¥Prolog¥: Dzień dobry, czas umierać!¥

1.7K 91 28
                                    


Rok 1718

Wśród gęstych lasów tętniła życiem mała osada. Liczyła zaledwie parunastu mieszkańców, którzy znali się doskonale, zawsze mili i pomocni. Jednym z nich była młoda, siedemnastoletnia dziewczyna o imieniu Vera. Wysoka, blondynka o niebieskich oczach. Miała kochających rodziców, wspaniałego młodszego brata Mike'a oraz najlepszego przyjaciela Jack'a. Chłopak był w jej wieku, miał brązowe włosy i oczy. Był nieco wyższy od przyjaciółki. Bardzo żywiołowy, z dużym poczuciem humoru. Oboje znali się praktycznie od piaskownicy, nic dziwnego, że byli nierozłączni.

Blondynka charakteryzowała się swoją optymistyczną i ciepłą osobą, zawsze gotowa pomóc i dotrzymywać towarzystwa. Niestety brakowało jej wiary w samą siebie oraz zaparcia w osiąganiu własnych celów. Na szczęście miała przy sobie Jack'a, nigdy jej nie zawiódł i podtrzymywał na duchu.

Oboje pełnili rolę ,,opiekunów" dla innych dzieci, ponieważ sami mieli młodsze rodzeństwo, to posiadali doświadczenie. Bawili się z nimi i pomagali, gdy miały problemy lub chciały nauczyć się czegoś nowego. Jack był raczej od wygłupów i niezbyt rozsądnej zabawy, a Vera rozważnego spędzania czasu, tak by nikomu nic się nie stało. Nawet opowiadali im bajki o niezwykłych istotach, które chronią radość i wiarę dzieci na całym świecie.

××××××××××××××××××××××××××××××××

- Jack! Błagam cię złaź stamtąd. - zrezygnowana dziewczyna splotła ręce na piersi widząc jak jej przyjaciel wisi głową do dołu na gałęzi, rozbawiając siedzące pod nim dzieci. Nie lubiła, gdy narażał swoje zdrowie, a on robił to zbyt często.

- Spokojnie Vera, nic się nie dzieje - zaśmiał się brunet, lecz ustąpił i zszedł ostrożnie z drzewa. Szanował zmartwienia blondynki, jednak i tak uważał, że przesadza.

- A mogło. - zaznaczyła. - Mam pomysł na chowanego, ja i Jack będziemy szukać. - zaproponowała, a dziecią aż błysnęły oczy z radości.

- Tak! Tylko nie podglądajcie! - uprzedził Mike i po chwili rozbiegł się z całą gromadką po osadzie. Nastolatkowie zostali pod drzewem i zaczęli odliczać.

- Klucza do twojego serca też mam szukać? - wypalił nagle brunet ciesząc się głupkowato do pnia. Vera zdążyła się przyzwyczaić do jego suchych podrywów. Nie umknęło to jej uwadze, że z biegiem lat między nimi pojawiło się dość mocne uczucie przekraczające przyjaźń. I w dodatku oboje byli tego świadomi, nie bali się tego pokazywać.

- Masz to szczęście i nie musisz - odparła przewracając oczami. Doliczyli do trzydziestu, po czym ruszyli szukać maluchów, przepychając się co jakiś czas.

××××××××××××××××××××××××××××××××

Jesień powoli się kończyła, lecz śniegu jeszcze nie było. Vera korzystając z tego faktu siedziała w cieniu dużego dębu na polanie, blisko wioski i czytała książkę. Jak zwykle towarzyszył jej Jack, który leżał z głową opartą o jej uda.

- Nudzi mi się strasznie... - jęknął rozpaczony pukając w okładkę lektury, tym samym chcąc zwrócić na siebie uwagę dziewczyny.

- Idąc tutaj mówiłam ci, że będę czytać, a ty i tak chciałeś iść, więc teraz siedź cicho lub wracaj do domu - warknęła już lekko podirytowana jego zachowaniem.

- Ale ileż można czytać! Zajmij się mną. - mruknął kolejny raz wtulając twarz w jej fartuch od sukienki. Blondynka westchnęła głęboko odchylając głowę.

¥Fireballed hearts due to ice¥ Jack FrostOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz