W wakacje przed siódmym rokiem w Hogwarcie Marlene postanowiła zarobić trochę pieniędzy, żeby po skończeniu szkoły miała parę groszy na nowy początek w życiu. Oczywiście wybór padł na herbaciarnię ojca w rodzinnym miasteczku. Rodzice rozumieli postanowienie córki, dlatego zastąpili nią na czas wakacji pracownicę, która poszła na urlop macierzyński. Tak więc Marlene wylądowała wraz z kolegą z dzieciństwa za jedną ladą. Z Lucasem podzielili sobie prace na samym początku; on obsługiwał główną część herbaciarni, a ona stoisko z lodami wbudowane na samym początku lokalu.
Tego dnia Marlene jak zwykle wstała dość wcześnie, ponieważ „McKinnon's Tea Hold" otwierano o siódmej. Rozczesała długie włosy w kolorze piasku i splotła je w dwa luźne warkocze. Umyła zęby, twarz i wzięła krótki prysznic. Owinięta w ręcznik wróciła do pokoju i dopiła zimną herbatę z poprzedniego dnia. Jednak po wykonaniu tych wszystkich czynności czuła się nadal brutalnie zmęczona. Naciągnęła na siebie trochę za szerokie jeansy i koszulkę w kolorowe paski. Była gotowa na kolejny męczący dzień. Ruszyła w kierunku drzwi wyjściowych ze skarpetkami i torbą w ręce.
Marlene dotarła na czas. Ubrała ciemny, czerwony fartuch z logiem herbaciarni i opuściła pomieszczenie gospodarcze. Wiedziała, że minie kilkanaście minut, zanim przyjdą pierwsi klienci, najczęściej osoby idące do pracy. Postanowiła z tego skorzystać i zaparzyła sobie aromatyczną herbatę. Usiadła za jednym ze stolików i westchnęła. Nie mogła powiedzieć, że lubi tę pracę. Tak samo nie mogła powiedzieć, że jej nie lubi. Wiedziała tylko, że gdyby miała ją wykonywać do końca życia, to by oszalała. I chociaż była pół krwi, czuła się związana ze światem magii znacznie mocniej. Chciała w przyszłości zostać magomedykiem i pomagać ludziom, a nie robić herbatę i sprzedawać lody.
- Hej Mars! - ciężkim wzrokiem spojrzała na Lucasa. Od dzieciństwa zmienił się tylko w jednym; był głośniejszy i zmienił kolor włosów na czarny. Rzecz jasna widocznie wydoroślał, ale to przecież oczywiste. - Widzę, że jak wczoraj i przedwczoraj i jutro, bardzo cieszysz się z mojej obecności.
- Lucas. - rzuciła mu nieprzyjemne spojrzenie. - Mogłam mieć gorszego współpracownika. - zaśmiali się.
- Boże kochany, tylko ty wiesz, jak bardzo mi się nie chciało wstać z łóżka. - mruknął pod nosem i powędrował na zaplecze odłożyć rzeczy i wziąć fartuch.
- Chcesz herbatę lub kawę? - krzyknęła do niego po chwili Marlene.
- To, co zwykle Mars! - odkrzyknął, domyśliła się, że toczy zaciętą walkę z bluzą przewlekaną przez głowę. Odłożyła pusty kubek do zlewu, poprzednio opróżniając zawartość sitka z ziołami i kawałkami owoców. Z cichym westchnieniem nasypała do małej filiżanki idealną proporcję kawy i cukru, zalała to wrzątkiem i dolała mleko. Na wierzchu za pomocą szablonu usypała uśmiech z cynamonu. Lucas ją bardzo denerwował, ale z drugiej strony bardzo go lubiła, i słyszała, że bardzo się przejął jej nagłym zniknięciem, kiedy pojechała do Hogwartu. Rodzice tłumaczyli wszystkim, że Marlene dostała jakieś wspaniałe stypendium do bardzo dobrej szkoły za granicą. Marlene odpędziła od siebie myśli o Hogwarcie i zabrała się za zmywanie swojego kubka. Po chwili w drzwiach wejściowych zabrzęczał dzwonek ogłaszający przyjście pierwszego klienta tego dnia, a blondynka podskoczyła jak poparzona i prawie stłukła kubek.
- Dzień dobry. - mężczyzna mógł mieć przed czterdziestką, miał gęste ciemne włosy przeplatane bardzo skromną ilością srebra, i duże niebieskie oczy. To był pan Green, jej sąsiad. Wiedziała, że wszystkie osiedlowe małolaty za nim szalały. Marlene jednak słyszała od rodziców, że miał narzeczoną, która z dnia na dzień zerwała zaręczyny i wyjechała. Prawda, Thomas Green był przystojnym mężczyzną, ale ona go pamiętała jako tego miłego sąsiada z dzieciństwa.
CZYTASZ
PRZEMINĘŁO Z LATEM™ | marlene mckinnon
Fiksi PenggemarJej ciemne, kręcone włosy, brzoskwiniowa cera, delikatne obojczyki, energiczny uśmiech i roziskrzone oczy. Marlene obserwowało to wszystko bardzo uważnie zza lady. Najpierw, kiedy piękność zamawiała dwie gałki lodów, a ich oddzielał najprawdziwszy l...