szósta godzina

499 43 9
                                    


Ogromnie boli myśl o chwili,

w której nie będzie już następnych dni.

— Jostein Gaarder


Cała dygotała. Myśl o miłości na wyciągnięcie ręki, miłości stojącej tuż przed nią, tak blisko, bliziutko jak nigdy dotąd, była piękna. Ale myśl o miłości, która za godzinę miała odejść wraz z nią, brutalnie przywracała do rzeczywistości. Cięła niczym najostrzejsze słowa, gwałtownie uświadamiające nieuniknioną stratę; to, co jeszcze nie nadeszło.

Ale nie mogła tego wiedzieć. Nie mogła być pewna, choć widziała wyraźnie: posłankę bogini Shi odzianą w najczarniejsze szaty, wiecznie dzierżącą narzędzie żniw oraz cicho tykający zegarek, trzymany w kościstej, chłodnej dłoni.

Tik-tak. Tik-tak. Tik-tak.

Upiór w najprawdziwszej postaci. Cierpliwie czekał. O d l i c z a ł. Owiany mrokiem, tajemnicą... samotnością? Czy Śmierć czuła się samotnie, kiedy po dotknięciu kogokolwiek zabierała duszę wprost do Krainy Umarłych? Czy Śmierć znała Życie? Miłość?

— Jesteś przemoczona.

Słowa Sasuke dotarły do niej z opóźnieniem. Cały czas uporczywie wpatrywała się w zaciemniony kąt pokoju, początkowo niepewna tego, czy ktoś trzeci nie zamierza podsłuchiwać tę intymną dla Sakury rozmowę.

— Bo pada — wydukała w końcu. Szybko uświadomiła sobie swoją głupotę; posiadłość wyposażono przecież w okna, wobec tego pogoda była jak najbardziej widoczna.

— Dlaczego nie wzięłaś ze sobą parasolki?

— Nie pomyślałam, zapomniałam. Spieszyłam się. — Delikatne rumieńce oblały twarz dziewczyny. — Tak chciałam z tobą porozmawiać zanim... Już ci mówiłam; tęskniłam.

Nieśmało przeniosła spojrzenie na ukochanego. Nawet nie mogła wyobrazić sobie, co siedziało wewnątrz niego, kiedy niemal pochłaniał ją wzrokiem. Jego twarz pozostawała bez wyrazu.

— Wiem.

Jedna myśl, która niespodziewanie wybiła się z głębi głowy Sakury, niemal ją spiorunowała. Chęć wypowiedzenia tych słów na głos dosłownie przyprawiała o mdłości, a serce dziewczyny jakby podeszło do gardła.

— Kocham cię, Sasuke-kun — wypaliła szybko, głośno, zarazem stawiając krok. Jej oddech przyspieszył; stres dał o sobie znać. Skręcało ją w żołądku. — Kocham cię. Nawet nie wiesz, jak bardzo. Czekałam, cały czas czekałam. Tak strasznie żałuję, że...

— Dlatego trzymałem się z daleka — wciął się. — A ty z tym swoim głupim uporem próbowałaś dalej. Tak, to prawda. Naruto o wszystkim mi powiedział. O truciźnie.

Czuła łzy pod powiekami.

Zdawał sobie sprawę z tego, że nie zostało jej wiele czasu, a mimo to...

— Dlaczego? — Głos Haruno załamał się. Nie potrafiła opanować tego, co wewnątrz niej tworzyło istną burzę.

— Przecież wiesz — odpowiedział nijako; a Sakura nie lubiła takich odpowiedzi. Posłała mu zirytowane spojrzenie spod zmarszczonych brwi. — Już raz mówiłem o tym młotkowi. Nie chcę patrzeć, jak moi bliscy umierają.

Nastała cisza, w której oboje kontemplowali rzucone z zadziwiającą łatwością słowa. Słowa dla Sakury będące czymś ważnym, w wykonaniu Sasuke aż nazbyt osobiste. Do pokoju przez uchylone okno wdarł się wiatr; poniósł niegłośny szloch dziewczyny, tonący wśród odgłosu deszczu.

Sześć godzin || SasuSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz