Rozdział piąty

2.5K 236 287
                                    



Harry jeszcze spał, gdy zadzwonił telefon. Podniósł słuchawkę i ziewnął rozdzierająco.

– Oprzytomniej! – nawoływał Zayn.

– Jestem przytomny. Mniej więcej. Coś się stało?

– Właśnie złożył mi wizytę szalenie poirytowany Francuz uzbrojony w bukiet róż. Teraz jest w drodze do ciebie.

– Zayn – jęknął Harry. – Jak mogłeś!

– Jest boski! Porozmawiamy potem, mój drogi. Pa!

Harry wyskoczył z łóżka, spryskał twarz wodą, naciągnął dżinsy oraz koszulkęi związał włosy w koka. Gdy rozległ się dzwonek, rzucił zdesperowane spojrzenie w lustro i podniósł słuchawkę domofonu.

– Louis Tomlinson – usłyszał. – Muszę porozmawiać.

– Proszę wejść.

Gdy otworzył drzwi, serce niemal w nim zamarło. Louis spojrzał na niego wściekle, a potem rzucił mu do stóp ogromny bukiet herbacianych róż i wkroczył do pokoju. Widać było, że jeszcze chwila, a zupełnie przestanie panować nad swymi emocjami. Nagle zatrzymał się jak w wryty, właśnie w chwili gdy promień zimowego słońca oświetlił twarz Harry'ego.

– Mon Dieu! Pan ma zupełnie fioletowe oko!

– Jak uprzejmie z pana strony, że zaszczycił mnie pan odwiedzinami – zignorował jego uwagę. – Cudowne róże. Dziękuję. Pójdę włożyć je do wody.

Dłuższą chwilę spędził w kuchni, szukając wazonu, który mógłby pomieścić kilka tuzinów kwiatów na tak długich łodygach. W końcu włożył je do zlewu, napuścił wody i wrócił do Louisa, który nerwowo przemierzał pokój.

– Tak się nie robi! – wybuchnął. – Może pan być z siebie dumny. Wyszedłem na kompletnego idiotę, niemal siłą wdzierając się do mieszkania pana przyjaciela. Mieszkania – dodał – Przed którym stałem wczoraj wieczór w przekonaniu, że należy do pana.

Styles odwrócił wzrok.

– Wolałem nie zdradzać swojego adresu.

– I nie tylko adresu – rzucił z furią. – Właśnie sprawdziłem numer pana telefonu. Dał mi pan zupełnie inny. Czy też należący do przyjaciela?

– Dałem panu numer służbowy – w głosie Harry'ego pojawiły się pojednawcze nutki. – Nie zechciałby pan usiąść?

– Nie, dziękuję. – gwałtownie podszedł do okna i wściekłym spojrzeniem obrzucił roztaczający się z niego widok.– Dotarłem tu dziś rano, w chwili gdy jeden z mieszkańców wychodził z domu, toteż nie musiałem korzystać z domofonu. Zadzwoniłem do mieszkania, które w swojej bezgranicznej naiwności uważałem za pan lokum, i wówczas drzwi otworzył mi jakiś mężczyzna. – jednym ruchem obrócił się, by sprawdzić mu reakcję. – Jak się to panu podoba?

Harry z trudem utrzymywał powagę, oczyma wyobraźni widząc minę Liama Payne'a, którego widok rozwścieczonego Louisa musiał wprawić w nie lada osłupienie. Tym bardziej że, o ile wiedział, był to pierwsza noc, którą Liam spędzał z Zaynem. Poczuł wyrzuty sumienia.

– Pan sądzi, że to zabawne? – mruknął coś niezrozumiałego po francusku. – Ja nie! Również kochanek pan przyjaciela nie doszukał się w tej sytuacji ani krzty komizmu. Byłem przekonany, że to pana amant, ten mężczyzna, o którym pan wspominał. Dopiero później dowiedziałem się, że mieszkanie należy do Zayna, a mężczyzna, który wziął mnie za rywala, to doktor Payne.

Haunts of the Turret House [LARRY STYLINSON]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz