🐉 1 🐉

3K 143 7
                                    

Ministerstwo Magii stawało na głowie przygotowując się na spotkanie z mugolskim premierem. Wszystko musiało być dopięte na ostatni, idealny guzik, by pokazać świat czarodziejów z jak najlepszej strony. Prorok codzienny od tygodnia nie mógł wyczerpać tematu o nadchodzącym wydarzeniu, a każda przecznica była zaszczycona choć jednym stoiskiem przepełnionym różnego rodzaju gazetami z wyraźnymi nagłówkami. Dzięki temu wśród czarodziejów nie było nikogo, kto nie wiedziałby o nadchodzącyn spotkaniu premiera rządu mugoli- Winstona Churchilla i głowy magicznej części Londynu, czyli Toma Riddle'a.

Mimo młodego wieku ślizgon w szybkim tępię wspiął się na szczyt hierarchii doznając salonowego życia. Poglądy, które dumnie głosił podzielała cała czysto-krwista społeczność, co w zaskakującym czasie wzniosło go na upragniony szczyt. 25 letni młody polityk zarządzał nie tylko ministerstwem i magicznym Londynem, ale dążył do zdobycia poparcia całej zaszczytnej Anglii. Jego urok, charyzma i wrodzona mądrość przedstawiała go jako nową twarz czarodziejów, jako przywódcę, który postawi ich społeczeństwo na wysoki szczebel w skali światowej. Wielu nieomylnie wierzyło i pokładało nadzieje w Tomie, że zrobi z czarodziejskiej Anglii chwałę i potęgą jaką była przed szczytem panowania Grindelwalda.


🐉 🐉 🐉

                                                                                  

Spotkanie rozpoczynało się od uroczystego posiedzenia w Ministerstwie Magii, któremu towarzyszyli ciekawscy dziennikarze, jasne flesze aparatów i stos samopiszących piór, które bez przerwy były  w ruchu. Podczas tej godzinnej debaty obaj politycy przedstawili zawarte przez nich porozumienia i oczekiwania wobec naszych światów. Jak można było stwierdzić po minie Riddle'a wszystko poszło po jego myśli, a zdradzał go lekki, ledwo zauważalny uśmiech na kamiennej, chłodnej jak dotąd twarzy. Po oficjalnej części konferencji przyszedł czas na szczyptę odreagowania na bankiecie w apartamencie samego przywódcy czarodziejów. Riddle jako mądry gospodarz zadbał o wyborowe towarzystwo. Na gali znajdowała się sama śmietanka towarzyska składająca się z najważniejszych urzędników, dyrektorów i szefów departamentów ministerstwa oraz sławnych polityków. Przyjęcie wyglądało nieziemsko elegancko. Bar uzupełniony w najlepsze, wysoko procentowe trunki, stoliki udekorowane delikatnymi, kremowymi  ozdobami i minimalistyczny wystrój apartamentu idealnie ze sobą współgrały, a wolna melodia wygrywana na fortepianie podkreślała klasyczność bankietu.

-Bardzo się cieszę panie Riddle za owocną współpracę oraz liczę na wsparcie podczas wyborów.- oznajmił beznamiętnie premier upijając łyk swojej ulubionej whiskey.

-Sądzę, że może to być początek dobrego startu.- skwitował Tom elegancko.

-Bardzo przepraszam za spóźnienie.- doszedł ich delikatny głos.- Niestety posiedzenie z sekretarzem przeciągnęło się o niepotrzebne minuty.- wytłumaczyła się młoda dziewczyna zwracając się do premiera.

-Mam nadzieję, że poszło pomyślnie, a Stalin poszedł na ugodę.- Churchill posłał dziewczynie triumfalny uśmiech, na co ta skinęła głową, a jej ciemne loki opadły na jej policzki.- Panie Riddle to panna Collins.- przedstawił mężczyzna.- Moja prawa, magiczna ręka.- dodał, a Tom słysząc znaczący epitet ujął dłoń dziewczyny i złożył na niej niemy pocałunek.

-Może ma pani ochotę na coś do picia?- zaproponował młody polityk przeszywając dziewczynę wzrokiem.

-Chętnie.- opowiedziała lekko speszona.

-Państwo wybaczą.- Tom zwrócił się do państwa Churchill po czym poprowadził młodą dziewczynę w stronę stolika z szampanami i podał jej kieliszek z musującym płynem.- Prawa, magiczna ręka?- zapytał po chwili osłabiając swoje spojrzenie.

-Jestem jedyną czarodziejką, a zarazem asystentką pana Winstona. Jako otwarty polityk o swoich osobistych poglądach czasem potrzebuje magicznej pomocy.- wyjaśniła upijając łyk z kryształowego kieliszka.

-Rozumiem.- powiedział zamyślony obserwując dokładnie dziewczynę i zatrzymując się na każdym kawałku jej ciała.

Collins miała czekoladowe włosy zwijające się w lekkie loki na końcach. Jej twarz była jasna, jednak  nie blada, więc w porównaniu do Riddle'a wydawała się być opalona. Jej niebieskie oczy skrzyły się iskierkami, a policzki ukazywały dołeczki z każdym jej uśmiechem. Kobieta miała na sobie czerwoną długą suknie o prostym kroju,  długich rękawach oraz głęboko wycięty plecach, które były jedynym elementem bardziej odkrywającym jej zgrabne ciało.

-Ważny telefon z Bostonu Sir.- do Toma zbliżył się jeden z lokajów o kamiennym wyrazie twarzy.

-Proszę przekazać, że oddzwonię jak tylko będę mógł.- powiedział spokojnie Tom przyglądając się swojemu kieliszkowi.

-To nie może czekać Sir.- powiedział już mniej  pewnie kamerdyner, a w oczach Riddla przez zagościło zirytowanie.

-Panno Colins.- skłonił się lekko w stronę kobiety.

-Naturalnie.- opowiedziała uśmiechając się lekko, a Tom ruszył za mężczyzną w stronę drewnianych drzwi po czym zasunął je za sobą.


Dziewczyna nie została długo na bankiecie, gdyż podróż doszczętnie ją wykończyła. Miała nadzieję, że przywódca nie będzie miał jej za złe brak pożegnania, a nawet jeśli to raczej już by się nie spotkali by wytłumaczyć jej pozorny brak manier. Przynajmniej tak jej się wydawało.

UNTITLED MR. RIDDLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz