II

13 2 3
                                    

Shinwon

Gdy w końcu zostałem sam, pojawiły się wszystkie odwiedzające mnie lęki. Nagle mnie zaatakowały i pojawiła się odraza do świata, ludzi i do mnie. Znowu siedzę sam, na zimnej podłodze, a łzy kapią na białe kafelki. Nowe rany pojawiają się na wychudzonych udach, kostkach i ramionach, które i tak od dawna pokryte są warstwą bólu. Blizn.

Nie potrafię sobie pomóc, próbowałem wiele razy. Kiedyś regularnie chodziłem do psychologa, teraz się boję. Nie ma poprawy.

Ból fizyczny pomaga zapomnieć o tym psychicznym. Bez sensu, więc dlaczego to robię? Nie wiem. Jestem na siebie obojętny, nie chcę na siebie patrzeć.

Mógłbym powiedzieć Kimowi, ale za bardzo się boję, boję się, że mnie zostawi, zignoruje. Nie chce go tym zajmować.

Muszę wstać.

Powoli zebrałem się z ziemi i posprzątałem zaschniętą krew z ziemi. Tym razem całą uwagę poświęciłem prawej kostce. Opatuliłem ją bandażem i ruszyłam w pogoń za kurzem i brudem, odsuwając smętne myśli na bok.

Pozbierałem wszystkie potrzebne mi narzędzia survivalowe i wpadłem w szał sprzątania. Już po niecałej godzinie, podłoga i blaty w kuchni lśniały (?) czystością.

Nagle zadzwonił dzwonek. Kto mógłby chcieć odwiedzić tak nudnego człowieka jak ja? Przecież nikogo nie wpuszczałem na domofon.

Ostrożnie podszedłem i otworzyłem drzwi, nikogo nie ma. W sumie to dobrze bo mam na sobie różowy fartuszek w małe niebieskie słonie z czerwonymi parasolkami. No i bandaż.

Zamknąłem drzwi i ruszyłem w pogoń za brudem i kurzem, tym razem w mojej sypialni. Okurzyłem dokładnie każdy kąt i już miałem kończyć kiedy zacząłem się zastanawiać nad tym dziwnym zjawiskiem.

Czy ja właśnie miałem halucynacje, że słyszałem jak ktoś dzwoni do drzwi? Może jednak ten psycholog to nie taki zły pomysł?

Wróciłem do drzwi, po drodze zdejmując różowe ubranie naruszające moją męskość i spojrzałem na korytarz. Tym razem zauważyłem na wycieraczce list.

''Koh Shinwon''

Ostrożnie go podniosłem i zaniosłem do środka. To nie jest bomba, prawda?

Otwarłem go delikatnie wątpiąc w jego zawartość. Kartka papieru. Nic nowego, zazwyczaj to ludzie dostają w listach. Ładna czcionka, schludnie napisany. 

To chyba nie do mnie.

Spakowałem do koperty z zamiarem zostawienia go na poczcie gdy znów zobaczyłem na przodzie ten napis.

"Koh Shinwon"

- Aish, jednak do mnie

Wybiegłem na klatkę w poszukiwaniu osoby odpowiedzialnej za zostawienie tego listu, nikogo nie znalazłem.

...

Siedziałem na sofie dobre 10 minut i nie zdołałem się jeszcze na przeczytanie zawartości.

Co jeśli to groźba? Jak chcą wyłudzić pieniądze? Zerknąłem na Paszteta, który siedział przy pustej misce. Wstałem.

- Idę do sklepu - rozglądałem się po szafkach - wygląda na to, że karma się skończyła, zaraz będę.

Pogłaskałem go za uszkami. Wybiegłem z bloku, potem spacerkiem. Słuchawki w uszach, nie patrze na ludzi. Za 142 kroki muszę skręcić w lewo, a potem już tylko 50 i jestem. Kupię karmę i to co zawsze, moż...

Wpadłem na kogoś.

-Ah!- krzyknął nieznajomy.

Do jasnej pieczarki! Jego but uderzył idealnie w moją świeżą ranę na kostce, uwaga umieram. Ból rozniósł się po całym moim ciele i próbowałem w jakiś sposób ustać.

-Przepraszam- szepnąłem i skłoniłem się odchodząc z miejsca stłuczki. Czarne włosy.

Nie odwróciłem się, chociaż wiedziałem na co się patrzy. Mój bandaż był cały zakrwawiony plus zostawiłem za sobą krew na chodniku.

Dlaczego to ciało jest takie felerne i bezużyteczne?

...

Po chwili skręciłem w uliczkę i usiadłem na murku w jakimś zakamarku. Miałem mroczki przed oczami. Przecież rany nie były takie głębokie, czemu to tak bardzo boli?

Wyciągnąłem z kieszeni bandaż i wodę utlenioną, niestety ostatnio noszę to częściej niż telefon.

Powoli odwinąłem i spróbowałem delikatnie polać specyfikiem, za bardzo się trzęsę.

- Przepraszam, pozwól, że pomogę.

Zabrał mi z rąk wodę utlenioną i kawałek materiału.

-Naprawdę przepraszam, to moja wina, zagapiłem się i na ciebie wpadłem, nie chciałem ci nic zrobić...

Próbowałem zabrać swoją własność i odejść. Jest obcy, nie mogę mu ufać. Nie może też zobaczyć, że to świeża rana.

-Spokojnie, nic ci nie zrobię.

Czarne włosy. Czyli to on.

- Nic się nie dzieje, po-poradzę sobie...

Zignorował mnie, przemył mi nogę i zobaczył blizny. Podwinął nogawkę i zobaczył ich więcej. Zero reakcji. Nie mogłem nic zrobić. Byłem całkowicie sparaliżowany przez ból i strach.

Delikatnie owinął mi kostkę i pomógł wstać.

-Gotowe!- Uśmiechnął się.

Nie wiem co się właśnie stało ale stoję przed nim czerwony jak burak bo umówmy się, to był najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem. Nagle zapomniałem o tym co się stało i chciałem tylko wpatrywać się w niego i jego uśmiech.

Otrząsnąłem się.

-Dziękuję - powiedziałem zawstydzony. Zazwyczaj ludzie nie zwracają na mnie uwagi, ze wzajemnością, ale nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak on. 

Skłoniłem się i odszedłem powoli.

Wtedy nie wiedziałem jednak, że on nadal tam stoi i z jeszcze większym uśmiechem wpatruje się w moje plecy.



Letters ; ShinOneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz