piąta godzina

380 36 4
                                    


Bogowie wiedzą: śmierć jest nieszczęściem.

Inaczej chętnie umieraliby sami.

— Safona


Sakura nie przepadała za zakładem karnym — głównie ze względu na persony, jakie tutaj trzymano — ani za salami przesłuchań. Od lat ich nie konserwowano, czemu dowodziła rdza osadzona na blaszanych elementach tu i ówdzie, a także wilgoć zjadająca ściany. Dziewczyna wyraźnie wyczuwała nieprzyjemny zapach; natychmiast skojarzyła go ze starą studnią. Przez chwilę zastanowiła się nawet, czy rozstawieni po kątach wartownicy zdołali do niego przywyknąć. Nie zadręczała się tym jednak zbyt długo, gdyż jej uwagę przykuwała dziewczyna siedząca naprzeciwko, od której oddzielał ją jedynie jasny stolik.

Asuka Hattori, wyrachowana członkini organizacji zwaną Dozu, w bezruchu obserwowała swoją ofiarę. Niewzruszonym, a zarazem do bólu przenikliwym spojrzeniem, kryminalistka całkiem nieświadomie miażdżyła lichą pewność młodej Haruno. Nie dała jednak poznać po sobie, że odwaga znikała z jej serca z każdą sekundą. Zamiast tego w milczeniu lustrowała kruczoczarne włosy, gdzieniegdzie dopieszczone czerwienią. Zakrywały drobne ramiona i niepokaźne piersi; na myśl przywodziły piekło. Natomiast ciemne, diabelskie oczy kazały Sakurze myśleć, że Asuka mogłaby być córką samej bogini Shi.

To nawet by się zgadzało, pomyślała kunoichi. Jedna zabija, druga zabiera duszę do swojego mrocznego królestwa.

Czuła się przy niej taka mała. Bezbronna. Właściwie to zapomniała nawet, co chciała powiedzieć. Wzrok zbrodniarki pochłaniał ją bez końca. Tłamsił i poniewierał. Im dłużej Sakura siedziała w milczeniu, niespokojnie wodząc po twarzy rozmówczyni, tym lepiej Asuka rozumiała, zarazem radując się i niemal tonąc w narastającej satysfakcji.

Buzię zabójczyni szybko pokrył sardoniczny uśmiech. Uśmiech psychopaty, który dodatkowo zdeptał Sakurę. Mijały tak kolejne minuty, a Hattori coraz bardziej utożsamiała się z Panią Śmierci, prawie doprowadziwszy młodą Haruno do płaczu. Ginęła w tym nieprzyjaznym, surowym pomieszczeniu, zamknięta niczym w klatce, z kobietą o dłoniach zbroczonych krwią, teraz tak po prostu się do niej uśmiechającą, wcześniej nakładając na nią wyrok śmierci.

Do której miało dojść za niespełna dwie godziny.

Wtedy usłyszała podły chichot i naraz oprzytomniała. Myliła się. Odwaga nie znikała, a ustępowała innemu — zupełnie innemu — uczuciu. Drżała i łzy cisnęły się do jej oczu, lecz nie z braku pewności. To nadmiar emocji, gromadzonych aż od momentu przebudzenia, szukał ujścia.

Nienawiść burzyła myśli Sakury, otulała i chłonęła umysł. Wiedziała: w jej sercu nie było już strachu. Natychmiast odzyskała mowę, więc kiedy ponownie wbiła wzrok w tęczówki Asuki, hardo i nieugięcie, warknęła:

— Ty suko. — Wstała z niewygodnego, drewnianego krzesła, nie mogąc dłużej wysiedzieć w miejscu. — Mam nadzieję, że przegnijesz tym miejscem do cna zanim zetną ci głowę.

— A ja żałuję, że nie dopracowaliśmy tej trucizny — powiedziała Asuka. — Przynajmniej umierałabyś w cierpieniach i nie miałabyś siły kłapać tą jadaczką.

Haruno patrzyła na nią z góry, niemal wgniatając w ziemię i zabijając spojrzeniem. W żadnym wypadku słowa kryminalistki nie przygasiły zapału dziewczyny. Wręcz przeciwnie — zachęciły do dalszej wymiany zdań.

Sześć godzin || SasuSakuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz