Odetchnęła głęboko i bez słowa powitania weszła do domu. Przetoczyła się przez korytarz i natychmiast wdrapała się po schodach do swojego pokoju. Wiedziała, że jej macocha liczyła na pomoc, ale Belinda była zbyt zmęczona i zirytowana, aby spojrzeć na kogokolwiek bez rzucania w jego stronę gromów. Dziewczyna opadła ciężko na nieposłane łóżko i omiotła wzrokiem zabałaganione pomieszczenie. Była tak zajęta zaliczeniem semestru, że na jej biurku wnosił się Mont Blanc z ubrań, nieposegregowanych notatek i surowych szkiców, które czekały na obróbkę komputerową. Opuściła głowę na poduszkę, mając nadzieję, że kropkowany materiał wyssie z niej znużenie, albo chociaż bezboleśnie pozbawi ją życia i problemów. Niestety nie mogła sobie pozwolić na żadną z dwóch przyjemności, ponieważ nad jej karkiem wciąż wisiały terminy. Jeżeli tak wyglądały studia, to jak to było z jej przyszłą pracą?
— Belinda! — zawołała z dołu partnerka jej ojca. Dziewczyna jęknęła cierpiętniczo, wiedząc, że obiecała kobiecie pomoc przy zorganizowaniu spotkania Rady. Jak zwykle odbywało się w najgorszym z możliwych momentów. W dodatku, jako córka alfy, Belinda musiała się na nim pojawić i skupić na omawianiu bieżących wydarzeń. Miała ważniejsze rzeczy do roboty, chociaż z tak niskim poziomem cukru we krwi wszystko wydawało się bardziej interesujące, niż rozwodzenie się nad różnicą między fungi i funguses*.
— Zaraz przyjdę — powiedziała niechętnie. Wiedziała, że z wyostrzonymi zmysłami zmiennej Maia doskonale usłyszała jej ciche słowa pomimo dzielącej ich odległości. Byłoby jednak cudownie, gdyby kobieta zignorowała chociaż na jeden wieczór ludzką egzystencję i pozwoliła jej poużalać się nad sobą w samotności. Wilczyca była jednak zbyt życzliwą i zwyczajnie kochaną osobą, aby umożliwić pasierbicy powolne popadanie w periodyczną depresję. Zdążyła już poznać tendencje studentki, kiedy do jej drzwi pukał koniec semestru i sesja. — Tylko się przebiorę.Obracając się z trudem na plecy, Belinda przyjrzała się leżącym na podłodze spodniom z dresu. Uniosła je lekko do góry, sprawdzając jak bardzo plama z przesłodzonej kawy odznaczała się na szarej nogawce. Wilki dostrzegłyby ją bez problemu, ale dziewczyna nie zamierzała się tym przejmować. Przeprowadziła jednak konieczny test zapachu i kiedy jej nozdrza w żaden sposób nie zaprotestowały, doszła do wniosku, iż mogła naciągnąć na siebie znoszony materiał przynajmniej jeszcze jeden raz. Kiedy indziej zatroszczy się o zrobienie prania. Wtedy, kiedy braknie jej czystych majtek w szafie.
Zanim wyszła z pokoju, Belinda wyjrzała jeszcze przez okno. Potrzebowała bluzy? Chyba tak. Pogoda zaskoczyła ją już wielokrotnie w ciągu zaledwie trzech godzin. Wolała znowu nie zmarznąć, zważywszy na to, jak wiele kolokwiów czekało na nią po weekendzie. Tylko dlaczego czerwiec był aż tak humorzasty? Gorzej niż ona sama przed okresem.
Studentka rozejrzała się jeszcze raz po pokoju i szybko dostrzegła leżącą w rogu czerwoną bluzę z kapturem. Może i nie była w nastroju na wyraziste kolory, ale miała nadzieję, że wszyscy dookoła odbiorą i zrozumieją oczywisty w jej mniemaniu przekaz: nie podchodź, nie rozmawiaj, najlepiej w ogóle nie patrz. Wilki z natury działały instynktownie, więc powinny chyba wziąć sobie do serc te subtelne ostrzeżenie?
— Przyniesiesz mi kilka poszewek na poduszki? — zawołała Maia, zanim Belinda zdążyła opuścić pokój. Dziewczywna zacisnęła zęby. Dotarła do bazy, w której podjudzał ją sam fakt istnienia kogokolwiek prócz niej samej. Niedobrze. Jak tak dalej pójdzie, studentkę zaczanie irytować jej własne życie.
Mimo tego, wzięła głębki wdech i odwróciła się na pięcie. Zbliżyła się do niewielkiej, otwartej garderoby, omijając po drodze przeszkody powstałe z niezidentyfikowanych budulców. Czy z rękawa jej koszuli wystawała puszka po energetyku? Przynajmniej była pusta. Chyba...
Belinda stanęła na palcach, próbując przypomnieć sobie zawartość najwyższych podwieszanych półek. Po kilku minutach uporczywego wymacywania flanelowego materiału, ściągnęła z szafki cztery poszewki: dwie różowe w białe kropki i dwie fioletowe, ozdobione tym samym wzorem. Czy było to już uzależnienie? E tam. Po prostu miała słabość do groszków.
— Masz? — Usłyszała za sobą głos Maii i podskoczyła zaskoczona. Widać w mniemaniu wilczycy człowiek poruszał się zdecydowanie zbyt wolno. Nawet jeśli spóźniał się o kilka sekund.
CZYTASZ
Wilczyca w owczej skórze
WerewolfBelinda nigdy nie zastanawiała się, dlaczego przeznaczenie obdarowało ją ludzką naturą. Nie musiała. Wataha, w której przyszła na świat nie postrzegała jej inności jako skazy i szanowała życie dziewczyny tak samo jak egzystencję innych członków sf...