— Widzę, że zguba się znalazła? — zapytała z uśmiechem, wywołując niewątpliwy szok na twarzy jednego z mężczyzn. Drugi prychnął pod nosem, jednak Belinda nie dostrzegła jego reakcji.
— Słucham? — Gabriel spojrzał zaskoczony na opierającą się o framugę drzwi dziewczynę. Od razu zauważył, że wyglądała pogodniej i zdrowiej niż poprzedniego dnia.
— Mam na myśli pana partnera. — Przekrzywiła lekko głowę, próbując przyjrzeć się ukrywającemu się za profilem zmiennego mężczyźnie. Przyszło jej to z łatwością, ponieważ ten był nie tylko wyższy. Jego gęsta czupryna i wystające spod rękawów bluzki tatuaże bardzo odróżniały go od partnera i przyciągały uwagę.
— A, tak — Gabriel przytaknął i odsunął się nieco, aby drugi mężczyzna miał szansę spojrzeć na rozweseloną studentkę. Michael nie chciał jednak wdawać się w żadne rozmowy i jego ciało nawet nie drgnęło. Spoglądał uparcie przed siebie. Po chwili milczenia odwrócił dodatkowo twarz tak, aby Belinda widziała tył jego głowy. Był to dla niej jasny sygnał i szybko wywnioskowała, czym był spowodowany. Facet należał do tej grupy zmiennych, dla których jej częściowe człowieczeństwo było skazą. Wyprostowała się, wiedząc jednak, że jej postura górująca nad nimi w fizyczny sposób nie była żadnym dowodem siły. — To jest Michael. Michael, to córka alfy, Belinda.
— Dzień dobry — wymamrotała, próbując wymusić ze swojego gardła uprzejmość. Niepotrzebnie. Mężczyzna zignorował słowa i partnera, i jej. Gabriel w mało subtelny sposób targnął za rękę Michaela, którą dotąd obejmował. Wywołało to odwrotny do oczekiwanego skutek. Wyższy mężczyzna uwolnił nadgarstek z uchwytu partnera i zwyczajnie odszedł. Wprawił tym Gabriela w osłupianie. Belinda poczuła jedynie irytację. Zdarzały jej się chłodniejsze powitania.
Niższy zmiennokształtny otworzył usta, jednak był tak zszokowany, że nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Patrzył jedynie, jak postać jego partnera znika za drzwiami ich kwatery. Opamiętał się dopiero po długich minutach. Poczuł złość, ale też ogarniający twarz gorąc. Zwrócił się z powrotem w stronę stojącej na oszklonej werandzie dziewczyny i spoąsowiały próbował wydusić z siebie przeprosiny. Nie było to łatwe zadanie dla wilka. Zwłaszcza, że to nawet nie on zawinił.
— W porządku — wymamrotała Belinda i uciekła wzrokiem od spojrzenia Gabriela. W takich sytuacjach uderzał w nią wstyd spowodowany innością. Od dawna nie czuła się tak dotknięta brakiem szacunku. A myślała, że dała radę odgrodzić się emocjonalnie od tych, dla których jej egzystencja była abominacją. No cóż, przynajmniej obyło się bez przekleństw. Już lepsza ignorancja od bezpodstawnych bezeceńtw.
— Nie jest w porządku. Mój partner zachował się jak niewychowany, arogancki gbur. Przepraszam za niego. — Gabriel pokręcił głową. — Nie wiem, co w niego wstąpiło.
— Nic się nie stało. To nie pierwszy raz. Przywykłam.
— Wcześniej też cię tak potraktował? — Mężczyzna rozwarł szeroko powieki, jeszcze bardziej zdruzgotany. Z jego twarzy szybko zniknęło poczucie winy, zastąpione złością.
— Nie, nie. Skąd. Pierwszy raz się spotkaliśmy. — Uniosła ręce w obronnym geście, chcąc natychmiast wyprostować sytuację. Zbyt ogólnikowo się wyraziła i choć uważała, iż każdy, kto bezpodstawnie nie okazywał jej szacunku zasługiwał na łomot, nikt nie powinien być karany za nie swoje przewinienia. Jej poczucie sprawiedliwości i sumienie litowało się niestety nawet nad idiotami. — Miałam na myśli, że nie był pierwszą osobą, której nie przypadłam do gustu.
— Aha... — Wyraźne napięcie zniknęło z ramion zmiennego. Choć nie do końca rozumiał, co dziewczyna miała na myśli, poczuł niemałą ulgę. Niestety, brak innych przewinień nie sprawiał, iż o grubiańskim zachowaniu partnera Gabriel mógł tak po prostu zapomnieć.
CZYTASZ
Wilczyca w owczej skórze
Manusia SerigalaBelinda nigdy nie zastanawiała się, dlaczego przeznaczenie obdarowało ją ludzką naturą. Nie musiała. Wataha, w której przyszła na świat nie postrzegała jej inności jako skazy i szanowała życie dziewczyny tak samo jak egzystencję innych członków sf...