Pochmurne spojrzenie Rose Wealsey prześlizgiwało się po twarzach czterech puchonów, którzy jeszcze przed chwilą z wielką radością rzucali w siebie wypełnionymi wodą torebkami. Szkoda tylko, że żaden z nich nie dostrzegł idącej w ich kierunku pani prefekt i nie pomyślał o tym, by zatrzymać wodną bombę w dłoni. Może wtedy po jej rudych włosach nie ześlizgiwałyby się krople wody, a winowajcy dostaliby tylko pouczenie. Zamiast tego czekał ich szlaban, długi i męczący. Długo rozważała, jakie zadanie im przydzielić, aż w końcu doznała nagłego olśnienia.
- Dwa tygodnie sprzątania sowiarni – rzuciła. Ich wymowne jęki oraz twarze przepełnione goryczą ostatecznie przekonały ją o słuszności jej wyboru. – Oraz minus dziesięć punktów dla każdego, za obrazę prefekta – dodała, po czym wyminęła ich z gracją i ruszyła w kierunku pokoju wspólnego gryfonów.
Była wściekła. Może nie było tego po niej widać - od lat skrupulatnie uczyła się ukrywać swoje emocje, które zgodnie z posiadanymi przez nią informacjami, stanowiły słabość – lecz w środku gotowała się ze złości. Dzień od początku zdawał jej się być totalną porażką. Zgubiła pergamin z wypracowaniem na Zielarstwo, podarła przez przypadek szatę a na domiar złego, dostała od młodszych uczniów torebką pełną wody, która rzekomo samoistnie nie wysychała. Do pełnej katastrofy brakowało naprawdę niewiele, a nie wybiło jeszcze południe.
Zwinnie wymijała uczniów na korytarzu. Czasami nawet nie musiała tego robić. Niektórzy sami ustępowali jej miejsca. Było to zasługą kilku istotnych faktów. Najważniejszym z nich była odznaka prefekta dumnie wisząca od początku roku na jej piersi. Kolejnym okazał się status najlepszej uczennicy w Hogwarcie. Do ostatniego nie przywiązywała zbytniej wagi. Wiązał się z jej pochodzeniem. Córka tej Hermiony i tego Rona, kuzynka Pottera...trochę tego było. Poza tym Rose się wyróżniała – rude włosy, choć charakterystyczne dla Weasleyów, były o ton ciemniejsze niż u innych z rodziny. Upięte w warkocz, w który codziennie wplatała stokrotki zwisała swobodnie, kołysząc się w rytm jej kroków. W porównaniu do swojego kuzynostwa była niska i drobna, co niestety często jej w rodzinnym kręgu wypominano. Faktem jednak było to, że nie trzeba było jej znać, by wiedzieć kim jest.
- Rose, co ci się stało?
Nim zdążyła przekroczyć próg drogą zastąpił jej Albus. Młodszy z Potterów przyglądał jej się ze zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Jednocześnie w jego zielonych oczach jarzyła się iskierka rozbawienia. Nic dziwnego – musiała wyglądać komicznie.
- Powiedzmy, że głupia zabawa pierwszoroczniaków – bąknęła, odruchowo zakładając jeden wolny kosmyk za ucho. – Więcej wiedzieć nie musisz.
Albus skrzywił się nieznacznie.
- Dałaś im popalić?
- Może troszkę – rzuciła. – Nie chcę o tym rozmawiać. Nie warto.
- Nie ma sprawy. Ale skoro już cię spotkałem, to pójdę z tobą. Bo zapewne idziesz do dormitorium, a ja koniecznie muszę się dostać do waszego pokoju wspólnego. Nie masz nic przeciwko?
Rose jedynie pokręciła głową. Albus momentalni się rozpromienił.
Czasami zapominała, że byli w dwóch różnych domach. Doskonale pamiętała moment, gdy Tiara przydzielała ich do domów. Szok w momencie, gdy na głowie młodszego z Potterów wykrzyknęła Slytherin minął dopiero dwa lata później. Przez ten czas zdążyli się od siebie oddalić, choć wcześniej byli nierozłączni. Albus i Rose przeciwko całemu światu.
Zerknęła na chłopaka z ukosa. Mimo upływu lat nie zmienił się prawie wcale. Każdy w rodzinie twierdził, że bliżej mu do Weasleyów niż Potterów. Rysy twarzy ewidentnie wskazywały na podobieństwo do matki, zaś włosy i kolor oczu z pewnością dostał w puli genów od ojca. Był nieco wyższy od niej, jednak w porównaniu do Jamesa wyglądał na liliputa. W przeciwieństwie do starszego brata nigdy nie interesował się sportem, co zresztą było widać. Szczupłe ciało było pozbawione widocznych mięśni, często dostawał zadyszki wchodząc na wierze astronomiczną i jak ognia unikał wszelakich dłuższych wycieczek, tłumacząc się bólami stawów. Ku rozpaczy matki nie interesował się quidditchem – gdy w pierwszej klasie odhaczył zajęcia z latania na miotle, to więcej na niej nie usiadł. Poza tym był dość przeciętny we wszystkim. Mimo to, nie zdarzało mu się narzekać.
CZYTASZ
Wstrzymawszy oddech
FanficMiłość potrafi zmiękczyć nawet najbardziej zatwardziałe serce. Jednocześnie skłonna jest zniszczyć to, co dobre. Każda z dróg ma swoje dobre oraz złe strony. Która zatem jest lepsza? Kochać, czy być kochanym? James od zawsze był żartownisiem. Albus...