I

47 6 1
                                    

  Chłodne nowojorskie powietrze powodowało gęsią skórkę na jej nagich ramionach. Czarna sukienka, mocno opinająca talię, wisiała na jej szczupłych, bladych ramionach, a czerwona szminka dobrze uzupełniała jej ciemny makijaż.

Ulice Nowego Jorku o tej porze nie należą do najbezpieczniejszych, dlatego czym prędzej chciała dostać się do celu swojej wędrówki. Szła szybkim krokiem, a czarne szpilki odbijały się od chodnika, powodując ledwie słyszalne stukanie.

Pożałowała, że jednak nie wzięła ze sobą czarnego płaszcza, gdyż pogoda zmieniała się na gorsze z każdą następną sekundą.

W końcu dotarła do budynku wykonanego z czerwonej cegły. Na tle innych, wyglądał całkiem zwyczajnie, jednak dla niej było w nim coś, czego nie było w żadnym innym budynku na terenie Nowego Jorku, a może i w całym kraju.

Weszła do środka, a ciepłe powietrze od razu uderzyło ją z dużą siłą. Westchnęła, ciesząc się ciepłem, po czym zamknęła drzwi, idąc dalej przez mały korytarz, aż do pokoju z wielką, czerwoną gwiazdą na drzwiach.

Otworzyła drzwi, a jej oczom ukazała się znajoma sofa, lustro, na którym już leżały kosmetyki i dziesiątki książek, ustawionych na szafkach obok.

    – Wreszcie – usłyszawszy głos, odwróciła się, zauważając niską blondynkę, której włosy pokręcone były tuż przy końcach.

   – Nie mogłam złapać taksówki – mruknęła, siadając przy lustrze.

Poprawiła swoje proste, kruczoczarne włosy, znowu odwracając się do blondynki.

   – Ale już tu jestem – uśmiechnęła się – Możesz iść.

Betty odwróciła się na pięcie, wychodząc z pomieszczenia, zostawiając ją samą.

Spojrzała w swoje lustrzane odbicie, fałszywie uśmiechając się do samej siebie. Gdyby mogła, spędzałaby tu cały swój czas. Nie chodzi tylko o to, że kochała swoją pracę – chociaż tak było – tak bardzo, że nie mogła bez niej żyć.

Odetchnęła głęboko, wstając ze swojego miejsca. Wyszła z garderoby, udając się na scenę.

  Kiedy stanęła twarzą w twarz z publicznością, usłyszała aplaus czy gwizdanie. Czuła na swojej twarzy gorący dotyk reflektorów, ustawionych na przeciwko niej.

Mówiło się o niej ‘Czarny Łabędź’. Jej delikatna, rysami przypominająca japońska uroda uwodziła i intrygowała, jednak każdy mógł śmiało stwierdzić, że prócz tego było tam coś jeszcze. Coś, co z całych sił krzyczało, byś uciekał jak najprędzej, jak najdalej.

Otworzyła usta, a z nich wydobył się piękny dźwięk. Jej śpiew był poezją, był najprzyjemniejszą dla ucha melodią, która krąży po twojej głowie jeszcze przez długi czas.

Potrafiła nim zahipnotyzować. Ludzie siedzieli, wpatrzeni w nią, wsłuchani w słowa, które chcę przekazać. Każdy jej występ był widowiskowy, dlatego Annamae Harrington była największym skarbem restauracji. Była jej dumą, pierworodnym, najbardziej oczekiwanym dzieckiem.

Przejechała wzrokiem po widowni, szukając znajomej twarzy. Miała ochotę śmiać się z samej siebie. Nikt się nie pojawił. Ani mama, ani ojciec. Prawda jest taka, że oboje byli zbyt pochłonięci swoimi problemami, by zauważyć swoją jedyną córkę. Nie miała im nawet tego za złe, przywykła do tego, pogodziła się z tym.

Uśmiechnęła się, próbując ukryć cały swój żal, po czym dokończyła piosenkę.

                             ♤♤♤

  Nigdy nie wiesz, co czeka cię za moment. Planujemy całe swoje życie, układając w głowach każdy nasz dzień, dzieląc je na kilka części, jednak prawdą jest, że nie wiemy co nas czeka. Czasem planujemy rzeczy, które nigdy nie doczekają się spełnienia, czasem nasze plany i marzenia stają się prawdą.

A czasem te wszystkie rzeczy może zburzyć jedna, nieprzewidziana, niezaplanowana przez nas.

  Światła na ulicy Atlantic Ave zapalały się i gasły naprzemiennie. Mrok spowijał opustoszoną już drogę, a tylko pojedyncze samochody informowały, że to miejsce nadal żyje.

Czarnowłosa podążała jak najszybciej potrafiła, by móc pozbyć się w końcu uczucia strachu, który opanował ją całą. Ulica ta straszyła nawet za dnia. Na zniszczonych już murach znad powieszonych kartek, zerkały twarze zaginionych dzieci. Świat o nich zapominał, a ich twarze po kolei pokrywały twarze kolejnych. Kiedyś byli znani na cały kraj, teraz nikt o nich nie wie. Dzieci odeszły, a zostały po nich tylko czarnobiałe fotografie ich uśmiechniętych twarzy.

Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy ujrzała dach swojego domu. Była zmęczona i jedyne czego pragnęła to kąpiel i sen.

Weszła do domu, zamykając za sobą drzwi. Zdziwił ją fakt, że wszystkie światła były zgaszone. Nie przejęła się jednak tym zbytnio. Gdy stanęła w progu kuchni, ujrzała stojący na stole laptop. Usiadła przy stole, przesuwając palcem, by urządzenie włączyło się. Na ekranie pojawiła się twarz jej rodziców. Zmarszczyła brwi, włączając filmik.

    – Mae – usłyszała głos swojej mamy – Pewnie zastanawiasz się, co do cholery się dzieję – z jej ust wydobył się nerwowy śmiech.

   – Nie przejmuj się. Nie mówiliśmy ci tego, bo nie chcieliśmy cię niepokoić – zaczął ojciec – Musieliśmy wyjechać. To nie sprawa służbowa, tylko... – machnął ręką – Opowiemy ci, kiedy wrócimy.

Z powrotem spojrzała na rodzicielkę, kiedy ta zaczęła mówić.

   – Naturalnie nie pozwolilibyśmy, żebyś na ten czas została sama, znasz nas. Jeżeli wróciłaś zgodnie z naszymi obliczeniami, za jakiś czas powinien pojawić się wuj George. Jeżeli wróciłaś później, pewnie go już spotkałaś. On wyjaśni ci to, o czym powinnaś wiedzieć. O resztę nie pytaj, nie powie ci.

  – Na jakiś czas zamieszkasz u kuzynki mojej babci. Mieszka w Anglii, zwiedzisz kawał świata! Jest dobrą osobą, na pewno ją polubisz.

  – To na tyle – uśmiechnęła się mama – Kiedy tylko będziemy mogli, zadzwonimy do ciebie. Proszę, nie miej nam tego za złe. Kochamy cię!

Filmik skończył się. Dziewczyna jeszcze przez chwilę siedziała kompletnie w szoku, przyglądając się jednemu punktowi.

Kilka minut później, zgodnie ze słowami rodziców, pojawił się wuj George.

najlepszy z głosów w mojej głowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz