Znów się spotykamy moja droga.

49 1 2
                                    

**** Jakiś czas później ****

Lorraine 

Kolejny nudny dzień. Podnoszę się ociężale z łóżka i kieruję się do łazienki.

Staje przed lustrem i przyglądam się swojemu odbiciu. Czarne włosy próbujące wyrwać się z uścisku gumki, która starała się je utrzymać w formie koka, który jakimś cudem przetrwał noc. Zielone oczy, które otaczały swoją opieką gęste, długie , czarne rzęsy. Drobny nos delikatnie zadarty do góry i zaraz pod nim swoje miejsce miały pełne malinowe usta. Wiele razy słyszałam zazdrosne komentarze koleżanek czy komplementy ze strony mężczyzn na temat mojego wyglądu .Nigdy tego nie komentowałam bo nie widziałam w tym sensu to nie ja wybierałam sobie wygląd . Nie rozwodząc się nad tym dłużej obracam się plecami do zwierciadła i rozbieram się do naga . Wchodzę do szklanej kabiny prysznica od razu odkręcając wodę .Gorąca woda lecąca z deszczownicy rozluźnia moje zazwyczaj napięte ciało . Mimo przyjemności wychodzę spod strumienia już po dziesięciu minutach i osuszam swoje ciało białym puchatym ręcznikiem uprzednio zdejmując go z wieszaka . Sięgam na półkę przy umywalce i zabieram z niej swój ulubiony kokosowy balsam. Dokładnie wcieram go w całe ciało i odkładam na miejsce. W dłoń chwytam suszarkę do włosów i szczotkę próbując ogarnąć tę czarną burzę.

Po wykonaniu pozostałych czynności wracam do sypialni , wyjmuję z komody komplet bielizny i ubieram go na siebie . Przechodzę na drugą stronę pomieszczenia i otwieram szafę.

Stoję przed nią kilka minut zastanawiając się co na siebie włożyć. Obracam głowę w stronę okna i przyglądam się niebu. Słońce delikatnie, a można nawet rzec, że robiło to nieśmiało , z za pociemniałych chmur. Powracam wzrokiem do wnętrza mebla i decyduję się na zwykłe czarne dżinsy w stylu Hollywood Girl i białą koszulę z krótkim rękawem, którą wciskam w spodnie. Po założeniu ubrań wkładam na nogi zwykłe czarne szpilki. Włosy decyduję się związać w niechlujnego koka, a na szyję zakładam delikatny złoty naszyjnik. Opuszczam moją sypialnie i przechodzę przez krótki biały korytarz prowadzący prosto do mojego salonu z aneksem kuchennym. Podchodzę do wyspy kuchennej odgradzające pomieszczenia i zabieram idealnie czerwone jabłko z koszyka na owoce. Przechodzę przez salonu zatrzymuję się przy drzwiach wyjściowych. Ubieram płaszcz i zabieram torebkę oraz moje jabłko z komody po czym opuszczam miejsce mojego zamieszkania. Wychodzę na zadbaną klatę schodową i kieruję się schodami do wyjścia. Po chwili uderzają we mnie dźwięki z ulicy. Klaksony samochodów, rozmowy przez telefon i między ludźmi oraz muzyka z okolicznych kawiarni, które są już otwarte. Moje obcasy rytmicznie stukają o chodnik, a telefon w mojej torebce zaczyna nucić melodię sygnalizującą iż ktoś próbuje nawiązać ze mną kontakt. Wyjmuję urządzenia, a na ekranie widzę zdjęcie uroczej rudowłosej Shannon nazywaną przeze mnie moją przyjaciółką. Przeciągam po ekranie palcem czym odbieram połączenie.

- Już jestem w drodze Shan - zaczynam od razu.

- Przecież wiem, że zawsze wychodzisz o tej godzinie Lori – beszta mnie – Nie musisz kupować kawy po drodze, już to zrobiłam i kupiłam twoje ulubione babeczki z kremem truskawkowym- uśmiecham się na tą nowinę. Uwielbiam je.

- To po co dzwonisz ?- unoszę brew choć wiem, że tego nie widzi. To taki nawyk.

- Zjawił się jakiś nadziany typ ze zleceniem. – nie rozumiem co w tym dziwnego.

- Em.. Shannon to normalne, że nasza kancelaria ma klientów- zwracam jej uwagę . Firma w , której obie pracujemy czyli Brown & Jones to znana kancelaria, nic dziwnego, że ludzie tam przychodzą.

-Przecież wiem!- Krzyczy swoim piskliwym głosem przez co muszę odsunąć aparat od ucha. Kiedy słyszę, że przestała przykładam go ponownie.-Uparł się , że to ty masz prowadzić jego sprawę. Jest jakąś grubą rybą bo Jones od razu zaczął koło niego skakać . Nawet sam zrobił mu kawę. Usłyszałam tylko tyle, że uparł się na ciebie. Jones kazał ci jak najszybciej przyjechać-mówi na jednym wdechu i kończy połączenie. Rozglądam się do około w miedzy czasie wkładając telefon do wnętrza torebki. Na swoje własne szczęście widzę wolną taksówkę. Podchodzę do niej szybkim krokiem za plecami słysząc kroki kogoś innego kto miał chyba podobny zamiar. Wsiadam do niej prędko i rzucam taksówkarzowi adres kancelarii. Obracam twarz w stronę szyby, za którą widzę wkurzoną starszą panią. Trochę mi głupio, ale nie mogę jej puścić pierwszej bo się spóźnię.

Pod budynek docieram po piętnastu minutach. Podaję taksówkarzowi gotówkę i nie czekając na resztę opuszczam pojazd. Pędem pokonuje hol ignorując powitania po drodze i wsiadam do windy. Wciskam guzik z numerem piętra. Tupię nerwowo nogą . Czemu kiedy potrzebuję ta winda zdaje się jechać dwa razy wolniej niż zwykle. Kiedy moja męczarnia się kończy pośpiesznie pokonuję korytarz i podchodzę do biurka Shannon, która jest tak zwaną recepcjonistką. Chociaż jej zadania tutaj przekraczają te, które powinna wykonywać. Jest jak asystentką wszystkich prawników pracujących tu czyli łącznie ze mną pięciu.

- Dawaj ten płaszcz i idź tam bo Jones wyjdzie z siebie. Zastanawiam się tylko czemu ty masz takie szczęście całe życie. – zabiera ode mnie płaszcz i rzuca go na swoje krzesło.

- O czym ty mówisz- poprawiam torebkę na ramieniu patrząc na nią pytająco.

- O tym, że ten facet wyszedł z cholernego piekła aby zaciągnąć każdą możliwą kobietę do łóżka. – podekscytowanie w jej głosie daję popalić moim uszom, piszczy tak wysoko, że dziwię się, że nie pękły mi bębenki.

- Przestań pewnie facet jak facet – biorę dwa wdechy i kieruję się do biura szefa, a za plecami słyszę tylko ciche słowa Shan ,, Oj przekonasz się" na co tylko się uśmiecham .

Pukam dwukrotnie w drzwi, a na odpowiedź nie muszę czekać długo. Po sekundzie słyszę donośne ,,Proszę'' . Wchodzę do pomieszczeni powoli i z jak największą gracją.

-Podobno chciał Pan mnie widzieć Pnie Jones- uśmiecham się promiennie do bruneta u , którego widać już oznaki siwizny. Zmarszczki wokół oczu też już wskazują na jego wiek . Mimo wszystko Jones dalej jest przystojnym mężczyzną i nie jedna dalej się za nim ogląda.

- Tak Panno Lorraine . To nasz nowy klient Pan Aron King. – Dopiero teraz zwracam uwagę na postawnego mężczyznę siedzącego w fotelu w drugim kącie pomieszczenia. Nazwisko do niego bardzo pasowało. Siedział na zwykłam fotelu, a prezentował się na nim jak prawdziwy władca. Kiedy spojrzałam na jego twarz, a w szczególności, kiedy spojrzałam w te oczy. Czarne jak bezdenna dziura w, której nie można ujrzeć nawet naj mniejszego promyka światła. Powoli podniósł się do pionu, a ja teraz przyjrzałam się jego sylwetce. Był bardzo wysokim mężczyzną, bardzo dobrze zbudowanym jeśli nie idealnym. Shannon mówiła prawdę. Demon kuszący swoim testosteronem i seksapilem każdą napotkaną kobietę. Tylko czemu nie widziałam tego tamtego wieczoru. Czyżbym aż tak zatraciła się we wspomnieniach o Dylanie, że tego nie widziałam. Może to przez to, że bije od nich podobna aura tajemnicy.

- Znowu się spotykamy moja droga – uśmiech się w moja stronę w tak cudowny sposób ,że czuje jak miękną mi kolana.

King of all devilsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz