Chapter one

118 11 2
                                    







Poniedziałek, godzina 9:00 Londyn.


Zapinałam już ostatni zamek w walizce. Wszystkie kartony z rzeczami znajdywały się już na miejscu, więc nie musieliśmy ich już taszczyć ze sobą w dzień wyjazdu. Ze zrezygnowaniem ostatni raz przebiegłam wzrokiem po dużym, pustym już pokoju. Białe ściany na których niedawno znajdywały się piękne obrazy, były teraz zupełnie bezużyteczne i pozbawione jakiegokolwiek wdzięku. Nie chciałam opuszczać ukochanego miasta, jakim był Londyn. Najbardziej żałowałam, że nie pożegnałam się ze znajomymi, ale uznałam że tak będzie lepiej. Nie zniosłabym widoku płaczącej Alice, która nie pozwoliłaby mi odejść. Choć wiedziałam, że nie tylko ona zareagowałaby w ten sposób. Wyprowadzka była lepszym wyjściem, niż bankructwo w dość dużym mieście. W Londynie jakoś trzeba było się utrzymać, a miesięczna pensja mamy nie była dość duża na wyżywienie trzech osób, i utrzymanie sporego domu. Małe miasteczko znajdujące się w Północno-Wschoniej części Anglii, miało być moim nowym domem a zarazem nowym początkiem. Głos mojej rodzicielki wyrwał mnie z zamyślenia.

-Laura! Wychodzimy!-Krzyknęła. Szybko mogłam się domyślić że znajdują się już na dole z wszystkimi walizkami. Część moich rzeczy była już w nowym domu, a raczej dla nas nowym, bowiem kupiliśmy go od jakiejś rodziny.

Tuż obok mieszkająca ciocia była w stanie zapewnić mojemu ojcu dość dobrą pracę w jej firmie, także więc nasz nowy dom znajdywał się blisko jej domu.


Szybko chwyciłam za rączkę od walizki i zeszłam na dół. Rodzice stali już w progu, a raczej tylko mama która prawdopodobnie chciała zamknąć drzwi na klucz. Ojciec wkładał nasze rzeczy do bagażnika samochodu. Rodzicielka uśmiechnęła się do mnie pogodnie, chcąc pocieszyć mnie zaistniałą sytuacją. Dobrze wiedziała, że nie chciałam jechać do tego głupiego miasteczka. To nie tak, że się nie sprzeciwiałam. Robiłam to przez całe 2 tygodnie, czyli od czasu gdy między nami zapadła decyzja o wyprowadzce. Wtedy już dom został kupiony, a nasz miał wkrótce pójść na sprzedaż.Wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy by sprawdzić godzinę. Ponad 3 godziny jazdy przede mną. Stanęłam przed wielką rezydencją, pewnie już ostatni raz widząc ją na oczy. Westchnęłam, czując dłoń mamy na moim ramieniu która świadczyła o tym, że pora opuszczać rodzinne miasto.

-Zobaczysz, będzie już tylko lepiej.-powiedziała cicho, wymijając mnie w stronę samochodu. Spuściłam głowę w dół, kierując się do auta. Nie mogłam sobie wyobrazić życia na odludziu, a raczej tym czymś nazywanym "Doncaster". Ani jednej galerii handlowej, tylko małe sklepy spożywcze. Naprawdę nie wiedziałam, co rodzice widzieli w tym miejscu oprócz swych własnych potrzeb.

Zamknęłam drzwiczki auta, wyglądając przez przyciemniane szyby. Wydawało mi się, że wszyscy starali się ukrywać swą radość do danego miejsca, pocieszając mnie tylko że tutaj było gorzej.

-Znajdziesz nowych znajomych, chłopaka. Musisz też zobaczyć jak jest w innym miejscu.-zapewnił mnie tata, siadając na miejscu kierowcy. Miałam gdzieś te puste słowa. Nigdzie nie będzie lepiej niż w Londynie, a tym bardziej w jakiejś dziurze.

Gdy mama pojawiła się na miejscu pasażera, ojciec odpalił silnik. Byliśmy już w drodze. Co raz dostawałam jakieś wiadomości, które niestety musiałam zignorować. Było mi bardzo przykro, choć za wszelką cenę starałam się to ukryć. Normalnie rzuciłabym się w poduszkę i ryczałabym jak małe dziecko. Krzywo spojrzałam na słuchawki, które mogłabym nałożyć by zagłuszyć rozmowy rodziców o Doncaster. Wsłuchiwałam się w album mojego ulubionego zespołu na Iphonie. Krople deszczu spadały z ciemnych chmur, które jeszcze chwile wcześniej potrafiły być zupełnie białe.  Paznokciami rysowałam dziwne wzorki na tapicerce siedzenia, wyobrażając sobie że to odłamki puzzli. Zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądać. Wyczuwałam prawdopodobieństwo że na zawsze już zaszyje się w swoim pokoju i z niego nie wyjdę. Nowa szkoła będzie porażką, i dobrze o tym wiedziałam. Dopiero zaczęły się wakacje które i tak były już zmarnowane na starcie. Nie miałam pojęcia nawet jak wygląda mój nowy pokój. Różowe falbanki nie sprzyjały mi za dobrze, dlatego miałam nadzieję że owe pomieszczenie takie nie będzie.

Zastanawiało mnie czy w mojej okolicy jest ktoś w moim wieku, raczej nie spodziewałam się dużej ilości szesnastolatków. W mojej głowie wyobrażałam tylko najgorsze sytuacje, których wolałabym uniknąć. W poprzedniej szkole byłam dość rozpoznawalna i popularna głównie ze względu bycia kapitanem szkolnej drużyny cheerleaderek. Podejrzewam że teraz moje stanowisko przejmie moja najgorsza rywalka- Veronica. Zawsze chciała być lepsza ode mnie, lecz zawsze czegoś jej brakowało, właśnie tego mi zazdrościła i teraz dostała to czego chciała. Moje przemyślenia tylko potwierdziło powiadomienie z instagrama tej suki w moim stroju kapitana. Ze zdenerwowania zgasiłam ekran urządzenia. próbując się uspokoić. Przymknęłam oczy zaciskając pięści i próbując znaleźć dobre strony tej całej sytuacji, lecz ciężko było mi to sobie wmówić. Ukradkiem spojrzałam na radosnych rodziców. Co oni widzieli w tej wsi?! Londyn jest pięknym miastem i żadne Doncaster mu nie dorówna. Nie mogłam się uspokoić przez natłok niechcianych myśli. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie dałam jej spłynąć w dół, więc szybko otarłam ją z policzka. Zmęczenie po ostatniej nieprzespanej nocy dało się we znaki, przez co odruchowo ziewnęłam i ułożyłam ręce pod głowę. Po chwili oddałam się w objęcia Morfeusza nie zważając na to że niebawem będziemy na miejscu.





*****


HEJ to pierwszy rozdział, dzieki za przeczytanie.





ZOSTAWGWIZDKE!!!

Too Late For FixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz