Po krótkim czasie wszystko stało się zupełnie inne. Mój świat zaczął mienić się wszelakimi odcieniami szarości. Coś, co wcześniej powodowało szczęście, stało się fałszywe i okropne. Znajduję się na etapie, podczas którego nienawidzę świata, życia i tego miejsca. Nienawiść falowo płynie do mężczyzny i do mnie. Przez wszystkie złe uczucia nie jestem w stanie stwierdzić, do kogo strzeliłabym, gdybym otrzymała broń z jednym nabojem. Z pewnością poprosiłabym o drugi- tak byłoby najrozsądniej. Nie mam pojęcia, kogo w tej chwili nienawidzę bardziej, ale nie jestem w stanie wybrać jednego z nas jako "mniejsze zło".
— Bom.
Tamtego wieczoru przed wyjściem z mieszkania miałam ochotę rozszarpać jego twarz szponami lub bez oporu pociąć ten cholernie drogi płaszcz, po czym splunąć na buty warte kilka tysięcy.
— Bom.
Gdy już znajdowaliśmy się w taksówce, a ja słyszałam jego głos, miałam ochotę wepchnąć mu szmatę w usta- najlepiej nasączoną denaturatem. Niestety, nie posiadałam czegoś takiego w torebce od Fendi. Może gdybym nosiła ze sobą tego typu rzeczy, zdarzałoby się mi unikać nieprzyjemnych spotkań z rzeczywistością; nie potrafiłam przewidywać przyszłości, szkoda.
— Bom!
— Tak, kochanie? — z fałszywym uśmiechem przeniosłam na niego wzrok i zaczęłam prędko mrugać powiekami. Wiedziałam, że wyglądam dzięki temu jak lalka, jednak robiłam to nagminnie, bo właśnie tego ode mnie oczekiwał. Nie chciał rozumu ani uczuć, lecz dobrego wyglądu oraz posłuszeństwa. To było wszystko, co planowałam mu ofiarować od czasu naszej pamiętnej kłótni w salonie, na tym przeklętym puchatym dywanie, a on zdawał się nie mieć nic przeciwko temu.
— Do której planujesz tam zostać? — zapytał, przenosząc spojrzenie za szybę po swojej prawicy. Ułożyłam usta w dzióbek udając, że się zastanawiam, po czym przejechałam krwistoczerwonym paznokciem po barku, marząc w głębi duszy o tym, że żel nałożony na jego powierzchnię jest w stanie rozciąć ubranie oraz skórę mężczyzny. Zamiast tego zobaczyłam, jak znów wbija we mnie wzrok i marszczy brwi. Nie kazał mi jednak cofnąć dłoni, co uznałam za sukces.
— Nie wiem, skarbie. Zdam się na ciebie — zdobyłam się na najsłodszy głos, na jaki było mnie stać. Widziałam jak delikatnie drgnął mu kącik ust, najwyraźniej był zadowolony z mojej odpowiedzi. Oparł się wygodnie o siedzenie i westchnął ciężko, udając zmęczonego.
— Świetnie.
— No to... do której? — zapytałam, co ewidentnie wytrąciło go z rytmu; spojrzał na mnie jakby zobaczył mnie po raz pierwszy w życiu. Jedne moje mrugnięcie, a jego twarz po raz kolejny nie wyrażała żadnych emocji i zdawała się być kamiennym posągiem.
— Powiem ci, jak będziemy wychodzić — oświadczył poważnym tonem i złapał mnie za dłoń, przez co siłą woli musiałam powstrzymać się od głośnego, pełnego irytacji westchnięcia. Powoli splotłam nasze palce, choć wolałabym złamać mu wtedy rękę.
Miałam dość tych wszystkich gierek, a z drugiej strony nie potrafiłam z nich całkowicie zrezygnować. Co za żałość, brak dumy i słaby charakter.
Po wyjściu z samochodu podał mi swoje ramię, bym mogła się go złapać. To pierwszy raz, kiedy pokazujemy się naszym znajomym jako para, ale nie byłam z tego powodu zadowolona. Na usta przykleiłam fałszywy uśmiech, dając się prowadzić. Szliśmy równym, prostym krokiem, do momentu aż straciłam równowagę na schodach; mało brakowało, a złamałabym obcas, ale chłopak złapał mnie w odpowiednim momencie w talii, obdarzając przy tym wzrokiem pełnym nienawiści. Wolałabym uderzyć kolanami o zimny marmur, odczuwany ból byłby znacznie mniejszy. Życie jednak nie dawało mi wyboru nad losem.
CZYTASZ
Your Priceless Advice || Park Bom ✓
FanfictionDwudziestego czwartego marca Park Bom obchodzi swoje urodziny. Większość ludzi traktuje dzień swoich narodzin jak święto i tak też robiła kobieta. Aż do tej pory. Tego roku kończy trzydzieści dwa lata i uświadamia sobie, że z każdym kolejnym dniem m...