25 maja 2008
Piątek, piąteczek, piątunio!!!!!
Czarne obcasiki lekko stukały na posadzce w stylu szachownicy, kiedy szłam wprost do mojej szafki.
Tabuny uczniów mijały mnie bez żadnego zainteresowania, co wcale mi nie przeszkadzało. Sama nie obdarzałam nikogo zbyt długim spojrzeniem, choć kątem oka zarejestrowałam nową lalkę Kim. Nigdy nie przychodziła do szkoły bez jakiejś drogiej, nowej zabawki zakupionej przez jakże wspaniałych rodziców. Sama nigdy się do tego nie przyznałam, ale również trzymałm w szkolnej szafce, głęboko w kącie, moją jedyną pamiątkę po rodzicach - Pan Brzusio, to szaro - różowy miś. Dostałam go na piąte urodziny, dzień, w którym zmarli moi rodzice. Do tamtej pory było mi smutno, ale już nie płakałam. Wiedziałam, że są tu.
Mama swego czasu opowiadała mi, że każda dusza, która odeszła dostawała swoje miejsce na nocnym niebie. Wierzyłam w jej słowa i od tamtej pory mówiłam do nich, wpatrując się w ich światło, które otulało mnie swym jasnym blaskiem. Od śmierci mamy i taty minęły cztery długie lata. Nocne pogaduchy z nimi to już codzienność, proszenie o pomoc na sprawdzianach - nic nowego.
Po ich śmierci zamieszkałam z ciocią. Wbrew wszystkiemu byłam szczęśliwa, bo wiedziałam, że kiedyś znów spotkam rodziców. Chociaż syn siostry mamy - Charlie, upierdliwy siedmiolatek - mógł się mniej naprzykrzać... kiedy zrozumie, że nie oddam mu swoich kredek?!
Zabrałam czerwony zeszyt w kucyki Pony, podręcznik i ćwiczenia do matematyki. Z tym bagażem musiałam się udać do sali nr 32, gdzie pani Wąsik - nie trzeba jej nawet tego wąsika flamastrem poprawiać, jest wspaniale widoczny nawet na końcu sali - wygłosi swoją tyradę ku pognębieniu nas. Idąc byłam zapatrzona w dół na czarno - białe punkty. Ciekawe czy będzie sprawdzała zadanie, jeśli tak, to wymówka z psem trzeci raz z rzędu nie zadziała, nawet jeśli sama pożuję ten papier i jej pokaże.
Nagle z mojej zadumy wyrywało mnie mocne uderzenie. W mgnieniu oka książki poleciały ku górze, a ja wręcz odwrotnie, napotykając na swojej drodze twardą posadzkę. Po chwili spędzonej na zimnej posadce wszystko do mnie wróciło i widziałam jak jakiś brunet stał na przeciwko mnie z wyciągniętą w moim kierunku nogą. Niesamowicie mnie wnerwiało jak jego twarz wykrzywiał uśmiech i zaczął się historycznie śmiać.
— Czy ciebie pociupciało?! — Zaczęłam powoli zbierać swoje rzeczy, a wnerwiający chłopak zrobił dokładnie to samo.
Jego brudne ręce trzymały mój zeszyt w kucyki Pony!! Szybko wyrywałam własność i wyminęłam go, słysząc strzępki słów, które do mnie wypowiada. Chłopcy są okropni... nie rozumiem, jak można ich lubić?!
●●●
Miałam rację, wymówka z psem niestety nie przeszła.
Ale po co rozpamiętywać to, co było? Ważne jest tu i teraz, czyli plastyka z panią Martą. Właśnie próbowałam zabić bruneta na mojej kartce papieru, kiedy owy osobnik wszedł przez drzwi do sali. Zatopiłam w nim mój najbardziej odstraszający wzrok, kiedy ten bezczelnie się do mnie uśmiechnął. Zerknął w mój rysunek, a kąciki jego ust pogalopowały w górę.
— Twoja praca wygląda jak kupa.
— Na szczęście to ty jesteś na tym obrazku.
Teraz to ja się wyszczerzyłam w triumfalnym uśmiechu, a nowy wyminął mnie i wybrał miejsce dla siebie akurat za mną.
Całą lekcję gryzmoliłam jakieś rysunki pozbawione sensu, jak latający pies z peleryną, czy kot z różdżką. Na plecach cały czas czułam nieprzyjemne mrowienie, jakby ktoś się na mnie patrzył. Dlatego jeszcze nigdy tak się nie cieszyłam na dźwięk dzwonka. Wyszłam i skierowałam się na następną lekcję, jednak coś mi nie pasowało. Dzieciaki jakoś dziwnie się na mnie gapiły i uśmiechały do siebie.
CZYTASZ
Gwiezdne pióro
AléatoireNa jednym niebie milion gwiazd. W jednej książce milion opowieści. Dajcie się porwać najrozmaitszym bohaterom i wartkiej akcji. Niektórzy z nich porwą was w nieznane i pokażą nowe. Przygoda czeka. Otwórzcie oczy. Czytajcie. "Gwiezdne pióro" jest to...