🐉 9 🐉

1.7K 109 31
                                    

Drogi Tom'ie.

Jeśli czytasz ten list to znaczy, że nie dałam rady ci tego powiedzieć. Wyjechałam, nie mogłam zostać w twoim pobliżu. Dowiedziałam się, że życie nie ułożyło się tak pomyślnie bez przykrych i bolesnych niespodzianek jakimi są tajemnice, które zdołałeś przede mną zataić. Musiałam odetchnąć, znaleźć wytłumaczenie na twoje zachowanie, ponieważ wiedziałam, że ty byś mi go nie dał. Gdy wrócę, mam nadzieję, że nie będzie za późno...

Twoja Chloe


Tom zwinął pergamin w niezgrabną kulę i rzucił ją mocno w obraz wiszący na ścianie. Złość buzowała w jego żyłach. Nie rozumiał, a może rozumiał lecz nie chciał tego przyznać. Rzucał przeróżnymi przedmiotami, które tylko wpadały mu w ręce. Pióro, stos papierów, krawat, nawet diadem, po który udał się aż do Albanii. Wszystko z hukiem wylądowało na ziemi, co nie umknęło sekretarce, która właśnie weszła do gabinetu. Zastała Tom'a w bardzo zdenerwowanym stanie, jednak nie przeraziło jej to na tyle by zniknąć bez wydawania jakichkolwiek oznak życia. To był jej błąd. Biedna młoda sekretarka zgromiona lodowatym spojrzeniem i głębokim wrzaskiem Riddle'a pobladła ze strachu. Narastająca w nim irytacja i złość nie pozwalały mu trzeźwo myśleć. Rozkazał wezwać do siebie Muciber'a, który jego zdaniem w tym momencie byłby jedyną osobą, która może mu pomóc. Martin niezwłocznie pojawił się w gabinecie kanclerza pełen entuzjazmu, który natychmiast opadł na widok zdemolowanego pomieszczenia. Nie musiał dopytywać o to co się stało, gdyż Tom kopnął w jego stronę zgnieciony list napisany przez Chloe. 

-Uciekła!- wrzasnął chłodno.

-Wyjechała.- sprecyzował.

-Bez słowa.- zignorował go.

-Zostawiła list.- poprawił go ponownie.

-No właśnie. List. Tylko list!- krzyknął uderzając pięścią w blat.- Kategorycznie zabroniłem jej wyjeżdżać.

-Może powinieneś przestać ją kontrolować lub mówić jej prawdę!- zdenerwował się Mulciber.

-Po protu nie mówiłem tego co nie jest dla niej istotne.

-Najwidoczniej jest Tom!- mruknął Martin podnosząc przedmioty z ziemi.- Znalazłeś go.- zauważył mężczyzna biorąc do ręki diadem.

-On jest teraz nie ważny. Musisz ją znaleźć i sprowadzić do domu!

-Nie.- zaprotestował.- Daj jej odetchnąć. Szczególnie teraz, gdy dowiedziała się tych okropnych rzeczy nie od ciebie. 

- Zgoda, ale jak wróci niech nie myśli, że zdoła mi pomóc.- powiedział na odchodne wrzucając list do kominka, który zaraz spłonął jasnym płomieniem.


🐉 🐉 🐉


KILKA MIESIĘCY PÓŹNIEJ

Poranne promienie słoneczne padały na szklane drzwi wejściowe do kamiennicy Chloe, która od dłuższego czasu świeciła pustką, a żywa dusza nie odwiedzała tego miejsca od czasu jej wyjazdu. Dziewczyna przekroczyła próg wejściowy i ruszyła stromymi schodami na piętro. Po dłuższej bijatyce z torebką odnalazła miedziany pęk kluczy, chwyciła właściwy i mozolnie przekręciła zamek, by dostać się do środka. Po dostaniu się do pomieszczenia uderzył w nią chłód. Nie była pewna skąd dobiega, ponieważ przed wyjazdem upewniła się, że wszystkie okna w mieszkaniu są zamknięte. Zdjęła letni płaszczyk i odwiesiła go na drewniany wieszak przy zdobionym lustrze w przedpokoju. W ten sam sposób pozbyła się nakrycia głowy i bagaży, którymi była obładowana. Z racji, że było wcześnie, a chwilę temu padał letni lecz zimny deszcz powietrze na dworze nie było zbytnio wakacyjne. Po przejściu do salonu, Chloe od razu dostrzegła otwarte na oścież drzwi balkonowe i firanki fruwające na wietrze wpadającym do środka. Collins domknęła je i poprawiła zasłony. Wpatrując się w swoje stopy wróciła do przedpokoju po swoje walizki. Nie zauważyła nawet czyjejś obecności. Niezapowiedziany gość ujawnił się głośnym chrząknięciem w momencie, gdy dziewczyna podniosła torbę z ziemi.

-Wróciłaś.- odezwał się chłodnym głosem, który Chloe doskonale znała.

 Upuściła ją i odskoczyła na bok z piskiem. Rozejrzała się po pomieszczeniu zatrzymując się na wysokim mężczyźnie stojącym za kuchennym blatem, na którym leżała książka opisująca piękne zakątki planety. Ilustrował wzrokiem poczynania dziewczyny do momentu, gdy spojrzała na niego po czym przeniósł spojrzenie na książkę. Chloe stała jak otępiała, a serce wyrywało jej się z piersi. Nie dlatego, że śmiertelnie się przestraszyła. Bicie serca i przyśpieszony oddech były wynikiem spotkania Tom'a. Pierwszy raz od dawna zobaczyła go. Tutaj. W jej domu. Collins uśmiechnęła się w duchu.

"Czyżby Tom czekał na jej powrót?"

Chloe przerwała rozmyślania i wróciła na ziemię. Chciała rzucić mu się w ramiona. Zatopić w jego zapachu i opowiedzieć o fantastycznej podróży, w której brała udział. Jednak nie zrobiła tego. Stała i wpatrywała się w niego nie wiedząc od czego zacząć. Z jednej strony wciąż pamiętała o jego tajemnicach ale z drugiej była gotowa wybaczyć mu to i zacząć od nowa. Tom zbliżył się do dziewczyny, jednak nadal zachowywał odpowiedni dystans. Chloe dokładnie ilustrowała jego osobę. Ubrany był w jeden ze swoich eleganckich garniturów przyozdobiony szmaragdowym krawatem a na to zarzucony miał długi płaszcz, co wydało jej się dziwne jak na taką letni okres. Mężczyzna zatrzymał się kilka kroków od dziewczyny i oparł się delikatnie o kant stołu stojącego za nim.


-Dlaczego?- spojrzał na nią obojętnym wzrokiem, który nie przekazywał nic. 

Był to najbardziej bolesny dźwięk, jaki tylko Chloe potrafiła sobie wyobrazić. Dźwięk obojętności. Dźwięk chłodu. Wpatrywała się w niego doszukując się odpowiednich słów, by odpowiedzieć na jego pytanie. Nie potrafiła jednak znaleźć wyjaśnienia. Uczucie szczęścia minęło i zastąpiła je fala przerażenia i niepewności. Tom nadal niewzruszony opierał się o mebel za nim i przeszywał wzrokiem dziewczynę, przez co czuła się jeszcze gorzej. Przez chwilę pożałowała, że w ogóle wróciła do miasta.


-List. Tylko list.- powtórzył ukrywając załamujący się głos.- To według ciebie wystarcza, by potem zniknąć?

-Ja...- próbowała się wytłumaczyć, jednak nie potrafiła, a łzy pożałowania napłynęły jej do oczu.

-Musisz wiedzieć, że początkowo myślałem, że to żart. Nietrafiony swoją drogą.- kontynuował, a w jego głosie Choe dostrzegła kpinę.- Nie czułem się zły. Nie byłem smutny. Byłem rozczarowany.- dodał z odrazą.- Potem jednak zrozumiałem, że mnie zostawiłaś... z sercem na wierzchu.- dodał, a Collins jeszcze bardziej oniemiała. 

Tom zaczął powoli zbliżać się do dziewczyny, a gdy był już na tyle blisko, że Chloe była w stanie poczuć jego oddech na policzku, Riddle owinął sobie pasmo jej włosów wokół palca. Serce dziewczyny, jakby przestało funkcjonować. Emocje i pytania zawładnęły jej umysłem ale nie językiem, przez co wciąż nie mogła się odezwać. Poczuła się okropnie. Było jej źle przez to co zrobiła Tom'owi, przez to jak się czuł.


-Widzisz miałem wobec ciebie plany.- odezwał się ponownie przywołując w myślach widok pierścienia leżącego gdzieś w głębi biurkowej szuflady.- Ale zostawiłaś je na wierzchu. Odkryte.

-Tom...

-Podatne na zranienie.- uniósł się niezauważalnie powracając po chwili do pierwotnego, oschłego tonu głosu.- A ono wyschło.

Riddle zbliżył swoje usta do dziewczyny. Bardzo powoli, jakby chciał trzymać napięcie. Zatrzymał się milimetry od jej słodkich ust, a jego twarz spowiła obojętność przełamana złowieszczym, ledwo zauważalnym uśmiechem. 


-Ale myliłem się.- szepnął do jej ucha i odsunął się o krok.- Zrozumiałem, że nigdy go nie miałem.- kontynuował napawając Chloe coraz większym strachem.- Byłem gotowy ci wybaczyć... ale ja nie daje drugiej szansy.- szepnął, a z jego rękawa wysunął się trzon różdżki.


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

KONIEC

UNTITLED MR. RIDDLEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz