BLOOD HUNTER ACADEMY, godz. 13.00
Wysoki brunet w drogim garniturze stał przed budynkiem. Serce biło mu szybciej niż gazela uciekająca przed lwem. Był przerażony. Oczywiście nigdy tego nie przyzna. Nie widział jej od sześciu lat... Pewnie, gdyby nie interesy, widziałby ją tylko w gazecie. Jednak nie było dnia, żeby o niej nie myślał. Z zamyślenia wyrwało go klepnięcie w ramię. Spojrzał na towarzysza. Przyjaciel znany był z arogancji, despotyzmu i brutalności, jednakże teraz na jego twarzy malowała się troska. Wiedział, ile kosztuje go ta wizyta. Ściągnął kurtkę, przerzucił ją arogancko przez ramię i wskazał mu drzwi. Brunet wziął głęboki oddech i wszedł do budynku. Nic się nie zmieniło, a jednak czuł, że jest inaczej. Minął tłum młodych ludzi w czarnych, obcisłych ubraniach i udał się po drewnianych schodach na górę. Był przekonany, że ze względu na ojca nie zmieniła rozmieszczenia, dlatego nie musiał pytać o drogę. Skręcił w lewo i zatrzymał się na chwilę. Na końcu korytarza siedziała drobna brunetka. Spodziewał się, że ma sekretarkę, ale zaskoczył go jej ubiór. W miejscu, gdzie czarne skórzane ubrania i tatuaże były na porządku dziennym, zaskoczenie mogły wywołać kolory i tiule. Brunetka miała na sobie żółty, krótki podkoszulek, rozkloszowaną, czarną spódnicę w czerwone serduszka z dwoma warstwami tiulu i czerwone wysokie szpilki. Wizerunek dopełniały czarno-czerwone okulary i długie ciemne włosy za pas. Podniosła wzrok znad opasłego tomiska, w którym coś notowała, po czym płynnym ruchem zamknęła księgę, wstała i uśmiechnęła się promiennie do przybyszy, którzy właśnie zmierzali w jej kierunku.
-W czym mogę pomóc? - odezwała się dopiero, gdy stanęli przed jej biurkiem.
-Przyszedłem do Cordilii. - popatrzył na nią lekceważąco, w końcu była tylko sekretarką.
-Pańska godność? - spytała rozdrażnionym tonem, gdyż nie lubiła być lekceważona ani traktowana protekcjonalnie. Wiedziała, że już go nie polubi.
-Hill. Benjamin Hill. - jego odpowiedź sprawiła krzywy uśmiech na jej twarzy. Oho, czyli wie kim jestem. Dobrze. Bezczelnie otaksowała go wzrokiem i rzekła:
-Panna Holst jest teraz zajęta. - Nie spodobała mu się jej odpowiedz.
-W takim razie poczekam. - rozpiął marynarkę i usiadł na kanapie.
-I będzie zajęta cały dzień, w końcu nie był pan umówiony. - zmrużyła oczka nie dając za wygraną.
-W takim razie proszę mnie wpisać do kalendarza. - był nią coraz bardziej zirytowany.
-Oczywiście. - powiedziała przesłodzonym głosem, po czym wyjęła opasłe tomisko z różową oprawką i otworzyła na odpowiedniej stronie. - Najbliższy wolny termin wypada w środę, pasuje panu?
- Nie będę czekał dwóch dni.... - coraz bardziej drażniło go to stworzonko w tiulach.
-Och musiał mnie pan źle zrozumieć...
-Oby. - wtrącił zdenerwowany.
-Najbliższy wolny termin wypada w środę, za pięć lat. - popatrzyła na niego wyzywającym wzrokiem.
Czuł, że zaraz dostanie migreny, dlatego złapał kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa. Widząc to jego towarzysz postanowił interweniować. Podszedł do sekretarki i oparł się jedną ręką na biurku. Następnie zrobił jeden z większych błędów życiowych, gdy rzekł:
-Słuchaj niunia, nie mamy czasu na twoje fochy, więc grzecznie weź długopis dopisz nas do tej twojej zakichanej listy gości i zrób to za co Ci płacą... -końcówkę wycedził, żeby zrozumiała jak bardzo działa mu na nerwy.
-Czyli co takiego? -patrząc mu prosto w oczy starała się nie pokazywać jak bardzo ją denerwuje tych dwóch typów, którzy już definitywnie znaleźli się na jej liście zatytułowanej „Dupek".
-Przyprowadź swoją panią. -w tym momencie tama pękła i kopnęła go w piszczel pod biurkiem, następnie zamknęła księgę i uderzyła go w głowę, a potem wracając na miejsce nacisnęła guzik pod biurkiem. Zanim zszokowani zdążyli zareagować usłyszeli jej głos:
-Jean -momentalnie z miejsca, z którego przyszli wyłonił się przypakowany „kark" z mnóstwem tatuaży.
-Jakiś problem? -spytał niskim, nieprzyjaznym głosem.
-Odprowadź panów do wyjścia. -popatrzyła na nich z wyższością. – Nie musisz być delikatny.
W momencie, gdy Jean złapał obu przybyszy za „fraki", sekretarka spojrzała bezczelnemu towarzyszowi Bena prosto w oczy i rzuciła na pożegnanie:
-Za to też mi płacą. -zamrugał zaskoczony, nie tym, że go uderzyła, gdyż był bity i torturowany zbyt wiele razy, żeby coś takiego mogło go zaboleć. Zaskoczył go sam fakt, że śmiała mu się postawić. Stanowiło to nielada niespodziankę. Zwłaszcza, że była kobietą, a on cóż... Dawno z nimi nie obcował... Chyba, że wsadzał je za kratki. To stworzenie w tiulu, mniejsze od niego o głowę, które wyglądało jakby lumpeks eksplodował, a ona w nim była... Jak ona w ogóle mogła myśleć, że z nim wygra?
Zanim się obejrzał, stał przed Akademią. Popatrzył na Benjamina. Jego mina również wyrażała niedowierzanie. Obrócił się do drzwi frontowych, gdzie wciąż stał Jean.
-Bez bójki już dzisiaj nic nie załatwimy. Bo wciąż nie chcesz używać siły, tak? -znów spojrzał na Hilla.
-Tak... -chociaż już nie był taki do końca pewny. -Zostaliśmy wyrzuceni przez jej sekretarkę...
Towarzysz zaklnął siarczyście i przeczesał nerwowo włosy.
-Co teraz zrobimy? Wyślemy jej maila? -Ben popatrzył na niego jakby zgłupiał.
-Nie odbierze go ode mnie. -spojrzał na Akademię. -Wyciągnij od tego...Stworzonka w tiulach, gdzie będzie dzisiaj Cordilia. Resztą zajmę się sam.
-Czemu ja muszę się bawić w niańkę? -rzucił lekko zniecierpliwiony.
-Bo mnie nic nie powie, a ciebie najwyraźniej lubi. -Ben prawie stracił oko, gdyby się nie uchylił przed ciosem kolegi. -Poza tym -ciągnął jakby się nic nie stało -chcesz przecież zemsty, w końcu nikt tak nie traktuje Gaetha Ledroux... -przyjaciel westchnął zrezygnowany.
-Zginąłbyś beze mnie. -rzucił mu zaczepnie Gaeth.
-Taaa... Jesteś całym moim życiem, Skarbie. -odpowiedział sarkastycznie Hill. -Do usłyszenia potem.
Gaeth odszedł obmyślając plan zemsty...
YOU ARE READING
Blood Hunter Academy
FantasyCo jest ważniejsze kariera czy miłość? Czy odzyskanie utraconej miłości jest w ogóle możliwe? Co się stanie, gdy człowiek dowie się prawdy? Chcesz poznać odpowiedzi na te pytania? W takim razie niech opowieść się zacznie....