Nadia

595 28 3
                                    

Nawet ból po uderzeniu w stół nie był tak silny jak mój strach kiedy usłyszałam głos Roberta. Serce waliło mi w piersiach  jak oszalałe, aż czułam jego uderzenia w mózgu, chociaż to przecież niemożliwe. Dudniło mi w uszach jakby po mojej głowie przepędziło stado słoni. Co Robert usłyszał? Co zobaczył? Aż bałam się mu spojrzeć w twarz, kiedy wszedł do kuchni i spojrzał na mnie ze złością i zdziwieniem. 

-Co tu się kurwa dzieje? - Zapytał podchodząc do mnie i patrząc tak jakbym na czole miała napisane DZIWKA. Zanim jednak otworzyłam usta, Jack naskoczył na Rob' a, jakby to on był wszystkiemu winien.

-Nie widzisz człowieku? Twoja żona potrzebuje pomocy, a ty stoisz i głupio pytasz.

-Ale...? 

- Co za ale?- Jack spojrzał na niego zirytowany.- Sam przecież widzisz, że twoja żona miała wypadek. 

-No tak, ale co się stało? I jak ty się tu znalazłeś?- Robert był wyraźnie zdezorientowany, lecz Jack uśmiechnął się tylko pod nosem, a ja modliłam się ze wszystkich sił, żeby czasami mu nie odbiło i nie powiedział prawdy mojemu mężowi. W końcu zdążyłam już zauważyć, że był nieobliczalny i wszystkiego można się było po nim spodziewać. Nie zastanawiałam się jednak nad tym zbyt długo, bo nagle pomiędzy palcami, którymi trzymałam się za zranione miejsce poczułam znajome, lepkie ciepło i wiedziałam już, że to krew. Nawet nie sądziłam, że aż tak mocno się uderzyłam. No, ale w końcu upadłam na kant stołu, więc mogłam się tego spodziewać. Niestety Jack, który z niezrozumiałego dla mnie powodu trzymał swoje dłonie na moich, również zauważył to co ja i przerażony otworzył szeroko oczy. 

-Jesteś ranna- jęknął i niewiele myśląc podniósł mnie, podkładając jedną rękę pod kolana, a drugą pod plecy. Odruchowo złapałam go za szyję, mocno obejmując. 

-Co ty robisz?- Pisnęłam przerażona bojąc się przede wszystkim reakcji mojego męża na to śmiałe zachowanie strażaka. Ze wszystkich sił starałam się nie reagować na bliskość naszych ciał, choć graniczyło to z cudem. Każde bowiem muśnięcie choćby najmniejszym  palcem wywoływało we mnie uczucia, które już dawno uśpiłam, zadowalając się tylko tym co musiałam znosić. 

-Gdzie ją mogę położyć?- zapytał Jack nie zwracając uwagi na mój słaby protest i posłał Robertowi lekceważące spojrzenie. Przez chwilę mężczyzna wydawał się całkowicie zbity z tropu, lecz po chwili pokręcił szybko głową, jakby nagle dotarło do niego co się dzieje.

-Na kanapie w salonie. O tam- wskazał ręką i ruszył pędem do salonu wymijając nas w korytarzu, by zebrać te kurewsko drogie narzuty, które kupił aż w Peru podczas jednej z delegacji, żebym czasem nie splamiła ich swoją krwią. Zatopiłam nos w ciepłym karku strażaka wdychając jego świeży, męski zapach od którego od razu zrobiło mi się mokro między nogami. Wiem, że z mojej strony wyglądało to tak jakbym naprawdę o niczym innym nie myślała, jak tylko o seksie, ale było w tym mężczyźnie coś takiego, co sprawiało, że traciłam przy nim resztki rozumu. Gdyby tylko ta chwila mogła trwać wiecznie, oddałabym za nią cały majątek swojego życia. Z jednej strony czułam się jak najprawdziwsza dziwka, myśląc tak w obecności swojego męża, ale przecież czy tylko ja byłam winna w tym związku? Czy naprawdę mogłam sobie zarzucać niewierność, gdy tak naprawdę moje małżeństwo skończyło się kiedy pierwszy raz na mojej twarzy powstał paskudny siniak? Kochałam Roberta całą swoją osobą, mogłam życie oddać za niego, a on jak mi się odwdzięczał za to bezgraniczne uczucie? Ile można było  tak cierpieć i znosić to ciągłe upokarzanie, otrzymując bolesne ciosy, które bardziej niszczyły mnie od środka raniąc duszę niż sprawiając fizyczne cierpienie?

-Dobrze się czujesz? - Zapytał Jack z taką obawą w oczach, aż poczułam bolesne ukłucie w sercu, bo przecież to nie on powinien tak się o mnie troszczyć.  Nie on powinien patrzeć na mnie z lękiem i współczuciem. Tą osobą powinien być tylko i wyłącznie mój mąż, a on tymczasem patrzył wściekle na Jack'a, który kładł mnie na kanapie i pewnie już opracowywał w swojej głowie karę  jaką by mi tu wymierzyć. Bo oczywiście byłam stuprocentowo pewna, że za całą sytuację winił będzie tylko mnie.

W skrytości sercaWhere stories live. Discover now