Prolog

39 1 0
                                    

Pierwsze promienia słońca padły na Dor-Lómin, siedzibę starego rodu Thalionów znanego szeroko jako ród Hador. W komnacie lorda i lady Thalion było jeszcze ciemno, lecz wkrótce promienie zaczęły wpadać przez okno, świecąc na łoże Hurina i Morweny, w której spali snem głębokim. Lord Thalion tulił w swych ramionach ciemnowłosą kobietę, która głowa leżała na jego klatce piersiowej, unoszącej się miarowo. Gdy promień słońca padł na twarz mężczyzny pokrytej krótką brodą koloru dojrzałej pszenicy, lekko zamrugał oczami i chwilę później otworzył je szeroko. Podniósł głowę i ziewnął przeciągle, jakby odganiał resztki snu. Rozejrzałem się wokół siebie i czule spojrzałem na swą żonę. Usiadłem prosto na łożu a głowa lady Dor-Lóminu sunęła się z mojej piersi, ale wciąż spała. Uśmiechnąłem się pod nosem, po czym zacząłem lekko szturchać żonę mówiąc:

-Moja Pani, stajemy już. Nastał nowy dzień pełen wrażeń.

Morwena tylko niemrawo poruszyła się pod pierzyną. Hurin powtórzył czynność a wtedy usłyszał pretensjonalny głos

-Hurinie Thalionie, daj mi jeszcze spać a nie wstajesz skoro świt. Skoro musisz, to wstawaj, ale mi daj spać. Bo wczorajszych harcach z tobą w łożu jestem zmęczona- powiedziała i zakryła głowę kołdrą.

Zaśmiałem się donośnie, przypominając sobie wczorajszą noc, gdy kochałem się z Morweną. Bez słowa wyszedłem z łóżka i poszedłem się umyć. Po cichu opuściłem komnatę i udałem się do pobliskiej łazienki. Będąc w łazience nalałem wody do miednicy i umyłem się dokładnie oraz zgoliłem brodę. Wezwałem sługę, który przyniósł mi świeże szaty. Po ubraniu się opuściłem pomieszczenie i udałem się na dół do Wielkiej Sali na śniadanie. Zszedłem szybko schodami i skierowałem do Wielkiej Sali. Były tam ustawione stoły, przy których jadali mieszkańcy zamku. Przy jednym z nich zauważyłem swego syna, Turina, który siedział razem z młodszym kuzynem, Tuorem. Oboje jedli śniadanie w ciszy.Podszedłem do ich stołu.

-Witaj mój synu. I ty bratanku-powiedział, uśmiechając się.

-Dzień dobry, panie ojcze-powiedział jak zwykle poważnie mój syn. On zawsze był poważny i małomówny.

-Witaj stryju-powiedział bardziej radośnie dziesięcioletni Tuor. Był on synem mego zmarłego brata, Huora, który zginął, szturmując Pyke podczas Rebelii Greyjoyów.

Usiadłem naprzeciwko nich i zawołałem po sługę, by przyniósł mi jedzenie i picie. Służący przyniósł miskę kaszy ze skwarkami i dzban porządnego piwa. Zacząłem jeść posiłek, popijając go trunkiem. Po kilku minutach zauważyłem moją córkę, Nienor. Liczyła osiem wiosen i była oczkiem w mojej głowie.

-Panie ojcze-powiedziała,przy tym delikatnie dygnęła

Moja mała lady-pomyślałem z lekka się uśmiechając

-Usiądź z nami, moja córko-powiedziałem.

Nienor uśmiechnęła się i usiadła obok mnie a naprzeciwko Tuora. Widziałem jak nakłada sobie jedzenia na talerz i leje do kubka mleka. Jedliśmy tak śniadanie, gdy Turin mnie spytał:

-Ojcze, gdzie jest pani matka?

-Jest zmęczona i jeszcze śpi-odpowiedziałem.

Turin tylko kiwnął głową i wrócił do jedzenia. Kiedy kończyłem śniadanie do Wielkiej Sali wszedł maester Urwert. Był to starszy mężczyzna o siwych włosach i ciemnych oczach. Ubrany był w czarną, powłóczystą szatę a na szyi nosił łańcuch maestra. Podszedł do naszego stołu, ukłonił się i powiedział:

-Panie, przyszła wiadomość z Królewskiej Przystani.

Byłem zaskoczony wiadomością. Co chciał ode mnie król?-pomyślałem.

Płoń Blasku! Uciekaj Nocy!- czyli Losy rodu Hadora w Grze o TronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz