- Czekaj! - krzyknęłam za nim. Podniosłam się tak, że mogłam spokojnie go obserwować, natomiast on obrócił się na pięcie oraz stanął przy wielkim łóżku. - Zabierz mnie ze sobą, proszę.

- Może jak wstaniesz na nogi - rzucił pod nosem z zamiarem wyjścia, jednakże byłam szybsza i stanęłamm bosymi stopami na posadzce oraz próbowałam chodzić, lecz prawie się wywróciłam, gdyby nie król.

- Dziękuję - szepnęłam lekko zarumieniona i zawstydzona.

- Nie wychodź z łóżka, zwłaszcza w takim stroju - nakazał mężczyzna. - Przyślę do Ciebie moich zaufanych służących za jakiś czas.

Teraz zorientowałam się, że miałam tylko na sobie bieliznę i prześwitującą, niebieskawą sukienkę. Byłam bardzo, bardzo zła na tego kolesia, że ubrał mnie tak. Przecież wszystko było mi widać! Poczerwieniałam jeszcze bardziej, na co brunet zareagował delikatnym uśmiechem i odszedł za drzwi. Ja zaś znowu weszłam pod pierzynę i czekałam na tych sługusów.

Po dłuższej chwili wszedł jeden brunet z kozimi różkami, nagim, lecz owłosionym torsem oraz kopytami zamiast nóg. Od razu widać, że był to satyr. Zaraz za nim pojawił się wysoki blondyn w skórzanych, czarnych spodniach i wściekle czerwonej koszulce, co kontrastowało z jego prawie białą skórą.

- Witamy w Canneberku - powitał mnie faun. - Nazywam się Tholomai, a to jest Adalbert. Ja, jak widać, jestem satyrem, a mój przyjaciel jest...

- Pół demonem - odpowiedział dosyć grubym głosem, przy okazji lustrując mnie wzrokiem. - Dostałaś jakieś lusterko? Wyglądasz fatalnie.

- Adalbercie, tytułuje się mnie, to po pierwsze - wycedziłam przez zęby. - Po drugie, nie dostałam i czuję się bardzo źle, bo przed chwilą się obudziłam. Jestem do cholery księżniczką i nie masz prawa mówić do mnie w ten sposób! - uniosłam się trochę za bardzo przy ostatnich słowach, ale chłopaka to nie wzruszyło.

- Mówię jak jest, nie ma sensu kłamać - skrzyżował ręce na piersi oraz czekał na moją reakcję.

- Skoro tak jest, to daj mi to głupie lusterko! - syknęłam wściekła, kipiąc ze złości. Tholomai był cały blady i można było stwierdzić, że zaraz się przewróci z powodu zachowania jego kolegi.

Podał mojej osobie zwierciadło i zaczęłam się w nim przeglądać. Faktycznie, moja skóra poszarzała oraz miałam cienie pod oczami, ale AŻ takiej tragedii nie było. Ten czas wykorzystał blondyn - skupił się mocno na lusterku i w jednej chwili rozprysło się na wszystkie strony.

- Adalbert, wyjdź! To rozkaz - wrzasnęłam z całej swojej siły. Miałam go już kompletnie dosyć. Chłopak ukłonił się teatralnie z kpiącym uśmieszkiem oraz wyszedł prędko. - Mam dość - przetarłam twarz ręką.

Kaleidoscope of DreamsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz