Pod każdym możliwym względem Jiyong różnił się od Seunghyuna. Z całą świadomością, której w tamtejszych dniach nie było wiele, mogłam stwierdzić, że był zupełnie inny. Oczy miał zamglone, przećpane, nieobecne, obłędne, niezwykłe i fantastyczne. Tęczówki Seunghyuna były po prostu ciemne. Nic poza tym, zero rewelacji. Zwyczajny hebanowy kolor, który widziałam wiele razy. Przez pewien czas wydawały mi się wyjątkowe, do momentu aż nie spojrzałam G-Dragonowi bezpośrednio w oczy.
Jiyong miał spore mieszkanie. Miało wiele pomieszczeń, w których po kilku minutach przebywania byłam w stanie poczuć się jak u siebie w domu. Choć jego lokum diametralnie różniło się od mojego miejsca zamieszkania, nie miało to dla mnie jakiegokolwiek znaczenia. Mężczyzna również posiadał wiele drogich rzeczy, identycznie jak Choi, ale w odróżnieniu od niego ani razu nie wspomniał na temat ich wartości. Nie złościł się, kiedy pewnego razu z nudów rozcięłam nożem kuchennym kremową skórę fotela. Nie był zły, kiedy popiół z papierosa przez przypadek spadł na obrus i zrobił w nim szpecącą dziurę. Byłam pewna, że nie zareaguje złością, niezależnie od tego co bym zrobiła. Musiałam przyznać, że potrzebowałam tak intensywnego spokoju bardziej niż kiedykolwiek. Mimo to spokój był względny; doskonale znałam powód jego opanowania. Całymi dniami chodził z buzującymi we krwi narkotykami, a po krótkim czasie bliskiej znajomości, ja również. Wystarczyło, że dwa dni po zakończeniu związku z Choiem zaproponował mi kreskę, a ja, traktując ją niczym szczere złoto, chętnie przyjęłam.
Dni płynęły monotonnie, ale przyjemnie. Paliliśmy papierosy, wciągaliśmy chude kreski lub łykaliśmy różnokolorowe tabletki. Mijały sekundy, minuty, godziny oraz dni, a nieprzerwanie czułam się dobrze. Było to dla mnie czymś nowym, wcześniej nienamacalnym; jeśli sięgałam w umysł widziałam tylko czarne chmury, teraz było zupełnie inaczej. Czułam się wolna; nie wiedziałam o niczym, niczego nie pamiętałam, nie musiałam zastanawiać się nad błahymi sprawami. Skupiałam się wyłącznie na tym, że jest mi dobrze. Obraz Kiko w ramionach Seunghyuna wymazywał się z pamięci, za co byłam wdzięczna wszelakim rodzajom substancji odurzających, którymi częstował mnie Kwon. Nie wiedziałam, ile nocy zostało przez nas zarwanych, ale z czasem zaczęłam się bać momentów, podczas których powieki zamknęły mi się na dłużej niż sekundę - zupełnie tak, jakbym miała zapaść w wieczny sen i już nigdy się nie obudzić.
Jiyong średnio co dwa dni znikał, by wkrótce wrócić z woreczkami pełnymi białych kryształów i tabletek, znów w zaskakujących kolorach. Uwielbiał eksperymentować. Kochał adrenalinę, którą czuł za każdym razem kiedy próbował czegoś nowego. Lubił nie wiedzieć, co zdarzy się później.
Łykanie MDMA podobało mi się bardziej od wciągania amfetaminy. Lubiłam kwaśny posmak, który dało się później wyczuć na języku; uwielbiałam leżeć na łóżku Jiyonga i wsłuchiwać się w muzykę lub tańczyć w salonie tak, jakby jutro miało nie nadejść. Zakochałam się w tych nocach, wieczorach, porankach. Przez krótkie chwile miałam wrażenie, że lubię życie, choć przypominało to bardziej niekończący się, bardzo długi sen. Była w tym pewnego rodzaju magia. Jiyong przez ten cały czas praktycznie w ogóle mnie nie dotykał, za co byłam mu wdzięczna. Jeden raz, po zjedzeniu różowych tesli, zebrało się nam na czułości; nie robiliśmy niczego, przez co nasza przyjaźń mogłaby ucierpieć i przerodzić się w coś więcej. Leżałam wtedy z głową na udach mężczyzny, ze skupieniem przejeżdżając paznokciem po jedynym wolnym miejscu, podczas gdy on gładził moje włosy. Spędziliśmy tak ponad pół godziny, gdy G-Dragon stwierdził, że należy zmienić nastrój, a na stole wylądowała biała kreska. Cofnęło nas to do normalności. Raz po raz, narkotyk za narkotykiem, a ja zaczynałam zapominać jak wygląda moje mieszkanie, o czym natychmiast go poinformowałam. Wydawało mi się to ważne, jednak mężczyzna mało co się przejął.
CZYTASZ
Your Priceless Advice || Park Bom ✓
FanfictionDwudziestego czwartego marca Park Bom obchodzi swoje urodziny. Większość ludzi traktuje dzień swoich narodzin jak święto i tak też robiła kobieta. Aż do tej pory. Tego roku kończy trzydzieści dwa lata i uświadamia sobie, że z każdym kolejnym dniem m...