Rozdział IV - To dobrze

205 11 5
                                    

Niedzielne wieczory spędzam zwykle na spacerze. Przywykłam do nich od kiedy mieszkam w Nowym Jorku. Osiedle, w którym stoi mój dom to jedna z niewielu spokojnych okolic w tym mieście. Pozwala mi to na uspokojenie się, zaczerpnięcie oddechu i samotne, melancholijne przemyślenia. Cholernie nienawidzę siebie za to, że w większej mierze zajmuje je obecnie irytujący sąsiad w moim wieku.

Jego słowa i zachowania szumią mi w głowie. Nikt nie zabiegał tak o moją uwagę, od dawna. Od kiedy rozstałam się z Jonasem nie usłyszałam czegoś w stylu "jesteś piękna" (może z wyjątkiem mojej mamy). To głupie i pewnie nie powinnam przywiązywać do tego tak dużej wagi, ale zrobiło mi się miło. Nawet jeśli to tylko próby wykorzystania mnie.

Idę ze słuchawkami w uszach dbając o to, aby muzyka leciała, jak najgłośniej jest to możliwe. Przymykam oczy. Tkwię w mojej strefie sacrum, dopóki nie wpadam na kogoś.

-Uh, przepraszam - mówię, kiedy uderza we mnie silna woń męskich perfum.

-Nic się nie stało - mężczyzna w wieku mojego taty odpowiada z charakterystycznym akcentem i omija mnie szybko.

No tak, tata Schistada. Spieszył się, jest zdenerwowany. Dlaczego nie poruszał się samochodem? Dziwne. Ten człowiek budzi we mnie wścibską ciekawość. Nie chcę robić za domorosłą panią detektyw i uprzykrzać życia innym, ale to silniejsze ode mnie. Zwłaszcza, że ostatnio nie znajduję żadnych ciekawszych zajęć, niż norweska rodzina.

Wracam do domu niewiele później. Jutro szkoła, a ja muszę spakować kilka zeszytów, przygotować ubrania i obejrzeć kolejny odcinek "Dynastii". Priorytetem jest ostatnie zajęcie.

Obowiązki nie zajmują mi więcej, niż godzinę. Mogę bez wyrzutów sumienia przebrać się w chłodną, pachnącą piżamę i spędzić kilkadziesiąt minut z Netflixem. Przynajmniej takie są plany.

Opadam bezwiednie na łóżko. Weekend spędzony na robieniu niczego niemiłosiernie mnie zmęczył. Przykrywam się kołdrą po samą szyję. Włączający się komputer kładę na łóżku, obok siebie. Automatycznie chwytam telefon. Kilka nowych powiadomień: od Isaaca, Amelii, aktualności z twittera... zaproszenie do znajomych i wiadomość od Chrisa?

Zaskakuje mnie to. Chyba nie powinno, przynajmniej po kilku dość dziwnych, jak na mój gust, incydentach z imprezy w domu Schistada. Spodziewam się zwykłego "hej", to zdecydowanie w jego stylu. Mam wrażenie, że jego umiejętności językowe są na tyle ograniczone, że wszystkie rozmowy z nim sprowadzają się do tego samego, a każda kolejna odpowiedz wzięta jest z kosmosu.

O dziwo, nie jest tak jak podejrzewałam. Pyta, czy będę w szkole. Co?

Analizuję to proste pytanie kilka minut. Albo Chris coś knuje, albo ja popadam w paranoję, która dotyczy chłopaka, z którym rozmawiałam z 3 razy. Po dłuższym zastanowieniu odpisuję jedynie "tak." Tak wielce odważne i nieoczekiwane posunięcia wymagają pokładów energii i skomplikowanych procesów myślowych.

Nie muszę czekać długo.

"To dobrze:)"

To dobrze? Jak mam to rozumieć? Dlaczego Chris nie może być konkretny? Jego odpowiedzi są tak nieoczywiste i trudno je jasno zinterpretować. Nienawidzę go.


Dziś biologię spędzę sama. Miejsce obok mnie jest psute. Amelia pisała wczoraj , że jej nie będzie. Byłam zajętą czymś innym, aby odczytać wiadomość od niej. Powinnam przyjaciółkę stawiać na priorytetowym miejscu.

Lekcja biologii prowadzona przez profesora Dowell jest całkiem zajmując. Gdyby nie fakt, że dziś poniedziałek, a ja naprawdę zle spałam angażowałabym się bardziej. Nie przeszkadzam i notuję kolejne zagadnienia. Nauczyciel po omówieniu całego tematu każdemu z nas wręcza kserówkę. Moja szkoła stanowczo powinna zainwestować w nowy sprzęt. Rozczytanie się z tych kartek to będzie najtrudniejsza część pracy.

-Zróbcie to w parach - pan Dowell dodaje po chwili. Zerka na mnie, a potem jego wzrok wędruje na koniec klasy - Pan Schistad przesiądzie się do koleżanki z drugiej ławki.

Oczywiście. Nawet nauczyciel chce mnie pogrążyć. Brakuje tu jedynie mojej mamy, która wraz z babcią przyklaskiwałaby mi i wypytywały o datę ślubu. Naprawdę współczułam ongiś Jonasowi. Swoją drogą kobiety nadal ekscytują się moją przyjaźnią z Isacem, który od dawna definiuje się jako homoseksualista. Całe szczęście, że i on zna się na żartach.

Chris rzuca plecak obok mnie i zajmuje wolne krzesło. Swoją drogą, robi przy tym wiele hałasu. Staram się nie spuszczać wzroku z kartki i przygotować na jego zaczepki.

-Tak w Ameryce wygląda praca w parach? - mówi i prycha pod nosem. Wzdycham i odkładam długopis. - Coś nie tak?

-To dobrze? - cytuję jego wiadomość starając się naśladować jego twardy akcent.

Chris reaguje śmiechem. Jego uśmiech, zmrużone oczy i zmarszczki mimiczne, które się przy tym uwydatniają są... urocze? Tak, urocze to odpowiednio zdystansowane słowo.

-Eva, chciałem cię zobaczyć. Po prostu. Nie przywykłem do regularnego chodzenia do szkoły, ale znalazłem motywację. Wolałem się upewnić.

Dzwoni dzwonek. Szybko podnoszę się z miejsca i z kartką w ręku omijam chłopaka. To co mówi jest co najmniej krępujące i roszczeniowe względem mojej ewentualnej reakcji.Trzeba przyznać, że Norweg nie próżnuje. Mógłby być mniej oczywisty.

Muszę przestać zaprzątać sobie głowę Christofferem Schistadem. Zdecydowanie.

Wrzucam kartę pracy do torebki i kieruję się w stronę stołówki. Jedzenie i potężna dawka kalorii to coś, czego aktualnie potrzebuję. Kupuję kanapki i wodę. Idę do stolika, który zwykłam zajmować z moim przyjaciółmi przez dobre dwa lata.

Siadam obok Nory, która notuje coś w swoim kalendarzu.

-Hej - mówię i uśmiecham się delikatnie. Wszyscy odpowiadają mi chórem.

-Wszystko okej? - tym razem pytam się bezpośrednio mojej blond koleżanki obok.

-William i Nora pokłócili się - w odpowiedzi wyręcza ją Isaac.

Dopiero teraz zauważam, że Magnusson siedzi przy stoliku z innym chłopakami ze szkolnej drużyny footbolowej. Robi to rzadko i tylko wtedy, gdy ma ku temu powód. Kiedy chcę coś powiedzieć uprzedza Nora.

-Nie pytaj.

Przewracam oczami. Nora i William rozwlekają i komplikują każdą sprawę, która dotyczy ich dwójki. Każdy z nas wie, że mają się ku sobie. Dziewczyna unosi się honorem, a chłopakowi brak taktu.

-Nie uważacie, że szkolne jedzenie to syf? Ktoś powinien je skontrolować.

Nagle do naszego stołu dosiada się Sana. Rzuca tacką z jedzeniem, co wzdryga każdego z nas. Wymieniamy się zdezorientowanymi spojrzeniami, nawet Nora odrywa się od dzienniczka. Sana zwykle siada sama lub z dziewczynami muzułmańskiej społeczności w naszej szkole. Chyba tym razem decyduje, że to nasze towarzystwo jest ciekawsze.

-Zgadzam się - głuchą ciszę przerywa Amelia.

Dziewczyny zaczynają zażartą dyskusję dotyczącą tego, jak stary jest olej we frytkownicy i dlaczego w kanapkach warstwa masła zajmuje większość jej objętości. Tracę apetyt.

Biorę łyka wody i opieram podbródek o dłoń. Rozglądam się po stołówce. Wzrokiem odnajduję Chrisa. Całuje się łapczywie z dziewczyną z rocznika niżej. Mogliby oszczędzić tego widoku nam wszystkim i pozwolić zjeść obiad w nieco milszym otoczeniu.

Kiedy w końcu para się od siebie odrywa Schistad ostentacyjnie oblizuje usta i podnosi wzrok, który kieruje od razu na mnie. Uśmiecha się i puszcza mi oczko.

To będzie długi rok.

---------------

Czy wracam do pisania tego po 1,5 roku? odp tak ; ))) Plus polecanko mojego nowego fanfika. Buziaki

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 17, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Jestem obok//Chris (Herman Tømmeraas)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz