Patrzyła na nią zawzięcie, próbując idealnie odwzorować każdy, nawet najmniejszy detal w jej ciele. Zaczęła od pełnych, różanych ust, kończąc na niemal fiołkowych oczach.
– Nos mnie swędzi – powiedziała Madeleine, wywołując przy tym niekontrolowany uśmiech na twarzy Annamae.
Przerwała swą pracę, wyglądając zza płótno. Spojrzała na blondynkę, wznosząc brew do góry.
– Sama zgodziłaś się być moją modelką!
– Oh, bo nie wiedziałam, że bycie nią to tak ciężka praca... – mruknęła.
Machnęła dłonią, wracając do malowania. To sprawiało jej tyle radości, jak nic innego na ziemi. Mogła całymi dniami po prostu malować, oddawać się sztuce. Jej marzeniem był zawód artystki.
Nadawała się do tego – talent plastyczny i wokalny, powodowały, że miała do zaoferowania więcej.
Często napadały ją chwile melancholii, w których myślała nad dzisiejszym światem. Prawdą jest, że dzisiejsi artyści nie mają do zaoferowania tyle, co mieli ci przed nimi. Nie chodzi już o sam talent, ale i o osobowość. Artyści z przeszłości zazwyczaj mieli naprawdę szalone charaktery, zwariowane życie. Van Gogh był uzależniony od absyntu, nieraz zjadając farbę ze swych obrazów, gdyż ta miała ten sam składnik. Natomiast życie Micka Jaggera było ciągłą imprezą. Buntował się przeciw wszystkim i wszystkiemu, cały czas wzbudzając kontrowersję. Potrafił zahipnotyzować ludzi podczas swoich koncertów, poprzez taniec, jaki wykonywał. Wił się po scenie, niczym kobieta – to wyróżniało go od reszty.
Co wyróżnia dzisiejszych artystów? Nic.
– Skończyłam – powiedziała, odwracając płótno w stronę dziewczyny – I jak?
– Jejku... Masz prawdziwy talent, Annamae. Jest świetne – powiedziała z zachwytem, przyglądając się obrazowi bliżej.
Wtem dziewczyna przypomniała sobie o sytuacji z wczorajszej nocy.
Jej serce zabiło mocniej, a ona sama spojrzała na Madeleine wzrokiem pełnym ciekawości.
– Madeleine, czy mogę cię o coś spytać?
Blondynka kiwnęła głową.
– Mówiłaś, że znasz wiele tajemnic tego domu – zaczęła.
– Tak, mama opowiedziała mi to i owo. Czemu pytasz?
Rozejrzała się, by mieć pewność, że nikt nie przysłuchuje się temu, co mówi.
– Słyszałam coś dziwnego. Zdaje mi się, że ktoś krzyczał... w środku nocy. Wiesz co to mogło być?
Twarz Madeleine pobladła. Dziewczyna zmieszała się, nerwowo poprawiając kosmyki włosów, które wcześniej opadły na jej czoło.
– Nie, nie wiem. Musiało ci się wydawać – jej głos niekontrolowanie zadrżał.
Brunetka zmarszczyła brwi. Wiedziała, że dziewczyna kłamię. Nie była zbyt dobrą aktorką.
– Madeleine... – naciskała – Wiem, że wiesz co się dzieję. Wiem też, że nie wydawało mi się.
Blondynka niespodziewanie wstała z miejsca, otrzepując swoją sukienkę. Spojrzała na Annamae, kręcąc przy tym głową.
– Nie wiem. Nie możesz się we wszystko wtrącać! – jej ton momentalnie stał się bardziej surowy – Wydawało ci się. Odpuść.
Patrzyła jeszcze przez chwilę na nią, po czym odeszła.
Teraz Annamae miała pewność, że coś się dzieję.♤♤♤
Leżała w swoim łóżku, mając już przygotowaną latarkę. Musiała mieć pewność, że każdy już spał. Chciała zakraść się do tajemniczego pokoju i odkryć raz na zawsze co się za nim kryję.
Godzina dwudziesta trzecia była najbezpieczniejsza. Wtedy każdy z domowników już spał, a ona mogła śmiało chodzić po całym domu.
Kiedy zegar wybił te godzinę, dziewczyna powolnym krokiem wstała z łóżka, na palcach podchodząc do drzwi i delikatnie naciskając na klamkę. Miała szczęście, że zostały one wcześniej naoliwione, więc nie było możliwości, że zaczną skrzypieć.
Podążała ciemnym korytarzem z latarką w ręku, nie wiedząc tak naprawdę, czego ma się spodziewać. Równie dobrze to mogło być wszystko, nawet coś niebezpiecznego.
Nie mogła jednak teraz stchórzyć. Wiedziała, że ta sprawa nie dałaby jej spokoju przez długie lata, a może i nawet przez całe jej życie.
Najpierw zeszła na dół, do pokoju, w którym rodzina trzymała kluczę. Długo zajęło jej znalezienie tego konkretnego. Musiała się pośpieszyć.Podłoga lekko skrzypiała, więc musiała stawiać kroki naprawdę ostrożnie, by nie obudzić tym któregokolwiek z domowników. Nie wiedziała, do czego byliby zdolni, zastając ją tutaj. Mogłaby wtedy skłamać, że szukała łazienki, jednak wydaje się, że pani Bonovitch patrzyłaby na nią nieco bardziej podejrzliwie, niż do tej pory.
W końcu stanęła przed drzwiami owego pokoju. Oddech przyśpieszył, a serce znowu zaczęło mocniej bić. Bała się. Naprawdę bała się, jak nigdy wcześniej.
Włożyła do środka klucz, przekręcając go. Dotknęła klamki i delikatnie nacisnęła ją, sprawiając, że drzwi otworzyły się. Powoli weszła do środka, stając oko w oko z kompletną ciemnością.
W jednej sekundzie usłyszała cichy jęk, a później krzyk. Dochodził on z głębi pokoju. Trwało to jeszcze kilka sekund, aż nagle wszystko ustało.
Całe pomieszczenie wypełniła cisza tak mroczna, że zatęskniła za krzykiem.
Zrobiła kilka kroków naprzód, włączając przy tym latarkę. Pokój urządzony był w starym stylu.
Zdawać by się mogło, że był bardziej przerażający, niż reszta pokoi. Oświetliła inną część pokoju i... zamarła.
Na łóżku leżał przykuty białymi bandażami chłopak. Na oko w jej wieku, ale nie mogła tego dokładnie stwierdzić. Bandaże obwiązane były wkoło drewnianych stelaży, a głęboko zaciśnięte na jego nadgarstkach.
– Boże... – nie mogła wydusić z siebie nic więcej.
Jego twarz powoli przekręciła się, rzucając przerażone, ale i zmęczone spojrzenie brunetce.
– Kim jesteś? – spytał zachrypniętym głosem.
– Annamae – szepnęła – Kim ty jesteś?
– Nazywam się Lucien. Co tu robisz?
– Mieszkam... Czy to ty krzyczałeś?
– Tak... Ja po prostu – zaczął płakać, jednak w ostatnim momencie powstrzymał się, zaciskając usta w cienką linię – Nieważne... nie pozwalają mi o tym mówić.
Annamae uklękła, przyglądając się twarzy chłopaka. Jego włosy koloru ciemnego blondu były teraz rozwichrzone po całej jego twarzy. Jego rysy twarzy były ostre, jednak sama jego uroda była raczej delikatna. Jego jasne oczy mieszały się z kolorem czerwieni i fioletu.
– Czemu cię tu trzymają?
– Oni są naprawdę konserwatywni – pokręcił głową – Mają mnie za nic. To całe miasteczko zatrzymało się w dziewiętnastym wieku. Trzymają mnie, twierdząc, że muszę wyzdrowieć psychicznie.
– Czemu?
Chłopak przyjrzał się jej twarzy, zastanawiając się, czy aby na pewno może jej o tym powiedzieć.
– Jestem biseksualny. To już wystarczający powód, dla którego uznali, że jestem chory psychicznie. Nie jestem jak inni... lubię makijaż. Dobrze się w nim czuję, jednak dla nich to był drugi powód.
– Mogłabym... mogłabym cię stąd wydostać?
– Obawiam się, że nie możesz zrobić za wiele.
– Na pewno da się coś zrobić. Nie możesz siedzieć tu całe życie! Słuchaj – szepnęła, jak najciszej potrafiła – Uciekniemy stąd. Nie mam zamiaru zostać z ludźmi, którzy są potworami. Jutro przyjdę do ciebie o tej samej porze.
– Dobrze.
![](https://img.wattpad.com/cover/157811396-288-k558197.jpg)