— Zamiast jechać na zajęcia, powinnaś siedzieć u lekarza. Co jeżeli znowu zemdlejesz i nikogo nie będzie obok, żeby pomóc? — Belinda doskonale wiedziała, że Maia z trudem panowała nad emocjami. Stała w drzwiach pokoju studentki ze skrzyżowanymi ramionami i patrzyła na nią z gromami w oczach. Dziewczyna od piętnastu minut próbowała wyszykować się do wyjścia, jednak narzekanie macochy sprawnie jej to uniemożliwiało.
Belinda westchnęła i odwróciła się plecami do kobiety, aby ta nie widziała jej zrezygnowania. Też wolałaby zostać w domu. Wiedziała, że tak częste omdlewanie mogło być zapowiedzią poważnych problemów zdrowotnych. Niestety egzaminu nie można było przełożyć; wizytę u lekarza tak. Poza tym, zamierzała zjeść porządne śniadanie, wypić przy butelkę wody i w dodatku, porządnie się wyspała. Nic nie wskazywało na to, aby nieporządane incydenty miały się powtórzyć. Oczywiście, studentka wiedziała, że wcześniejsze omdlenia uderzyły w nią niespodziewanie i bez ostrzeżenia. Jednak wmawiała sobie, że była wtedy zdenerwowana, głodna i osłabiona.
— Mojmira powiedziała, że nic mi nie jest. Napiszę ten durny egzamin i wrócę zaraz do domu. — Dziewczyna nie siliła się na uśmiech ani przyjazny ton. Nie było sensu. Maia i tak nie zareagowałaby na podobne gesty pozytywnie. Poza tym, sama Belinda nie była w nastroju na uprzejmości. Na sam widok macochy reagowała irytacją i z każdą chwilą była coraz bliżej wybuchu. Nadopiekuńczość zmiennej wychodziła jej bokiem. Zwalcie to na syndrom napięcia pomiesiączkowego, albo na stres związany z sesją egazminacyjną. Jak zwał, tak zwał. Jedno nie ulegało wątpliwości - jedna z nich musiała ustąpić, albo ich ciągłe wymiany zdań doprowadzą do poważnej awantury.
— Kiedy pierwszy raz zemdlałaś, Mojmira też mówiła, że wszystko z tobą w porządku. A jednak, na tym pierwszym razie się nie skończyło — zauważyła wilczyca, marszcząc złowrogo brwi. Belinda zacisnęła usta w wąską kreskę i odetchnęła głęboko.
Tylko spokojnie.
— Zaraz po teście pójdę do lekarza i poproszę Adama, żeby po mnie przyjechał — obiecała studentka przez zaciśnięte zęby. Chwyciła z komody kosmetyczkę z zamiarem udania się do łazienki i zrobienia makijażu. Rzadko używała podkładu, bo nie mogła znaleźć odcienia pasującego do jej bladej cery. Jednak na twarzy powyskakiwały jej czerwone pryszcze, które mocno odznaczały się na tle skóry. Musiała pozbyć się chociaż tego jednego problemu. Łaziło za nią zdecydowanie zbyt wiele natarczywych rzepów, których nie mogła zakryć korektorem i podkładem. Dobrze, że chociaż wypryski mogła zwalczyć makijażem.
— Jest ósma, a egzamin zaczynasz dopiero o dziewiątej trzydzieści. Będziesz siedzieć na uczelni dobre kilka godzin — głos Mai stał się o oktawę wyższy. Był to jasny znak, iż Belinda nie była jedyną osobą, która traciła cierpliwość. — W te kilka godzin możesz zemdleć nawet kilka razy i co wtedy?
Tysiąc, dziewięćset dziewiędziesiąt dziewięć, dziewięćset dziewiędziesiąt osiem, dziewięćset dziewiędziesiąt siedem...
— Maia, jeżeli nie napiszę egzaminu dzisiaj, będę musiała pofatygować się na niego we wrześniu. Po pierwsze, mam już inne plany. Po drugie, facet w życiu nie pozwoli nam zaliczyć tego gówna w drugim terminie. W pierwszym da się z ledwością zaliczyć materiał na marne trzy, a nie będę jeszcze płacić debilowi za warunek. — Belinda zbliżyła się do drzwi, planując wyminąć macochę i udać się na śniadanie. Zrezygnowała z makijażu. Nie miała cierpliwości, aby bawić się w powolone zaklepywanie pryszczy. Maia zatrzymała ją jednak w progu, chwytając zdecydowanie ramię dziewczyny.
— Kiedyś byłaś bardziej odpowiedzialna! Jak możesz stawiać jakąś głupią cyfrę ponad własnym zdrowiem?! — Każda z nich miała najwidocznej inną definicję odpowiedzialności. Maia nie zdawała sobie bowiem sprawy z tego, że każda trója mogła zagrozić jej przyszłości. Nie po to harowała przez osiem miesięcy, żeby jakaś mierna uniemożliwiła jej zgarnięcie stypendium rektora dla najlepszych studentów. Zdążyła zasmakować już w grzesznej przyjemności i nie chciała z niej rezygnować. Oczywiście, dobre wyniki same w sobie też były dla niej ważne, jednak Belinda przyjęła w życiu postawę bardziej materialistyczną. Nie chodziło jednak o wydawanie pieniędzy na chwilowe zachcianki i głupoty. W grę wchodziła samodzielność, której ona musiała się nauczyć, a którą jej ojciec i Maia musieli zaakceptować.
CZYTASZ
Wilczyca w owczej skórze
WerewolfBelinda nigdy nie zastanawiała się, dlaczego przeznaczenie obdarowało ją ludzką naturą. Nie musiała. Wataha, w której przyszła na świat nie postrzegała jej inności jako skazy i szanowała życie dziewczyny tak samo jak egzystencję innych członków sf...