prolog

828 45 7
                                    

Ostatni akt jest krwawy,

choćby cała sztuka była i najpiękniejsza;

gruda ziemi na głowę

i oto koniec na zawsze.

— Blaise Pascal



Padało. Rzęsiście i nieustępliwie. Bujne, rozłożyste korony potężnych drzew nie udzielały schronienia. Mawiano, że niegdyś lasy zapewniały bezpieczeństwo podróżnym, głównie z polecenia samego Shizena* — boga natury, na którego życzenie wszystkie istoty i rośliny budziły się do życia. Wiernie towarzyszyła mu bogini Rimawari*, matka urodzaju, wspierając go swą niesamowitą mocą i dostarczając godne plony. Knieje ich słuchały, odstręczając wszelkie nieszczęścia od tułaczy. Warunek stanowił szacunek dla flory i fauny; obdarzanie dobrem dzieci Shizena i Rimawari.

Sakura Haruno, wydawać by się mogło, zupełnie o tym zapomniała — dokładnie tak, jak jej towarzysze. Jeszcze nie tak dawno naruszyli spokój puszczy, gruchocząc i dewastując okolicę. Wprawdzie zrobili to dla dobra sprawy, wypełnienia ważnego zadania, lecz bogowie odpłacili pięknym za nadobne.

Dziewczyna z trudem utrzymała równowagę na drżących nogach, kiedy wstrząsnęły nią kolejne torsje. Ostatki ryb zwymiotowała w wysokie, mokre źdźbła. W końcu opadła na kolana, zaraz obok zbroczonej trawy.

— Sakura-chan, naprawdę mogę cię ponieść — powiedział Naruto. Młoda kunoichi obrzuciła go spojrzeniem mętnych oczu, pod którymi malowały się sińce. Mocno kontrastowały z bladą twarzą. — Nie jesteś w stanie iść, a czas nas goni. Dalej, Sakura-chan, pomogę ci. Złap mnie za rękę. Właśnie tak.

Po pochwyceniu dłoni przyjaciela, zlustrowała jego twarz. Spływały po niej krople, rozmazując zabrudzenia powstałe wskutek stoczonego pojedynku.

— Musimy cię odstawić do szpitala. Wiesz, że mogło dojść do...

— Wiem, Shikamaru — przerwała stojącemu nieco dalej chłopakowi. Ciemne, wilgotne włosy, zwykle związane w wysoką kitkę, okalały jego policzki i ciężko opadały na ramiona. Nie zauważyła, kiedy je rozpuścił. — Kręci mi się w głowie. Nie mam nawet siły, żeby się przebadać — wysapała i szybko postawiła kilka kroków w tył, aby wymiociny nie wylądowały na butach Naruto.

— Nie myślisz chyba, że ona... — Kiba nie dokończył, ale wraz z tymi słowami poprawił nieprzytomną dziewczynę na swoich barkach. Wszyscy obdarzyli uważnym spojrzeniem młodą morderczynię o czarnych włosach do ramion. Zdobiły je czerwone pasemka, tak bardzo kojarzące się z niejednokrotnie przelaną przez nią krwią.

Dopisało im szczęście, ponieważ grupa shinobi z Piasku natknęła się na zabójczynię podczas misji. Pokonali ją, przechwycili i powiadomili odpowiednie służby. Niedługo potem Sakura, Naruto, Kiba i Shikamaru zostali wysłani przez Szóstego Hokage Wioski Ukrytej w Liściach, aby przejąć kryminalistkę i tym samym móc dokończyć rozbicie nowej, niebezpiecznej organizacji.

Niestety pojmanej dziewczynie niespodziewanie wróciła przytomność. Doszło do starcia.

— Nie, Kiba. To nie to. — Przetarła usta wierzchem dłoni i przyjęła od Naruto karafkę z wodą. Upiła dwa nieduże łyki. W duchu przeklinała nowicjuszy Wioski Piasku. Nie przeszukali jej tak dokładnie, jak sądzili, co skutkowało niespodziewanym obrotem zdarzeń. — Na pewno nie to, ale prawda, że musimy wrócić jak najszybciej.

Sześć godzin || SasuSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz