Biegłam, gałezie biły mnie po twarzy, a policzek piekł w miejscu skaleczenia. Nie zatrzymywałam się. Na ustach czułam ciepłą krew, a serce waliło mi jak oszalałe. Nade mną nocne ponure chmury suneły po niebie, przesłaniając blady księżyc. Za sobą słyszałam skrzypienie butów na śniegu. Między drzewami mignęła mi ciemna postać. Byłam tak blisko, że mogłam krzyknąć, ale szbko zniknął mi z oczu. Trzeba było go zawołać. Ale coś kazało mi zachować ciszę. Kiedy dotarłam do polany u stóp wzgórza, miejsca, które dobrze znałam, usłyszałam odległy warkot ciężarówki na górskiej drodze. Zatrzymałam się i stałam tak, dysząc nie widząc nic poza czarnym asfaltem i półksiężycem na niebie. Kimkolwiek był, zniknął. Nagle cała energia, ta siła, która sprawiła, że biegłam przez las, zniknęła. Stałam zmarznięta i pokonana. Odchyliłam głowę do tyłu i spojrzałam w niebo. Ciemnogranatowe. Teraz bezchmurne. Tylko nieprzenikniona bezwzględna noc. Jakiś odgłos za mną -trzask gałęzi - sprawił, że drgnęłam. Ale kiedy się odwrcałam, by sprwdzić co to, coś ciężkiego złapało mnie za ramię i zamarłam. Nie ruszyłam głową, ale kątem oka dostrzegłam długie blade palce na moim obojczyku.
- Nie ruszaj się- rozległ się szept.- I nie bój się.
Ten ktoś delikatnie obrócił mnie do siebie. Duże oczy, szerokie usta, krótkie brązowe włosy. Znałam go. Znałam tego chłopaka. Ale nigdy się nie spotkaliśym.
- Allie- odezwał się, zaskakująco ciepłą dłonią ujmując moją rękę. - Proszę. Nigdy bym cię nie skrzywdził.
- Kim jesteś?- Kiedy się odezwałam, mój oddech zamienił się w obłoczek pary. - Co ja tu robię?
Nie mogłam sobie przypomnieć, jak się znalazłamm w tym lesie.
-Śledziłaś mnie. Od dawna o mnie śniłaś, a teraz wiesz, że jestem prawdziwy...No...- zaśmiał się sucho.- Prawie.
-Proszę- wyszeptałam, zpełnie jakbym to nie ja za nim biegła. - Pozwól mi wrócić do domu.
-Allie. Jesteś w domu.- Puścił moją rękę i przysuwając się bliżej, objął obiema dłońmi moją twarz.
Zielone oczy, skóra jak u dziecka, ale kości policzkowe dorosłego mężczyzny. Miał łagodną twarz, ale w jego oczach kryło się coś czujnego, dzikiego. Było mi tak zimno, że nie mogłam się ruszyć, tylko ręce mi się trzęsły, a serce mocno biło
Widząc moją niepewność, delikatnie pogłaskał moje policzki. Zwiesiłam głowę nagle uspokojona. A potem stopniowo dała o sobie znać reszta mojego ciała, moje nogu, biodra, piersi.
- Tu zaczyna się twoja historia- wyszeptał. - Ze mną, w tym miejscu.
I kiedy tego słuchałam, wiedziałam, że tutaj, w tej chwili, to prawda.
Dziś kończyłam szesnaście lat i rozpoczęła się moja historia.