Siedziałam na przeciwko szefa w jego biurze. Cała drżałam, twarz mi pobladła, w dodatku było mi niedobrze. Wiedziałam co mnie czeka. Szef wezwał mnie z typową dla niego miną, która mówi jasno - wejdziesz, to już nie wyjdziesz taki sam. Każde spotkanie z nim twarzą w twarz, to jak przeżycie najgorszych koszmarów na jawie. W głębi miałam jednak cichą nadzieję, że mnie tylko upomni, lub każe mi odkupić zniszczony sprzęt i zrobić na nowo dokumenty. Ale jak to się mówi, nadzieja matką głupich.
– Zwalniam cię.
– Co? Ale jak to? Szefie, przecież...
– Złamałaś najważniejszą zasadę. W dodatku zepsułaś klawiaturę oraz ważne papiery i dokumenty.
– To nie moja wina.
– A czyja? Wszystko przez tego Ashtona Irwina.
– Czyli Calum się wygadał.
– Nie, to ten drugi wszystko wyćwierkał. Masz. - podał mi pustą skrzynkę.
– Co, mam pozbierać jabłka?
– Idź się spakować, a o premii zapomnij.
– Takich walentynek to ja jeszcze kurwa nie miałam. – wyszłam z gabinetu, trzaskając drzwiami.
Przez tych półgłówków straciłam główne źródło dochodu. W dodatku mogę mieć niezaliczone praktyki. Już dawno nie czułam się taka sfrustrowana. Nie wiem jak można być takim niedojrzałym człowiekiem, żeby odwalać takie cyrki. A ta walentynka? To jakiś nieśmieszny żart. Zaczęłam nerwowo pakować swoje rzeczy do skrzynki, a kartkę, przez którą wszystko się zaczęło, zgniotłam i włożyłam do kieszeni spodni. Wylogowałam się z mojego konta i poszłam w stronę wyjścia.
– Dzięki Ian. – uśmiechnęłam się do niego ironicznie, gdy mijałam jego biurko.
– Do zobaczenia na uczelni. – odpowiedział speszony, poprawiając swoje okulary.
Podczas drogi metrem, postanowiłam zadzwonić do Asha. Najpewniej jest w pracy, być może prowadzi teraz audycję. Jednak brakuje mi jakiegoś wsparcia, pocieszenia i rozmowy z nim. Po piątym sygnale chciałam się rozłączyć, ale odebrała jakaś dziewczyna.
– Halo? – usłyszałam delikatny głos.
– Z kim rozmawiam? – zapytałam.
– Ash, to do ciebie.
Wow, naprawdę? Dzwonię na jego numer, to chyba jasne z kim chcę rozmawiać.
– Hej Hailey. – w końcu w słuchawce mogłam usłyszeć jego miły głos.
– Ash, spotkamy się dzisiaj? – spytałam, kręcąc wokół palca kosmyk włosów.
– Wiesz, kurcze... Miałem na wieczór inne plany. W końcu są walentynki.
– Ale ty nikogo nie masz. – zarzuciłam mu, po czym było mi trochę głupio. – Po za tym, myślałam, że spędzimy je razem, jak co roku.
– Michael nic nie szykuje dla ciebie?
– Wierzysz w cuda? – zapytałam, po czym chusteczką potarłam nos.
– Hej, ty płaczesz? Słuchaj, wiem, że chciałaś się ze mną spotkać, ale to nie powód do płaczu.
– Kurwa, Ash. Straciłam pracę.
– Co?!
– Tak, tym razem to nie Mike.
– Dobra, słuchaj. Za godzinę mam przerwę, ale zwolnię się szybciej. Przyjadę do ciebie.
– Na ciebie zawsze można liczyć.
CZYTASZ
Valentine | L.H
FanfictionZawieszone. Opis wkrótce. * Kopiowanie treści i pomysłu jest zabronione! * Opowiadanie zawiera nieodpowiednie sceny, zachowania, wulgarne słowa.