Rozdział III - Impreza

1.6K 152 36
                                    

Miało mnie tu nie być. Po co tu przyszłam? Chyba powinnam iść.

Wystukuję paznokciami rytm piosenki o szklankę. Prawdopodobnie wyglądam tu jak zagubione dziecko. Wszyscy tańczą, głośna muzyka dzwoni mi w uszach, nie mówiąc o zapachu alkoholu i nielegalnych używek, który rozprzestrzenił się po całym domu. Mam ochotę zwymiotować.

Siedzę na skórzanej sofie w środku salonu. Próbuję odgrodzić się poduszką od obściskującej się obok pary. Obracam w ręce telefon, czekam na jakikolwiek znak od moich przyjaciół. Mieli tu być kilkanaście minut temu.

Chris? Chris chyba nie zwrócił uwagi, że przyszłam na imprezę. Właściwie czemu miałby zawracać sobie mną głowę? Od tygodnia nie zawitał w szkole. Z tego, co wiem był chory. Widocznie nagle ozdrowiał organizując największą domówkę na jakiej byłam.

Wstaję z miejsca. Odkładam szklankę na stoliczek obok i przepycham się przez tłum. Musze do łazienki. Mam nadzieję, że w niej znajdę chwilę prywatności, ciszy i świeżego powietrza. Wchodzę na górę, chyba nikogo tu nie ma. Dziwne.

Zamykam drzwi od toalety i staję na przeciwko lustra. Opieram ręce o brzegi umywalki i oddycham głęboko. Prawdopodobnie moja fobia, co do potrzeby oddychania świeższym powietrzem wpisuje się w jakąś nerwicę natręctw. Spoglądam w swoje odbicie. Przecieram oczy uważając na makijaż. Szybko poprawiam usta kolejną warstwa szminki o jasnym kolorze. Chowam ją do kieszeni bluzy. Z pewnością mój strój nie kategoryzował się w imprezowej zakładce, ale był o wiele wygodniejszy, niż obcisła sukienka.

Pocieram o siebie wargi. Myję ręce i wychodzę z łazienki. Na przeciwko mnie znajduje się pomieszczenie. Jedyne przymknięte. Rozglądam się. Nikogo nie ma. Zapewne należę do najgłupszych ludzi na świecie i nie umiem uszanować czyjeś prywatności, ale wchodzę do środka. Moją ciekawość potęguję sprawa pana Campbella i narastające wątpliwości, co do rodziny Chrisa.

Uchylam ciężkie drzwi. Wchodzę do środka i przymykam je lekko. Staram się zrobić to jak najciszej, skrzypienie zagłusza muzyka z dołu. Ciemny pokój z biurkiem i tablicą korkowa. Na podłodze wciąż stoi kilka nierozpakowanych pudeł. Zapełnione są papierami, teczkami i biurowymi niezbędnikami. To chyba miejsce pracy ojca Schistada.

Podchodzę do tablicy powieszonej za biurkiem. Opieram się plecami o stolik. Dopiero teraz widzę, co się na niej znajduje. Masa zdjęć, artykułów i dokumentów na temat śmierci pana C. Były połączone liniami, których znaczenie było mi obce. Przypominało mi to jedynie policyjne dochodzenia lub pokój Stilesa, ale do tej pory nie było mi dane widzieć czegoś takiego na żywo. Niby nic wielkiego, ale moje podejrzenia, co do intencji norweskiej rodziny i ich związku ze sprawą wcale nie rozwiały się po wejściu tutaj. Wręcz przeciwnie, było to dziwne, że pan Schistad profesjonalne odtworzył powiązania z podobnież naturalną śmiercią poprzedniego lokatora. Wodzę palcami po czerwonych nitkach próbując zgadnąć schemat, który stosował tata Chrisa.

Podskakuję zdając sobie sprawę, że ktoś stoi w drzwiach. Odwracam się przez prawe ramię.

- Nie wiem, czy wiesz, ale impreza jest na dole. - Chris opiera się o ramę drzwi pretensjonalnie żując gumę.

- Szukałam toalety i.. - mówię, próbując wybrnąć z sytuacji. Momentalnie oblewam się zimnym potem.

- I trafiłaś do biura mojego ojca, po czym weszłaś i przeszukałaś je? -prycha i zgniata w dłoni plastikowy kubeczek.

- Ja, ja już idę - wzdycham. - Przepraszam.

Wymijam chłopaka, który łapie mnie za nadgarstek i gwałtownie przyszpila do ściany.Słyszę jego głośny, ciężki oddech. Nasze twarze dzieli może kilkanaście centymetrów. Mogłabym przysiąc, że mogę dostrzec każdy, najmniejszy detal jego cery.

- Pamiętaj grzeczne dziewczyny, które nie chcą wpaść w tarapaty trzymają się daleko od kłopotów - mówi świdrując mnie wzorkiem.

Przełykam głośno ślinę. Oblewa mnie fala nieokreślonego strachu. Nie mam pojęcia, czym jest spowodowany, czy chłodnym oddechem Chrisa na mojej szyi, czy jego ciemnymi oczyma. On jedynie uśmiecha się i przegryza wargę. Odsuwa się, aby zrobić mi przejście. Zaciskam pięść, aby rozładować emocje, które mną szargają. Nie oglądając się za siebie schodzę na dół.

- Co zrobiłaś?! - Nora niemal wypluwa drinka, którego ma w ustach.

- Weszłam do jednego z pokoi. Chryste, czy to jakaś zbrodnia? - odpowiadam z przekąsem.

- Eva, on był zamknięty. Z resztą to CHRIS SCHISTAD. Z takimi chłopakami się nie zadziera - wtrąca Isaac.

-A kim on właściwie jest? Przyjechał z jebanej Norwegii z ojcem psychopatą i będzie rządził całą szkołą? Po moim trupie - przekrzykuję muzykę i opieram się o barek. Bawię się słomką. Cała moja paczka patrzy na punkt niedaleko za mną. Marszczę brwi. - Co tym razem?

Odwracam się na pięcie. Opieram się o blat. Przewracam oczami. Oczywiście to Chris. Mogłam się tego spodziewać.

-Coś nie tak? - pytam z ironicznym uśmiechem.

-Nie, nie - prycha. - Chciałem tylko przypomnieć, że jestem niesamowicie przystojnym Norwegiem z zajebistym ojcem. Ponadto nie chcę rządzić waszą szkółką, cokolwiek to dla ciebie oznacza. Jedyne, co chcę do dać ci pół roku, aż będziesz we mnie zakochana.

Chłopak teatralnie posyła mi pocałunek i idzie w stronę dziewczyn z którymi wcześniej rozmawiał. Mrużę oczy i wybucham śmiechem. Moi znajomi jedynie z dezaprobatą wzdychają i nie kontynuują rozmowy o Chrisie.

Dlaczego jest taki wyjątkowy? Nie mam pojęcia. Zachowanie wszystkich graniczy z absurdalnym. Chris stał się dla mnie obiektem żartu, niżeli jakimkolwiek autorytetem przy którym miałabym "nad sobą panować". To całe zainteresowanie wokół jego osoby jest śmieszne. Jak można być tak pewnym siebie, zuchwałym i upokarzającym?

Siadam na kanapę, naprawdę nie mam ochoty na tańczenie. Zerkam w telefon i przeglądam jeden z portali społecznościowych. 

Druga strona kanapy ugina się pod czyimś ciężarem. Kładę telefon na udzie i odwracam głowę. Sana, jeżeli dobrze zapamiętałam jak się nazywa. Jej imię i ubiór dają jasno do zrozumienia, że jest wyznawczynią Islamu. Nie mam z tym problemu, nie mam możliwości go mieć. Bycie rasistą w Londynie równałoby się z niewychodzeniem z domu. Szczególnie centrum to całkowita mieszanka narodowościowa, wyznaniowa i kulturowa.

-Co? - Podnosi brew do góry i zakłada ręce na piersi. - Coś się nie podoba?

-Tylko spojrzałam - wzdycham i opieram się łokciem o oparcie sofy.

Podnoszę wzrok. Dokładnie na przeciwko mnie stoi Schistad. Rozmawia z kolegą i popija piwo, cały czas zerkając na mnie. Biorę głęboki haust powietrza i powoli wypuszczam je z ust. Sana zerka na mnie i na Chrisa.

-Yhm - wtrąca z rozbawieniem w głosie. - Czyżbyś miała do czynienia z nowym królem szkoły?

-Powiedzmy - odpowiadam. Ponownie spoglądam na chłopaka. Biorę duży łyk piwa, które trzymam w ręce. - Chyba lubi przegrywać zakłady.

Uśmiecham się delikatnie. Ta cała bzdurna sytuacja mogła mieć swoje plusy. Patrząc optymistycznie mogę poznać prawdę o Campbellu. Dlaczego jego ojciec miał ołtarzyk poświęcony śmierci staruszka? Dlaczego Chris był taki zirytowany, gdy weszłam do biura? Dowiem się. Obiecuję.


Jestem obok//Chris (Herman Tømmeraas)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz