2

23 5 0
                                        


Jak tak teraz sobie o tym myślał, to śmiało mógł stwierdzić, że nie przemyślał dokładnie swojej propozycji. Nie zdziwiło go to, że Mańka bez dłuższego namysłu zgodziła się na jego propozycję, bo co miała do stracenia? Jakby spojrzeć na to z tej strony, to on też wiele nie tracił, ale perspektywa spędzenia kolejnego czasu w rodzinnej wsi niezbyt go zachęcała.

To nie było tak, że wyrzekł się miejsca, z którego pochodził. Po prostu nie potrafił już znaleźć sobie tam miejsca. Przyzwyczaił się do tego, że miasto dawało mu dużo możliwości. Zawsze mógł spotkać się ze znajomymi, pójść do kina, coś zjeść, czy nawet do klubu, choć do tego ostatniego nigdy nie był zbyt przekonany. W jego mniemaniu wieś mogła mu zaoferować jedynie siedzenie w domu lub siedzenie na dworze, dokładając do tego wszystkiego potańcówkę na pobliskiej wsi co sobotę dla młodzieży. Nawet na większe zakupy trzeba było jechać około pół godziny, gdzie w Warszawie od sklepu dzieliły go jedynie schody klatki schodowej.

- Mamo, nie potrzebujesz już z niczym pomocy? – zapytał, stając w progu drzwi kuchennych, gdzie kobieta sprzątała po obiedzie. Ona chyba najbardziej cieszyła się z kolejnych odwiedzin syna w tak krótkim czasie, bo mogła go rozpieszczać swoim jedzeniem jeszcze dłużej. – Jeśli nie, to wyjdę na trochę. W zasadzie to nie wiem o której wrócę, ale niezbyt późno – dodał, a gdy kobieta pokręciła tylko głową, odkładając kolejny talerz na suszarkę, podszedł do niej i musnął krótko czubek jej głowy, po czym wyszedł z domu.

Do domu Mańki nie miał daleko, jednak musiał go ominąć i iść dalej, ponieważ dziewczyna bardzo nalegała, by najpierw spotkali się w sadzie jej rodziców. Obstawiał, że pewnie siedziała tam i usiłowała ogarnąć wszystko to, czego kilka osób, które pracowało dla jej ojca, nie zdołało zrobić przez cały tydzień.

- Cześć, królowo jabłek – rzucił żartobliwie, gdy dotarł na miejsce i ujrzał dziewczynę przy jednym z drzew. – Co tutaj tak pusto? – zapytał, rozglądając się dookoła.

- Rodzice stwierdzili, że w piątki też nie będą potrzebować nikogo do pomocy. Sam rozumiesz – odpowiedziała nieco zakłopotana, co tylko pomogło Filipowi zrozumieć to, co powinien wiedzieć. Ostatnio takie małe sady nie miały zbyt dużego obrotu, a przynajmniej tak mu się wydawało. A pracownikom też trzeba z czegoś zapłacić.

- Nadal są tak dobre, jak kiedyś? – zapytał, stwierdzając, że najlepiej nie ciągnąć tamtego tematu. Nie czekając na odpowiedź zerwał jeden owoc z drzewa, by chwilę później zatopić w nim swoje usta. Soczyste, jak kiedyś, na co pokiwał z aprobatą głową.

- U siebie takich nie dostaniesz – odparła dumnie dziewczyna. – Muszę jeszcze pozrywać trochę tych jabłek do skrzynek. Pomożesz? – zapytała, zerkając na chłopaka z uśmiechem. Była pewna, że chociażby te jabłka mogą być jednym z powodów przekonania go, że wcale tak źle tam nie jest. Nie zastanawiała się nad tym jednak długo, bo chwilę później zabrała się do roboty, a Filip dołączył do niej chwilę później.

Czas leciał, a kolejna skrzynka powoli wypełniała się owocami. Oboje nie potrafili stwierdzić ile czasu na to poświęcili, bo miało się wrażenie, że leciał on bardzo szybko. Co chwilę śmiali się z siebie nawzajem, chociaż częściej to Filip z Mańki, która męczyła się ze zrywaniem jabłek podskakując co chwilę do góry, gdy kilkakrotnie proponował jej, by weszła na drabinę.

- Dobra, wystarczy na dzisiaj – stwierdziła Mańka, łapiąc jedno jabłko ze skrzynki, po czym usiadła wygodnie na jednej z pustych skrzynek, by w spokoju móc zająć się swoim obszernym posiłkiem.

- Codziennie tak tutaj pomagasz? – zapytał Filip, siadając obok dziewczyny, ale nie na skrzynce, a pod drzewem.

Mańka jedynie pokiwała głową, przełykając kolejną porcję jabłka. Nie miała za bardzo wyboru, bo ktoś musiał pomagać rodzicom, a wiedziała, że to mogą być jej ostatnie tak długie chwile tutaj przed ślubem.

- Nie nudzi Cię to? To dosyć monotonne zajęcie – rzucił, rozglądając się dookoła.

- A czemu miałoby mnie to nudzić? Lubię to, co robię i wiem, że jestem w tym dobra. To jest tak naprawdę moja przyszłość – odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo przecież oczywiste było to, że to ona przejmie ten sad.

- Mańka, ale przecież możesz osiągnąć o wiele więcej, a nie czekać ciągle na te durne jabłka – odparł, przenosząc wzrok na dziewczynę.

- Kiedyś czekałam na durnego Ciebie, który obiecał, że wróci, pamiętasz? – zapytała, zerkając na niego nieco zawiedziona.

- Byliśmy wtedy dzieciakami, przestań – odpowiedział, chociaż kilka sekund później pożałował tych słów. Sam doskonale pamiętał o tej obietnicy. – Teraz będziesz miała męża, który da Ci to wszystko, co ja Ci wtedy obiecywałem.

Dziewczyna pokręciła jedynie głową, podnosząc się ze swojego miejsca. Nie zamierzała teraz opowiadać Filipowi o tym wszystkim, co myślała. Nie byli już najlepszymi przyjaciółmi, a znajomymi, którzy spotkali się po latach.

Otrzepała swoje spodnie z niewidzialnego kurzu i zerknęła na niego przez ramię.

- Chodź, dasz mi się chociaż przejechać tą obiecaną furą. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 27, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Małomiasteczkowy stylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz